Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Świetne spotkania w Wybrzeże Gdańsk, mnóstwo bramek wiosną, zainteresowanie mocniejszych klubów, w końcu transfer do Azotów. 2018 rok najbardziej udanym w karierze?
Łukasz Rogulski, obrotowy Azotów Puławy: Na pewno ostatnie miesiące okazały się przełomowe. Trudno nawet powiedzieć, skąd wzięła się taka zwyżka formy. Akurat był to okres, w których dobrze graliśmy jako zespół, wiele pozytywnych spraw nałożyło się na siebie. Miałem z tyłu głowy dodatkową motywację, bo wiedziałem, że chcę zrobić krok naprzód, zamierzałem z jak najlepszej strony pokazać się mocniejszym zespołom. M.in. rzuciłem Wiśle 10 bramek, a wówczas klub z Płocka poważnie się mną interesował, więc naturalnie siedziało mi w głowie, że muszę się szczególnie postarać. Brałem na siebie ciężar zdobywania bramek, miałem też dobre momenty w kadrze B. Wiosną naprawdę dużo wychodziło.
Pewnie pomogło też zgranie, bo Wybrzeże od kilku lat nie dokonywało rewolucji kadrowej.
Zdecydowanie. Z niektórymi zawodnikami, m.in. Adrianem Kondratiukiem, uczyliśmy się w SMS-ie, potem pięć lat spędziliśmy w Wybrzeżu. W końcu nasze zgranie zaowocowało. W Gdańsku na tym bazowaliśmy.
ZOBACZ WIDEO Debiut Leona w kadrze Polski coraz bliżej. "Mieć go w drużynie to jak oszukiwać. Jest po prostu za dobry!"
Tak się pan spodobał Wiśle, że do transferu zabrakło bardzo niewiele.
Jedną nogą byłem w Płocku, ale Wisła miała akurat trudną sytuację na rozegraniu. Poważnej kontuzji doznał Tomasza Gębala i stwierdzili, że priorytetem jest zawodnik do drugiej linii kosztem trzeciego obrotowego. Ostatecznie usłyszałem od prezesa Wiśniewskiego, że nie znajdą się pieniądze na mnie. Szukałem alternatywy na zachodzie. Nie pojawiła się oficjalna oferta, ale długo rozmawiałem z pewnym zespołem 2. Bundesligi. Postawili na Niemca i szansa przepadła. Trafiłem do Puław i wyszło bardzo dobrze.
Ponoć Azoty odzywały się już wcześniej?
Rok temu obowiązywał mnie kontrakt z Wybrzeżem i potencjalny kontrahent musiał wyłożyć pieniądze, więc Azoty zrezygnowały. Jednocześnie od razu klub zapytał, czy będę zainteresowany transferem za rok. Planowałem wrócić do rozmów po kolejnym sezonie. W negocjacjach pomógł mi Damian Wleklak, któremu zależało mu na moim rozwoju. Nie planował zatrzymać mnie w Gdańsku za wszelką cenę, rozmawiając z Azotami zaoferował mnie i wystawił dobre recenzje.
Azoty to dobra szkoła życia dla obrotowego, trafił pan pod skrzydła Bartosza Jureckiego. Trudno o lepszy wybór.
Ani przez moment nie żałowałem. Podjąłem właściwą decyzją, chociażby dlatego, że niedługo zagramy w europejskich pucharach m.in. z THW Kiel, a w Gdańsku póki co nie istnieje taka możliwość. Dodatkową motywacją do transferu była osoba trenera. Tak ja w Gdańsku leworęczni rozgrywający są w świetnej sytuacji, bo szkolą się pod okiem Marcina Lijewskiego, tak ja pracuję z profesorem pod względem gry na kole.
Co stało się z Azotami jesienią? Zamiast pogoni za Wisłą spora strata do podium. Pięć porażek zagęściło atmosferę.
Nie umiem do końca wyjaśnić, czemu pod koniec roku szło nam słabiej. Początek sezonu był świetny, graliśmy na 110 proc. możliwości. Potem doszły europejskie puchary, mocno skupiliśmy się na Islandczykach z Selfoss, może trochę zapominając o ligowych rywalach. Dwie druzgocące porażki z VIVE i Wisłą bardzo podcięły nam skrzydła. Szczególnie ta w Kielcach, gdzie jechaliśmy przynajmniej powalczyć, zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Od tamtej pory coś się zmieniło, przyszły gorsze występy. Wygrany, ale niezbyt udany mecz z Pogonią, nieszczęsny wyjazd do Piotrkowa, żenujące spotkanie w Płocku. Fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani, może w głowie siedzą nam poprzednie porażki. Nie możemy jednak się usprawiedliwiać.
Jesienią rzucił pan 31 ligowych bramek. Biorąc pod uwagę sezon w Wybrzeżu, to wynik poniżej oczekiwań, ale trzeba pamiętać, że w Azotach kołowi nie są przesadnie eksploatowani.
Chciałbym dostawać jak najwięcej piłek, ale zdawałem sobie sprawę, że Azoty bazują głównie na sile rozgrywających. Bartkowi Jureckiemu jakby bardziej ufali, ja dopiero się z nimi docierałem. Zresztą nie będę ukrywał, że początek rozgrywek nie należał do bardzo udanych w moim wykonaniu, trudno wkomponować się w nowy zespół. Nie czułem się aż tak pewnie i może dlatego nie korzystali ze mnie tak często. Później w trudnych momentach pokazałem, że zasługuje na zaufanie, pod koniec roku było pod tym względem lepiej.
W 2018 roku zabrakło jedynie występów w pierwszej reprezentacji?
Po takim roku miałem nadzieję, że pojawię się w kadrze. Mój styl gry chyba niekoniecznie pasuje trenerowi Przybeckiego. Nie występuje w środku obrony, tylko bardziej z boku. Na razie selekcjoner bazuje na innym typie obrotowych - wysokich, silnych, potrafiących poradzić sobie w środku defensywy. Nie było sygnałów z pierwszej reprezentacji, cieszy mnie, że ufa mi trener Patryk Rombel i pojawiam się na zgrupowaniach kadry B. Mimo że mierzymy się z drugimi reprezentacjami, to przyjeżdżają dobrzy zawodnicy. Zawsze to jakieś ciekawe doświadczenie, przetarcie z innym stylem.