2016 rok był szalony dla Walczaka. Trzyletnia umowa z VIVE, debiut w Lidze Mistrzów, powołanie do kadry i udział w MŚ 2017. W Kielcach grał jednak niewiele, od ławki albo trybun wolał wypożyczenie do beniaminka ligi francuskiej. Zamiast życia na walizkach wybrał stabilizację - rozstał się z VIVE i związał się z niemieckim TuS N-Luebbecke. Spisywał się na tyle dobrze, że redakcja WP SportoweFakty uznała go najlepszym polskim obrotowym 2018 roku.
Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Będzie pan pierwszy, który powie "Polacy wyjeżdżajcie"?
Patryk Walczak, obrotowy reprezentacji Polski i TuS N-Luebbecke: Bywały lepsze i gorsze momenty, ale generalnie polecam wyjazd za granicę, to fajne doświadczenie. Mam teraz trochę inne spojrzenie na piłkę ręczną.
Nie ma się czego bać? Nie brakowało Polaków, którzy odmówili zagranicznym klubom.
Wiadomo, że to indywidualna sprawa, każdy inaczej zniesie wyjazd. Dużo zależy też od środowiska, do którego trafi. Jeśli od początku uda się złapać kontakt z zawodnikami i sztabem, to łatwiej poradzić sobie w nowym otoczeniu. Sam miałem taki moment we Francji, kiedy niespecjalnie dogadywałem się z miejscowymi graczami. Znacznie szybciej pękły lody z zagranicznymi zawodnikami, potem wszystko się na szczęście wyrównało.
Gdy w 2016 roku przechodził pan do VIVE, zapowiadało się, że kariera potoczy się inaczej. Zamiast trzech sezonów w Kielcach skończyło się na jednym.
Początek był oczywiście trudny, po kilku tygodniach moja przygoda z VIVE zaczęła się lepiej układać, odnalazłem się w nowej rzeczywistości, ale akurat dopadł mnie uraz. Operacja śródręcza, reoperacja, bo kości zostały źle złożone, w efekcie dwa miesiące przerwy. Wróciłem do gry przed MŚ 2017, pojechałem na turniej, ale potem nie udało mi się odzyskać pozycji w składzie VIVE. Uznaliśmy, że dobrze zrobi mi wypożyczenie. Od dzieciństwa chciałem wyjechać poza Polskę, to była moja wizja kariery. W końcu nadszedł taki moment.
Patryk Walczak przyszedł do Kielc jako obrońca?
Po czasie też stwierdziłem, że tej defensywy było faktycznie więcej, a ja jestem zawodnikiem, który lubi pograć w ataku. Zawsze wolałem być kompletny. Na pewno nie żałuję przygody w Kielcach, dużo wyniosłem z tego okresu. Znalazłem się wewnątrz poważnego klubu. Zobaczyłem z bliska wielkich zawodników jak Karol Bielecki, Sławomir Szmal czy Michał Jurecki, na własne oczy przekonałem się, jak pracują. Nawet teraz korzystam z wiedzy, którą nabyłem w VIVE, szczególnie dużo podpatrzyłem od Julena Aguinagalde. Do tej pory podziwiam go za technikę rzutu.
Beniaminek ligi francuskiej z Massy był jedyną opcją?
Nie, interesował się też klub z Hiszpanii, mogłem jeszcze czekać na rozwój wypadków i kolejne propozycje. Stwierdziłem, że liga francuska staje się coraz atrakcyjniejsza i warto się tam spróbować, nawet w beniaminku.
Francja to dość specyficzny kierunek. Nie dość, że mocne rozgrywki, to język nie należy do szybko przyswajalnych.
Faktycznie, z komunikacją bywało różnie. Na całe szczęście Massy znajdowało się blisko Paryża. Miałem odskocznię, mogłem pojechać z narzeczoną na weekend do stolicy, a tam ze względu na turystów więcej osób potrafiło i chciało rozmawiać po angielsku. Z perspektywy czasu oceniam ten wyjazd bardzo pozytywnie.
Tylko nie udało się utrzymać…
Szkoda, że tak wyszło, ale mieliśmy perypetie z bramkarzami w trakcie sezonu. Wydaje mi się, że po prostu zabrakło klasowych zawodników. Pamiętam, że przeżyłem szok, gdy po przyjeździe do mocnej ligi, ponoć bardzo profesjonalnej, 4-5 doświadczonych zawodników z pierwszego składu pojawiało się na treningach 3-4 razy w tygodniu, bo normalnie pracowali. Przez cały sezon.
Abstrahując od spadku, dla pana były to udane rozgrywki. Prawie 50 bramek, dużo minut w obronie.
Kiedyś śmiałem się z kolegami w szatni. Zapytali mnie: - Jak to jest, że jedziesz na kadrę i grasz w obronie, a u nas tylko w ataku? Trener wyjaśnił potem, że zależało mu na tym, bym zaoszczędził siły na atak, w kryzysowych momentach pomagałem w defensywie.
VIVE zaproponowało powrót po roku we Francji?
Kilka miesięcy czekałem na telefon z ostateczną decyzją, ale to nie tak, że codziennie ślęczałem przy telefonie, specjalnie o tym nie myślałem. W końcu dowiedziałem się, że czeka mnie kolejne wypożyczenie. Spodziewaliśmy się dziecka, więc chciałem uniknąć corocznych przenosin. Zależało mi na osiedleniu się. Pojawiła się oferta z Luebbecke, dość szybko porozumiałem się z klubem. Długość kontraktu była kluczowa, ze względu na rodzinę chciałem być zabezpieczony. Kiedy zobaczyłem, że mam ofertę akurat z Luebbecke, to bardzo się ucieszyłem. Znałem historię występów Polaków w TuS, nie słyszałem negatywnych opinii na temat tego klubu.
Domyślam się, że przez kilka miesięcy kibicował pan Luebbecke, by utrzymało się w Bundeslidze.
Śledziłem ich losy od marca, miałem nadzieję, że uda się utrzymać. Bundesliga jest jednak na tyle wyrównana, że do samego końca nie można być pewnym ligowego bytu. W kwietniu byli o krok od utrzymania, ale zremisowali z Erlangen, od tego momentu wszystko się posypało. Na koniec Piotrek Wyszomirski z Lemgo zrobił nam psikusa, został MVP spotkania i Luebbecke spadło.
I zamiast najlepszej ligi świata została 2. Bundesliga.
Stwierdziłem, że nie musi być to złe rozwiązanie. Przechodziłem do nowego otoczenia i pomyślałem, że taki sezon na zapleczu - oby tylko jeden - może okazać się przydatny w aklimatyzacji.
W niemieckim środowisku szybko się pan odnalazł. 55 bramek w 20 meczach, jak na obrotowego więcej niż dobrze.
W porównaniu do Francji trafiłem na zawodników lepszych technicznie. Środkowi Łukasz Gierak i Kenji Hoevels lubią grać z kołem. Na prawej stronie Estończyk Dener Jaanimaa, do niedawna występujący w THW Kiel. Od pierwszego sparingu bardzo dobrze się z nim rozumiałem, dostałem wtedy z sześć piłek i trener uznał, że musimy grać razem. Początek sezonu był kiepski, parę meczów przegraliśmy na własne życzenie. Potem zaczęło się zazębiać i znowu przytrafiła się słabsza końcówka.
Po transferze do Lipska Maciej Gębala powiedział mi, że w Niemczech biją mocno i nawet na treningach jest walka na całego.
Rzeczywiście można mocno oberwać, aczkolwiek zdarzyło mi się bodaj raz w trakcie spotkania. Osobiście lubię taki styl, sędziowie pozwalają na dużo, oczywiście w ramach przepisów. Co do treningów, wystarczy oddać niecelny rzut i trener jest niezadowolony. Masz świadomość, że zaraz przejdziesz z ataku do obrony i możesz na tym stracić. Panuje niemiecka perfekcja, trzeba zagrać dokładnie tak, jak tego wymaga szkoleniowiec.
2018 rok był całkiem udany, z jednym wyjątkiem - kadra. Nieudane prekwalifikacje MŚ 2019 i klęska z Izraelem w el. ME 2020 kładą się cieniem. Pytałem wielu kadrowiczów szczególnie o ten drugi mecz, za każdym razem słyszałem, że trudno wyjaśnić, czemu zagraliście aż tak fatalnie.
Mógłbym powiedzieć dokładnie to samo. Potem myślałem sobie, że każdy chciał, może nawet za bardzo, bo niepotrzebnie spięliśmy się. Jak na złość, nic nam nie wychodziło, a Izraelczykom wszystko. Nawet po powrocie do klubu nie mogłem dojść do siebie, koledzy z zespołu widzieli, że chodzę jak struty. Nie ma się co rozczulać, stało się. Trzeba zakasać rękawy.
Awansujemy na ME 2020?
Każdy jest przekonany, że nas na to stać. A ja jestem nawet pewny, że zakwalifikujemy się do turnieju.
Z Patrykiem Walczakiem w składzie? Do kadry aspiruje chociażby Paweł Salacz.
To pytanie do Piotra Przybeckiego. Jeśli się w nim znajdę i trener będzie chciał ze mnie skorzystać, to na pewno dam z siebie wszystko, aby osiągnąć wyznaczony cel.
ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: Tottenham bez litości. 7 goli w meczu z ekipą z niższej ligi [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]