W Zaporożu padł remis, więc to starcie w Kielcach było decydujące. Żółto-biało-niebiescy mieli przewagę własnego parkietu i skrzętnie ją wykorzystali. Już w pierwszych minutach zdołali wyjść na kilkubramkowe prowadzenie i później mogli kontrolować grę.
- Pierwszy mecz zakończył się remisem, więc drugie starcie zaczynaliśmy od zera. Chcieliśmy od początku nawiązać walkę, ale to się nie udało, szybko musieliśmy gonić rywali, dlatego też próbowaliśmy grać wariantem siedmiu na sześciu. Kielczanie to bardzo mocni przeciwnicy, więc było nam bardzo trudno. Poza tym traciliśmy za dużo piłek i popełnialiśmy za dużo błędów. Brakowało nam też Pawła Paczkowskiego i to było bardzo widoczne, z kolei Boris Puchowski dopiero wraca do formy po kontuzji. Spodziewaliśmy się, że przez to będzie nam dużo trudniej nawiązać walkę. Porażka nas smuci, ale ulegliśmy bardzo silnemu zespołowi. Nie przegraliśmy z powodu braku szczęścia, ale dlatego, że kielczanie byli lepsi - powiedział trener zaporożan .
Szczypiorniści Motoru próbowali zaskoczyć mistrzów Polski, modyfikowali swoją grę i na bieżąco starali się reagować na zachowania gospodarzy. Pomysły to jedno, ale ich wykonanie to już całkiem inna sprawa.
- Od samego początku musieliśmy gonić wynik, bo zespół z Kielc szybko wypracował przewagę. Od pewnego momentu graliśmy w siedmiu na sześciu, ale to też nie zawsze się sprawdzało. Kielczanie trzy razy rzucili nam na pustą bramkę, do tego wywalczyli karnego, a my zarobiliśmy dwie minuty. Te straty na zabolały, między innymi w tym upatruję powodu porażki. Gospodarze wygrali zasłużeni, byli lepsi w dwumeczu i życzę im powodzenia w Paryżu - stwierdził Mateusz Kus.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Piotrkowianin zagra w play-off. Przypieczętował sukces u siebie (WIDEO)
Żółto-biało-niebiescy wyciągnęli sporo wniosków z pierwszego spotkania. Przede wszystkim w obronie zdecydowanie zagrali lepiej niż w Zaprożu. W pierwszej połowie stracili jedynie dwanaście bramek, wypracowali pięć trafień przewagi, a to w znacznej mierze pomogło im w drugiej części meczu.
- Rywale zagrali bardzo dobrze, my walczyliśmy od początku do końca. Gdy prowadziliśmy, Motor próbował grać w siedmiu na sześciu, ale na szczęście dobrze spisywaliśmy się w obronie. Popełniliśmy oczywiście trochę błędów, ale zrobiliśmy też sporo dobrych rzeczy, dodatkowo Cupara super bronił. Jego interwencje dały nam szanse na zdobywanie łatwych bramek w kontrze - stwierdził Alex Dujshebaev.
Na kielczanach spoczywała spora presja - nikt nie wyobrażał sobie, że mogą przegrać i odpaść na tym etapie rozgrywek. Dla Ukraińców gra w fazie LAST 16 to już i tak wyrównanie najlepszego wyniku w historii klubu - zaporożanie mogli grać więc z dużym luzem.
- Jesteśmy zadowoleni z tego spotkania. Przede wszystkim gratuluję chłopakom, którzy wytrzymali sto dwadzieścia minut walki z tak mocnym rywalem. Gratuluję też zespołowi z Zaporoża, który krok po kroku się rozwija. Awansowali z grup A/B i trzeba traktować to już jako duży sukces. Wszyscy wskazywali na nas jako faworytów, dlatego bardzo trudno nam się grało. Rywale walczyli do samego końca, a my mieliśmy trochę więcej szczęścia - powiedział Tałant Dujszebajew i uspokoił: - Luka Cindrić trochę naciągnął mięsień dwugłowy, dlatego potem już nie grał, nie chcieliśmy ryzykować, bo wynik był pod kontrolą. Wkrótce przejdzie badania i zobaczymy, czy to coś groźnego.