Łukasz Luciński: Czym obecnie zajmuje się Zoran Radojevic?
Zoran Radojevic (ASA Tel Awiw): - Obecnie jestem zawodnikiem izraelskiego zespołu ASA Tel Awiw. Równocześnie rozpocząłem studia na wydziale wychowania fizycznego. Mimo tego mam sporo wolnego czasu, który spędzam na plaży, korzystając z gorącego izraelskiego słońca lub przed komputerem oddając się wirtualnej rozrywce. Obecny sezon rozpocząłem w Turcji jako szczypiornista ekipy Milli Piyango. Niestety źle się tam czułem, dlatego też w połowie sezonu zdecydowałem się na przenosiny do Izraela i ani trochę nie żałuję swej decyzji.
Co przeszkodziło Ci w kontynuowaniu kariery w Turcji?
- Na początku z kolegami dzieliła mnie ogromna bariera językowa, gdyż żaden z zawodników Milli nie posługiwał się biegle angielskim. Potem zaczęły się problemy z naszym trenerem, który nie widział mnie w składzie. Grałem mało, dlatego zdecydowałem się na przenosiny do Izraela. Przyznam szczerze, że poziom ligi tureckiej nie jest zbyt wysoki.
Czy żałujesz zatem, że odszedłeś z Wisły?
- Nie, bo to była moja własna i przemyślana decyzja. Szczególnie w drugim sezonie było mi bardzo ciężko. Prawie cały czas byłem sam i siedziałem całe dnie przed monitorem komputera. Poza tym chciałem coś zmienić i być ze swoja dziewczyną, a w Płocku nie było to możliwe, gdyż nie ma tutaj profesjonalnego siatkarskiego klubu. Niestety los spłatał mi figla i jak się skończyło wszyscy już wiemy.
Jak układają się twoje relacje z twoimi kolegami z obecnego zespołu?
- Tutaj atmosfera jest wprost wspaniała! Wszyscy chłopcy mówią po angielsku, po treningach często chodzimy na plażę lub na piwo, wieczorami zdarzają nam się wspólne wypady na imprezy. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku (śmiech).
A dlaczego zdecydowałeś się opuścić Płock?
- Razem z moją ukochaną, która jest siatkarką, chcieliśmy grać w drużynach z jednego kraju, gdyż mieliśmy dość rozłąki. Pojawiła się oferta z Hiszpanii, dlatego też nie zdecydowałem się na przedłużenie kontraktu w Płocku. Niestety nie dogadaliśmy się z Hiszpanami, co spowodowało, że nie mieliśmy już zbytniego wyboru… Ja wylądowałem w Turcji, a moja dziewczyna podpisała kontrakt z jednym z Greckich klubów.
Jak wspominasz swój pobyt w Wiśle?
- Na początku było bardzo ciężko. Nowy kraj, nowa kultura, nowi ludzie, nowy język. Jednak patrząc z perspektywy czasu jestem bardzo zadowolony z czasu spędzonego w Płocku. Będę zawsze wspominał Płock jak najlepiej.
Kto pomógł Ci w adaptacji w polskich realiach?
- W pierwszym sezonie mojego pobytu w Polsce miałem tutaj 4 kolegów z Serbii i czas spędzaliśmy razem. Mam tutaj na myśli zawodników występujących w tamtym okresie w sekcji piłki nożnej: Żarko Belladę, Mitara Pekovicia, Marko Colacovicia i Zivkovicia. Jeśli chodzi o chłopaków z mojej drużyny najbardziej pomogli mi Alosza Szyczkow i Witalij Titov. Z nimi od samego początku miałem bardzo dobry kontakt i świetnie się rozumieliśmy. Jestem m bardzo, bardzo wdzięczy za pomoc, jakiej mi wtedy udzielili.
A jak to się stało, że zostałeś zawodnikiem Wisły?
- Do Płocka trafiłem po Mistrzostwach Świata Studentów w Gdańsku. To tam wypatrzył mnie ówczesny trener Wisły Bogdan Zajączkowski i razem z Markiem Wolińskim namawiali mnie do gry dla Wisły. Zgodziłem się podpisać kontrakt i była to bardzo dobra decyzja.
Swego czasu głośno było o twoim konflikcie z trenerem Zajączkowskim…
- To nie było nic strasznego! Po prostu jak każdy zawodnik chcę grać i w pewnym momencie źle zareagowałem na decyzje naszego trenera, ale to nie był żaden poważny konflikt. Trener Zajączkowski od samego początku bardzo dobrze mnie rozumiał i mieliśmy ze sobą dobry kontakt.
Byłeś ulubieńcem kibiców, którzy nadal wspominają twoją efektowną grę. A jak ty oceniasz płockich fanów?
- Zapamiętam ich jako najlepszych fanów na świecie. Bardzo się cieszę, że mogłem dla nich grać i cieszę się, że miałem z nimi tak doskonały kontakt. Jednym słowem płoccy fani są fantastyczni!
Śledzisz wyniki Wisły i jej ligowych rywali?
- Czasem zdarza mi się zerknąć na wyniki i tabelę. Jestem w stałym kontakcie z wieloma zawodnikami Wisły, z którymi jeszcze w zeszłym roku grałem. Dlatego też przekazują mi oni na bieżąco nie tylko wyniki, ale i wszelkie nowinki związane z płockim klubem. Po meczach często rozmawiamy za pomocą komunikatorów internetowych, więc jestem na bieżąco.
Jak oceniasz poziom polskiej Ekstraklasy?
- Tak wysokiego poziomu nie widziałem ani w Turcji, ani tutaj, w Izraelu. Poziom jest dość wysoki, jednak, gdy drużyna zaczyna grać w pucharach europejskich to robi się pewien problem… Jest kilka dobrych ekip, a reszta nie jest już niestety tak mocna. Pamiętam jednak, że na mecze z potentatami takimi jak Wisła nikogo nie trzeba było motywować i każdy starał się grać na 120% swoich możliwości, co powodował, że szczególnie na wyjazdach było bardzo ciężko o zwycięstwo.
W tegorocznym finale spotkają się zespoły Wisły Płock i Vive Kielce. Kto jest twoim faworytem do mistrzostwa?
- Moim faworytem jest Wisła, choć Vive ma przewagę w postaci własnej hali w pierwszych meczach. Jednak ja uważam, że do wyłonienia zwycięstwa potrzebne będzie pięć meczów. W tym sezonie nie widziałem w akcji zawodników Vive, jednak mam nadzieję, że to na szyjach zawodników Wisły zawisną złote medale. Jednak, gdy grają dwa równorzędne zespołu o zwycięstwie lub porażce może decydować ten jeden rzut, jedna bramka, jedna strata, jeden faul… To jest piękno sportu. Jestem optymistą i myślę, że to moi niedawni koledzy z zespołu staną na najwyższym stopniu podium i to dla nich zostanie odegrany przebój zespołu Queen - "We are the Champions…"
Czy zdecydowałbyś się na powrót do Polski, gdyby pojawiła się taka możliwość?
- Trudno jest mi teraz odpowiedzieć na to pytanie. Obecnie gram w Izraelu, ale "never say never" (śmiech). Wiele może się jeszcze zdarzyć w mojej karierze, lecz teraz trudno nawet o tym myśleć. Jedno jest pewne- nigdy nie przywdzieję żółtej koszulki Vive.
Obecny sezon ligi izraelskiej dobiegł już końca. Masz zamiar zostać w Izraelu, czy raczej szukasz nowego pracodawcy?
- Tak, sezon dobiegł już końca, dlatego mam dużo wolnego czasu (śmiech). Jeszcze do końca nie wiem jak to wszystko będzie wyglądało w przyszłym sezonie, ale raczej tutaj nie zostanę. W Izraelu piłka ręczna nie stoi na zbyt wysokim poziomie i nie jest do końca profesjonalna. Większość chłopaków musi pogodzić grę ze studiami i pracą, przez co nie mamy zbyt wielu okazji do treningu. Poza tym jak dotąd nikt z klubu nie kontaktował się ze mną w sprawie nowego kontraktu.
Gdybyś miał możliwość wejścia do szatni Wisły przed finałowymi potyczkami i jakoś zmotywować swoich kolegów to co byś im powiedział?
- Sądzę, że taka motywacja nie będzie im potrzebna. To jest „Święta Wojna” i bój o złoto, dlatego też każdy z zawodników będzie chciał wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Jeśli jednak miałbym im coś powiedzieć to na pewno byłoby to lakoniczne zdanie: "Good Luck Wisła!".
Dlaczego zdecydowałeś się trenować piłkę ręczną?
- Na początku trenowałem lekkoatletykę, ale jestem człowiekiem szukającym kontaktu z innymi i źle się czułem musząc indywidualnie trenować. Dlatego spróbowałem swych sił w handballu, który był jedną z dyscyplin zespołowych, na które nacisk kładła moja szkoła. Pokochałem to i cieszę się do dziś grą.
W Płocku rozpoczęła się budowa nowej hali. Czy przyjedziesz zobaczyć nowy obiekt i kibicować kolegom w ich debiucie na nowym parkiecie?
- Do tego dnia jeszcze dużo czasu (śmiech). Ale jeśli akurat wtedy będę wolny to czemu nie? Można w końcu od czasu do czasu odwiedzić dawnych kolegów (śmiech).
Czy chciałbyś teraz dodać coś od siebie?
- Wszystkim zawodnikom Wisły chciałbym życzyć dużo, dużo zdrowia oraz wysokiej formy w meczach finałowych, aby udało im się pokonać Kielce i ponownie stanąć na najwyższym stopniu podium. Ponadto chciałbym pozdrowić bardzo, bardzo mocno najlepszych kibiców na świecie, którzy oczywiście noszą niebiesko-biało-niebieskie barwy! Jesteście po prostu najwspanialsi!