W Szczecinie spotkały się dwie drużyny, które w tym sezonie nie tylko nie poznały jeszcze smaku wiktorii, ale nawet nie dopisały do swojego dorobku choćby punktu. Bliżej tego celu była Sandra Spa Pogoń. Potrafiła postawić się faworytom. Była nim na papierze w meczu z Arką. I tym razem to udowodniła, choć po wielkich mękach.
Gospodarzom już od pierwszego gwizdka szło jak po grudzie. Bardzo długo nie mogli wstrzelić się w bramkę, której strzegł Maciej Pieńczewski. W tamtej fazie spotkania bronił niemal z 80-procentową skutecznością. Mógł tylko żałować, że jego koledzy nie są równie skuteczni, co on w przedniej formacji. Szczecinianie przełamali niemoc rzutową dopiero w 10. minucie, kiedy to rzut karny na bramkę zamienił Dawid Krysiak. Wydawało się, że w końcu coś drgnie w ich poczynaniach. Tak się jednak nie stało. Raziły błędy podań. Rzadko uruchamiali swojego kołowego - Arkadiusza Bosego0, który często walczył z dwoma rywalami.
W 21. minucie Arka objęła już trzybramkowe prowadzenie (7:4). Mimo że gdynianie często zatrzymywali się na Marku Bartosiku, to jednak ich ofensywa w tamtym czasie wyglądała ciut lepiej. Miejscowi zdołali dojść na bramkę kontaktową, ale do remisu wciąż nie mogli doprowadzić. Pewnie gdyby nie mieli w składzie Mateusza Zaremby, nawet po pierwszej połowie nic by z tego nie wyszło. Ostatecznie jednak, dodajmy po bardzo słabej dyspozycji obu drużyn, skończyło się remisem po 9.
Po zmianie stron wciąż to przyjezdni mieli minimalny zapas, który utrzymywali. Jeszcze przed upływem kwadransa drugiej połowy wszystko się jednak obróciło przeciwko podopiecznym Dawida Nilssona. Znacznie lepsze wrażenie sprawiał w końcu Paweł Krupa, który tym razem trafiał niemal wszystko. Właśnie za jego sprawą rezultat zmienił się na korzyść Pogoni (17:14). Kiedy zaś dołożył szóste trafienie, przewaga sięgnęła już czterech goli. Wydawało się, że trudno będzie to stracić.
Ostatnie 10 minut to już horror. Emocji, zwrotów akcji, błędów, zmarnowanych okazji, a także kar po obu stronach parkietu było aż nadto. Z bezpośrednią czerwoną kartką mecz zakończył Adam Wąsowski, który, zdaniem głogowskich arbitrów, faulował Roberta Kamyszka. Sytuacja była kontrowersyjna, ale sędziowie się nie zawahali. W 57. minucie mieliśmy już remis po 19. Stało się jasne, że w tym szaleństwie jedna akcja może mieć decydujący wpływ. Przy rzucie karnym ręka nie zadrżała Krysiakowi. Arka do ostatniej sekundy walczyła o remis. Jak przyznał po meczu Adam Lisiewicz, gdynianie przegrali mecz nie obroną, a nieskutecznością w ataku.
PGNiG Superliga, 4. kolejka:
Sandra Spa Pogoń Szczecin - Arka Gdynia 20:19 (9:9)
Sandra Spa Pogoń: Teterycz, Bartosik - Radosz, Wąsowski, Krupa 6, Bosy 2, Jońca, Jedziniak, Krysiak 6 (3/3), Matuszak, Rybski 1, Miłek, Zaremba 5, Fedeńczak.
Karne: 3/3
Kary: 18 min. (Wąsowski - 6 min., Zaremba - 4 min., Bosy, Krupa, Krysiak, Miłek - 2 min.)
Czerwona kartka: Adam Wąsowski w 51. minucie za faul na Robercie Kamyszku.
Arka: Michalczuk, Zimakowski, Pieńczewski - Ćwikliński 1, Przysiek, Jasowicz 2, Kamyszek 4, Souza, Czaja, Olszewski, Lisiewicz 2, Jamioł 3, Janikowski 2, Rychlewski 4 (1/1), Klapka, Da Silva Molino 1.
Karne: 1/1
Kary: 12 min. (Mollino, Jamioł, Janikowski, Jasowicz, Kamyszek, Rychlewski - 2 min.)
Sędziowie: Fahner, Kubis (obaj z Głogowa)
Widzów: 550
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Wielicki: Zachowanie Denisa Urubko mnie zaskoczyło. Wszyscy mieli do niego pretensje