Konflikt trwa od ponad tygodnia, Miroslav Chmeler, prezes najlepszego słowackiego klubu i uczestnika Ligi Mistrzów, Tatranu Preszów, żądał od związku interwencji po finale Pucharu Słowacji. W spotkaniu z Povazska Bystrica doszło do rzutów karnych, w którym powinien zwyciężyć Tatran. Delefag i obserwator uznali inaczej.
Po pięciu seriach był remis, więc wyznaczono kolejnych strzelców. Faworyci wykorzystali pomyłkę rywali i po siódmym rzucie powinni wygrać 5:4. Delegat i obserwator nakazali jednak... grać do 10. serii. Wówczas lepsza okazała się Povazska Bystrica, a protesty nic nie dały. Kierownictwo klubu żądało powtórki meczu, ale słowacki związek uznał, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.
Na odpowiedź Tatranu nie trzeba było długo czekać. Klub zabronił pięciu podstawowym reprezentantom (m.in. Oliverowi Rabkowi i Martinowi Stranowskiemu) udziału w zgrupowaniu, grożąc zawieszeniem i wstrzymaniem pensji. W razie ewentualnej kontuzji, Tatran nie pokryłby kosztów leczenia, zasłaniając się wymaganym ubezpieczeniem ze strony federacji - informuje portal sport.aktuality.sk.
Nie zapowiada się, by konflikt skończył się w ciągu najbliższych dni. Trwa obrzucanie się oskarżeniami w mediach, prezes Chmelar nie zamierza odpuszczać, za to związek twierdzi, że Tatran działa na niekorzyść tamtejszej piłki ręcznej. Tak czy inaczej, trener Heine Jensen w dwumeczu z Włochami może skorzystać tylko z 14 graczy spośród powołanych 25. Reszta zawodników leczy kontuzje.
ZOBACZ:
Zmiany w bramce Wisły
Rombel. Trener od zeszytów
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Krzysztof Piątek przerósł AC Milan? "Trafił tam, aby im bardzo pomóc"