PGNiG Superliga: święta wojna! Pogrążona w kryzysie Wisła podejmie rozpędzone Vive

WP SportoweFakty / Szymon Łabiński / Na zdjęciu: Marko Tarabochia w walce z Michałem Jureckim
WP SportoweFakty / Szymon Łabiński / Na zdjęciu: Marko Tarabochia w walce z Michałem Jureckim

Już w środę największe święto polskiego szczypiorniaka. Naprzeciwko siebie staną dwie najlepsze drużyny ostatnich lat - Orlen Wisła Płock i PGE Vive Kielce. W takich spotkaniach forma zespołów często traci na znaczeniu.

Elektryzujące, fascynujące, pełne napięcia, jedyne w swoim rodzaju. Mecze, w których plany taktyczne często nie sprawdzają się po pierwszych minutach, a górę biorą emocje oraz dyspozycja dnia. Spotkania, dla których chce się przychodzić do hali, które stanowią wizytówkę polskiego szczypiorniaka. Przed wami "święte wojny", ligowe klasyki pomiędzy Orlen Wisłą Płock a PGE VIVE Kielce.

Kiedyś to było

Jak rozpętała się płocko-kielecka wojna, tego dokładnie nikt nie wie. Jak wspominał Mariusz Jaroszewski, mecze pomiędzy obydwiema drużynami od zawsze charakteryzowały się podwyższonym ryzykiem.

Pierwsze przesłanki o narodzinach jednej z największych polskich utarczek to sezon 1992/2993 i faul Krzysztofa Kisiela na Zbigniewie Robercie. Obecny trener drugiego zespołu Wisły wyrwał rękę ze stawu barkowego swojego rywala. W odwecie Krzysztof Wróblewski wracał z następnego meczu w Kielcach pozbawiony kilku zębów.

Prawdziwe emocje nadeszły jednak 3 lata później. Rok 1995, mecz w pamiętnej hali Chemika w Płocku. Prowokowany przez zawodników z południa Polski Andrzej Marszałek postanowił na własną (dosłownie) rękę wymierzyć sprawiedliwość i spoliczkował kołowego ówczesnej Isky - Dariusza Wcisłę. A że obrotowy kielczan pamiętliwym graczem był, po meczu chciał się "zrewanżować" popularnemu "Bibanowi". Pech chciał, że Marszałka nie zawiódł bramkarski refleks, a cios Wcisły otarł się o... żonę płockiego golkipera. - Nic wielkiego, powiedziałbym teraz - komentował później jeden z legendarnych zawodników płockiej ekipy. - Rozmawialiśmy dwa tygodnie po tym meczu, bardzo fajnie Darek się zachował. Przeprosił moją żonę, kupił kwiaty. Dżentelmen - powiedział Marszałek w materiale przygotowanym przez stację Canal+.

Czasy teraźniejsze

Magia "świętej wojny" to nie tylko zawodnicy, ale również hale i trybuny - zarówno płocki Blaszak, jak i hala przy ul. Krakowskiej w Kielcach były obiektami, powiedzielibyśmy teraz, kameralnymi. W każdej z ich części czuć było bliskość fanów, rywala, nieustającą presję. W związku z przeprowadzką do nowocześniejszych obiektów, część tego czaru mogła prysnąć, tak jak słynny "nadkomplet" w protokołach pomeczowych.

Obawy jednak się nie spełniły i urok pojedynków trwał nadal. Blask dawnych starć rozlał się po większej powierzchni i skupił przede wszystkim na trybunach, gdzie najbardziej zagorzali sympatycy Nafciarzy i Iskry konkurowali o miano "tych lepszych". A robili to do tego stopnia umiejętnie, że emocjom ulegali również szkoleniowcy.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: MMTS postraszył PGE VIVE w pierwszej połowie. Nie zabrakło efektownych akcji [WIDEO]

Ponownie jesteśmy w Płocku, tym razem już w Orlen Arenie. Maj 2014, finały polskiej ligi. Przy linii bocznej szaleje trener Wisły, Manolo Cadenas, który zostaje ukarany żółtą kartką za pokrzykiwania na swojego vis-a-vis, Tałanta Dujszebajewa. Chwilę później, na parkiecie wybucha zamieszanie po faulu jednego z obrońców Nafciarzy na Żeljko Musie. Sytuację wykorzystuje Dujszebajew, który podbiega do opiekuna gospodarzy, po czym wyprowadza cios prosto w brzuch.

Ot, zwykła sytuacja na zwykłym meczu, prawda? No oczywiście, że nie, w końcu mówimy o hitach, które odbijają się szerokim echem nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Nie należy się zatem dziwić, że emocje udzielają się wszystkim aktorom tego spektaklu.

Czas na ucztę!

Starcia pomiędzy Wisłą a Vive, chociaż wciąż obfitujące w gorące sytuacje, nie gwarantują już takich emocji jak kiedyś. Mistrzowie Polski wyraźnie odjechali w ciągu kilku ostatnich lat płockiemu zespołowi. Potwierdzają to wyniki: ostatnie zwycięstwo Nafciarze odnieśli w 2016 roku, wcześniej - dopiero w 2014! Kielczanie z równorzędnego rywala stali się niedoścignionym przeciwnikiem.

Jakby tego było mało, 7-krotni zwycięscy krajowych rozgrywek notują od października pasmo rozczarowujących występów. Porażki z Górnikiem Zabrze, Abanca Ademar Leon czy Dinamo Bukareszt z pewnością chluby płocczanom nie przynoszą ani też nie nastawiają dobrze przed derbowym pojedynkiem.

Z zupełnie innego pułapu startują za to gracze Vive. Rozpędzeni po weekendowej wygranej z Vardarem Skopje kielczanie są zmotywowani, żeby po raz kolejny udowodnić swoją wyższość. Gracze z południa kraju nie lekceważą jednak rywala. - Wisła Płock zawsze jest niebezpieczna, szczególnie grając w domu - przestrzega Krzysztof Lijewski.

Święta wojna to nie jest mecz jak każdy inny. To spotkanie pełne nerwów na parkiecie i trybunach, starcie, w którym niejednokrotnie najlepsze zagrywki po prostu się nie sprawdzały. W takim pojedynku każdy wynik jest możliwy. I nie zmieni tego fakt, iż kielczanie zdominowali ostatnie potyczki z Nafciarzami. Mecze mistrza z wicemistrzem, zderzenia dwóch najlepszych drużyn z ostatnich lat to zawsze nadzieja na prawdziwą, handballową ucztę.

Początek szlagieru w środę (17.10) o godzinie 20:15.

PGNiG Superliga, 8. kolejka

Orlen Wisła Płock - PGE Vive Kielce / 17.10.2018, godz. 20:15

Źródło artykułu: