Zaufanie i pewność siebie. Bartłomiej Tomczak o tajemnicy sukcesu Górnika

Materiały prasowe / KRZYSZTOF KUROŃ / NMC GÓRNIK ZABRZE / Na zdjęciu: Bartłomiej Tomczak
Materiały prasowe / KRZYSZTOF KUROŃ / NMC GÓRNIK ZABRZE / Na zdjęciu: Bartłomiej Tomczak

Wygrali 11 meczów z rzędu i nie zamierzają na tym poprzestać. Jeśli szczypiorniści Górnika Zabrze pokonają w niedzielę Arkę Gdynia, zakończą I rundę PGNiG Superligi na pozycji wicelidera. To m.in. zasługa skrzydłowego zabrzan Bartłomieja Tomczaka.

To najdłuższa, zwycięska seria Górnika od sezonu 2013/2014, gdy po raz ostatni stanął na podium rozgrywek, zdobywając brązowy medal. Już wtedy w jego składzie był 33-letni skrzydłowy, dla którego to już 6. sezon spędzony w Zabrzu.

- Myślę, że nasza bardzo dobra gra to w pierwszej kolejności zasługa trenera Trtika - wyjaśnia Tomczak. - Udało mu się odmienić nasz zespół jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu, ale w najważniejszym momencie wypadło nam z powodu kontuzji trzech kluczowych zawodników, więc musieliśmy obejść się smakiem i nie było nas nawet w półfinale. Na szczęście nie zniechęciło to prezesa klubu Bogdana Kmiecika, który ściągnął przed obecnymi rozgrywkami graczy na newralgiczne pozycje, dzięki czemu znowu walczymy o wysokie lokaty. Ponadto warto podkreślić, że świetnie wyglądamy pod względem fizycznym, co wynika nie tylko z pracy, jaką wcześniej wykonaliśmy, ale też umiejętnego rotowania składem, bo każdy z nas spędza na boisku ok. 30 minut. Dzięki temu w ostatnim kwadransie meczu mamy jeszcze siły, by przycisnąć rywali i zapewnić sobie zwycięstwo. Oczywiście, trudno nie cieszyć się z takiej passy, ale jeszcze nic nie wygraliśmy, więc na razie skupiamy się na meczu z Arką, bo chcemy w dobrych humorach udać się na przerwę świąteczno-noworoczną.

Jak dodaje Tomczak, trener Trtik nie zmuszał nikogo do zaakceptowania swojej wizji prowadzenia drużyny, ale zrobił to w drodze zaufania. - Jest na pewno dobrym psychologiem - mówi o szkoleniowcu skrzydłowy. - Odkąd jest w klubie, bardzo dużo z nami rozmawia, zarówno na forum, jak i z każdym indywidualnie. Dzięki temu wiemy, czego od nas oczekuje, dlaczego podejmuje takie, a nie inne decyzje. Sporo czasu poświęcamy na analizę swojej gry i skrupulatnie realizujemy boiskowe zadania, a co najważniejsze to przynosi skutki, bo do każdego spotkania jesteśmy odpowiednio przygotowani taktycznie, mentalnie i po prostu wygrywamy.

Górnik mógł w kończącej się już rundzie zaimponować nie tylko liczbą zwycięstw, ale również okolicznościami, w jakich je odnosił, bo najlepszą grę pokazywał na ogół w końcówkach spotkań. - Punktem wyjścia do tego jest wspomniane wcześniej przygotowanie fizyczne, ale nie tylko - kontynuuje Tomczak. - To także efekt budowania pewności siebie, procesu, który trwa w naszym zespole od półtora roku. Składają się na to kolejne zwycięstwa, ale też codzienna praca na treningach, bo sam widzę, że rośniemy z tygodnia na tydzień, i mam nadzieję, że będziemy się dalej rozwijać w tym kierunku. Zawiesiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko i nie chcemy sie z tego wycofywać - wręcz przeciwnie, ale liczymy też na trochę szczęścia, mianowicie, że w dobrym zdrowiu dotrwamy do końca rozgrywek.

Wśród ważnych dla układu tabeli spotkań było wyjazdowe starcie z Orlenem Wisłą, które Górnik wygrał 26:25. - To paradoks, bo akurat ten mecz był zupełnie przeciętny w naszym wykonaniu - mówi skrzydłowy. - Z drugiej strony to właśnie pokazuje naszą tegoroczną siłę, bo jeśli grając nie najlepiej, również jesteśmy w stanie punktować, to tym lepiej dla nas. Myślę, że o zwycięstwie w Płocku zdecydowała konsekwentnie realizowana taktyka, ale też opłaciło się ryzyko, jakie podjęliśmy, bo przez całe spotkanie graliśmy w ataku siedmiu na sześciu. Nasi przeciwnicy naprawdę mogą się jeszcze mocno zdziwić, bo mamy w zanadrzu przygotowanych wiele niespodzianek dla wszystkich drużyn PGNiG Superligi.

To nie tylko udana runda dla Górnika, ale i samego Tomczaka, który zresztą od wielu lat prezentuje równą, stabilną formę, co roku znajdując się w czołówce strzelców całej ligi. - Nie ukrywam, że ciężko na to pracuję - tłumaczy. - Tak samo było w Lubinie, później w Kielcach czy obecnie w Zabrzu. Co więcej wszędzie tam trafiałem na bocznych rozgrywających, którzy nie bali się podawać mi wielu piłek, a ja odpłacałem za ich zaufanie skutecznie wykańczanymi akcjami. Kluczowe w tym wszystkim jest jednak znać dobrze swój organizm, wiedzieć, kiedy ciało potrzebuje mocniejszego treningu, kiedy przystopowania. Do tego dochodzi odpowiednia dieta i jej suplementacja oraz umiejętnie zaplanowany odpoczynek między sezonami. Natomiast fakt, że mogę w pełni skupić się na tych niuansach, zawdzięczam też udanemu życiu rodzinnemu, bo mam je poukładane i nie mogę na nic narzekać.

- Mam 33 lata i to mój 15. sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej, a miałem tylko jedną poważną kontuzję, gdy z powodu problemów z łokciem straciłem w czasie pobytu w Kielcach niecałe pół roku. Mam nadzieję, że pogram na dobrym poziomie jeszcze kilka lat i że moja dyspozycja będzie też miała przełożenie na wyniki całego zespołu - kończy.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Miazga w hicie! Azoty nie zdobyły Orlen Areny

Źródło artykułu: