To NMC Górnik Zabrze miał cieszyć się z półfinału. Zespół odmieniony przez trenera Rastislava Trtika odprawiał z kwitkiem kolejnych przeciwników, u siebie ograł KS Azoty Puławy, w Pucharze Polski wyeliminował Orlen Wisłę Płock. Był rewelacją sezonu i głównym kandydatem do pozycji numer cztery (trzy?) w polskiej piłce ręcznej. W fazie zasadniczej wyprzedzili opolan o 24 punkty.
- Z całym szacunkiem dla Gwardii, ale z przebiegu sezonu nie zasłużyli na to, by być wyżej od nas w końcowej klasyfikacji. Wiemy, że play-offy rządzą się swoimi prawami i to oni są trochę bliżej celu. Ale też nie wyobrażam sobie ich awansu - podsycił atmosferę Marek Daćko. Górnik przed rewanżem był pod ścianą, tracił cztery gole (28:24), z powodu urazów nie mogli wystąpić Martin Galia, Mateusz Kornecki i Bartłomiej Tomczak.
- Profesjonalnemu sportowcowi nie wypada tak mówić. Zwłaszcza, gdy ma kolegów w zespole rywali. To chyba świadczy o niskim poziomie inteligencji. Przecież każdy ma takie same karty w rękach i może je rozegrać jak chce - skwitował Mateusz Jankowski. Jego zespół po dobrym meczu przegrał 23:25, ale obronił przewagę z Opola i niespodziewanie znalazł się w czołowej czwórce.
- Pomogły nam mecze w Pucharze EHF z Benfiką i RD Koper. Niedawno pokonaliśmy Azoty Puławy i byliśmy blisko awansu do finału Pucharu Polski. Uwierzyliśmy, że coś potrafimy. A Górnik nie okazał się taki straszny. Skupiliśmy się na sobie, wyciągnęliśmy wnioski z Pucharu EHF i udało się. Tak naprawdę oba spotkania przebiegały od początku pod nasze dyktando - ocenił obrotowy.
Gwardia zneutralizowała zalety Górników - poradziła sobie z innowacyjną (jak na polskie warunki) obroną, nie pozwoliła rozkręcić się zabrzańskim strzelcom, w bramce mur stawiał Adam Malcher. - Trenerzy spisali się bardzo dobrze. Każdy z nas wiedział, co ma robić. Stracić tyle goli z Górnikiem (24 i 25 - przyp. red.) to żaden wstyd. Pozwalaliśmy oddawać rzuty z dystansu, a Adam Malcher był w odpowiednim miejscu. Przygotowaliśmy się na różne warianty - wyjaśnił.
Jankowski grał już w ligowym półfinale z Azotami Puławy, ale awans z Gwardią jest dla niego szczególny. Przeszedł z zespołem drogę z I ligi do Superligi, nie zraziły go problemy finansowe i został w klubie. Po czterech latach w Opolu fetował półfinał.
- W cztery lata z pierwszej ligi do czwórki Superligi, to dla nas naprawdę duży wyczyn. W międzyczasie przydarzyły się jeszcze różne historie, o których chcielibyśmy zapomnieć, ale nie do końca da się, bo klub zalegał nam sporo pieniędzy. Pobyt w Gwardii był jak roller-coaster. Teraz skupiamy się wyłącznie na tym, co dobre - podkreślił Jankowski.
W półfinale opolanie najprawdopodobniej zmierzą się z Orlenem Wisłą Płock. Nafciarze wybitnie "nie leżeli" Gwardii, potyczki kończyły się okazałymi zwycięstwami wicemistrzów kraju. Do spotkania ponad tydzień, faworyt jest oczywisty, ale Jankowski od razu zapowiedział, że jego zespół nie wywiesi w szatni białej flagi.
- Na razie nie myślimy o Płocku, jesteśmy w euforii po awansie. Zapewniam, że nie położymy się na parkiecie. Nie pozwolimy Wiśle po prostu przyjechać i wygrać. Każdy ma swoje problemy, Wisła też. A my pokazaliśmy, że potrafimy rywalizować z mocnymi drużynami. Jeśli będziemy walczyć, to jakimkolwiek wynikiem się skończy, trzeba będzie go zaakceptować - zakończył kapitan Gwardii.
ZOBACZ WIDEO Polskie trio bezradne. Sampdoria Genua przegrała z US Sassuolo [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]