Debiutanci mają szczęście. HBC Nantes kopciuszkiem na salonach

Materiały prasowe / Stéphane Pillaud / Sportissimo / LNH / Eduardo Gurbindo (z piłką)
Materiały prasowe / Stéphane Pillaud / Sportissimo / LNH / Eduardo Gurbindo (z piłką)

Kolonia życzliwie wita gości, zwłaszcza tych, który odwiedzają ją po raz pierwszy. Dla HBC Nantes awans do najlepszej czwórki Europy to spełnienie marzeń. Marzeń klubu, który latami etosem pracy konsekwentnie pnie się w górę handballowej hierarchii.

W tym artykule dowiesz się o:

HBC Nantes nie ma: na ławce trenera, który wygrał już Ligę Mistrzów (jako jedyny zespół w stawce), w dorobku medalu Ligi Mistrzów (jako jedyni), doświadczenia w Final Four (jako jedyna drużyna obok Montpellier).

HBC Nantes ma: sezon życia, szczęście debiutanta, wiarę w zwycięstwo.

Zawsze w cieniu

Historia jakich wiele. Nantes przez lata jednoznacznie kojarzyło się z futbolem, szczypiorniaka spychając na dalszy plan. "Kanarki" brylowały bowiem nie tylko na krajowych boiskach (osiem mistrzostw, ostatnie w 2001 roku), ale i podbijały Europę: w sezonie 1995/1996 dotarły do półfinału Ligi Mistrzów. Zielono-żółtą koszulkę przywdziewali chociażby Claude Makelele, Marcel Desailly czy Roman Kosecki. W sezonie 2006/2007 FC Nantes po 44 latach nieprzerwanej gry w Ligue 1 spadło do 2 ligi. W odwrotną stronę - z piekła do nieba - powędrowali zaś szczypiorniści. Awans do Lidl StarLigue w 2007 roku to narodziny zespołu, który 11 lat później powtórzy sukces piłkarzy nożnych i zagra w półfinale Ligi Mistrzów.

Praca u podstaw

Cierpliwość jest cnotą, o czym doskonale wiedzą w Bretanii. Klub rozwijał się powoli, ale można powiedzieć: wzorcowo. W pierwszym sezonie bronili się przed spadkiem, potem na lata utknęli w środku peletonu, by w 2013 roku po raz pierwszy handballowy światek usłyszał o nich na poważnie. Wówczas zespół z Bretanii nieznacznie przegrał w finale Pucharu EHF z Rhein-Neckar Loewen, ale nikt nie miał pretensji. Thierry Anti i jego podopieczni zrobili wynik ponad stan.

Trzy lata później Nantes znów zameldowało się w finale Pucharu EHF. Tym razem na własnym parkiecie, ale znów w finale lepsi okazali się Niemcy. Teraz Frisch Auf! Goeppingen. Pozostał niedosyt. W kolejnym sezonie Francuzi rywalizowali już w Lidze Mistrzów po raz pierwszy w historii klubu. Zaczynając w grupach C/D awansowali do TOP 16, gdzie ulegli... Paris Saint-Germain HB. 13 miesięcy później ich drogi na europejskich parkietach znów się skrzyżują.

Jednocześnie Nantes zaczęło zyskiwać renomę kuźni talentów, najlepszymi przykładami są Jorge Maqueda czy Valero Rivera. We Francji nie bano się postawić na młodych, którzy w przyszłości stanowić mieli trzon zespołu.

Mieszanka wybuchowa

I w ten sposób skład Nantes to dziś prawdziwa mieszanka młodości z olbrzymim doświadczeniem. W kadrze Francuzów znajdziemy 21-letniego Romaina Lagarda, który nie raz potrafi wziąć na siebie ciężar gry i prowadzić grę zespołu. Miał się on jednak od kogo uczyć - cztery sezony w klubie spędził Alberto Entrerrios, który po zakończeniu kariery zawodniczej we Francji do dziś pozostał w sztabie szkoleniowym zespołu.

Na kole szaleje natomiast 24-letni Nicolas Tournat, przyszły zawodnik PGE VIVE, a wspomaga go 22-letni Dragan Dragan Pechmalbec. W kolejce (nie)cierpliwie czekają już inni dwudziestolatkowie, gotowi do gry na najwyższym poziomie. W Kolonii o medal bić się będą jednak jeszcze ich bardziej doświadczeni koledzy, których w Bretanii nie brakuje. Przez lata klub skusił kilka wielkich gwiazd. I tak młodych gniewnych w sobotę wspomagać będą: Cyril DumoulinOlivier Nyokas, Eduardo Gurbindo, Dominik Klein czy wreszcie Kirył Łazarow. To przepis na sukces?

Fart debiutanta

Turniej Final Four w Kolonii sparaliżował już nie jedną drużynę, mającą w szeregach wielkie nazwiska. Dla debiutantów jest jednak nader życzliwy. Ci, którzy po raz pierwszy dostają się do najlepszej czwórki, nigdy nie wyjeżdżają z Niemiec bez medali na szyi. Wystarczy zresztą przytoczyć ostatnie przykłady: AG Kopenhaga - brąz; PGE VIVE Kielce - brąz; Paris Saint-Germain - brąz; Vardar Skopje - złoto. Francuzi podtrzymają tradycje?

- Nie jest łatwo przetworzyć wszystkie małe, nowe czynniki, do których nie przywykliśmy. Dla wielu z nas to nowe i imponujące doświadczenie, dlatego sztab i zawodnicy z dłuższym stażem muszą trzymać rękę na pulsie i pomagać utrzymywać koncentrację - wyjaśnia Olivier Nyokas, rozgrywający francuskiej ekipy. Wtóruje mu trener Thierry Anti: - Bardzo cenimy fakt, że należymy do tego elitarnego kręgu, to dla nas prawdziwa duma. Do tej pory oglądałem "wielkie firmy" tylko w telewizji, a teraz jestem tutaj.

"Marzenie"

Kilka lat temu obecność Nantes w Kolonii było istnym science-fiction. Dziś także jest to duża niespodzianka. To przecież dopiero ich drugi sezon w Lidze Mistrzów w historii!

Trzeba też przyznać, że drogę do turnieju finałowego mieli dość łatwą, wszystko za sprawą świetnego, trzeciego miejsca w grupie, jedynie za plecami Barcelony i Vardaru. W 1/8 Nantes pewnie odprawiło z kwitkiem Mieszkow Brześć, w ćwierćfinale zaś nie mieli problemów z Skjern Handbold, które wcześniej "sprzątnęło" im z drogi Telekom Veszprem. W nagrodę w sobotę zmierzą się z PSG o finał Ligi Mistrzów.

Rock Feliho, dowódca obrony Nantes mówi: - Kolonia jest super! To wielki honor być tu z najlepszymi drużynami w Europie. Nie jesteśmy faworytami, ale w tym sezonie już pięć razy graliśmy z PSG i mamy nadzieję, że to my zwyciężymy półfinałowy mecz. To nasz cel i tego sobie życzymy. Rudolf Faluvegi dodaje: - Nie mówmy o oczekiwaniach, ale o marzeniach. Takim właśnie jest gra w Final Four i możliwość stania się najlepszą drużyną Europy. Jesteśmy tu, by je spełnić. Przyjechaliśmy po złoto, ale wiemy, że droga do tego jest długa i bardzo trudna - kończy.

ZOBACZ WIDEO Kielecki walec przejechał po Azotach. PGE VIVE blisko kolejnego finału!

Komentarze (0)