Wykładowcy z Niemiec przyjechali do Gliwic i grzecznie udzielili Polakom lekcji. Środowe spotkanie było dla Polaków najpoważniejszym sprawdzianem od mistrzostw świata we Francji (2017), gdzie mierzyli się m.in. z gospodarzami (25:26) oraz Norwegami (20:22). Nasi testu nie zaliczyli, bo zaliczyć go nie mogli. Ci, którzy potrafili walczyć z Niemcami na noże - Grzegorz Tkaczyk, Bartosz Jurecki czy Marcin Lijewski - spotkanie oglądali z trybun.
Reprezentacja Polski od lat ma wielki problem, a imię jego: środek rozegrania. Michael Biegler, Tałant Dujszebajew oraz Piotr Przybecki kreatorów gry testowali na pęczki, berło dostawali i skrzydłowi, i boczni rozgrywający. Rombel na zgrupowanie do Szczyrku zaprosił trzech: Macieja Pilitowskiego, Jakuba Morynia oraz Bartosza Kowalczyka, Ostatecznie w kadrze meczowej zmieścił tylko tego pierwszego, a w podstawowym składzie na boisko wyszedł... Michał Daszek.
Skrzydłowy robił, co umie: wrzucał wyższy bieg, próbował forsować środek obrony rywali po zwodzie, ale o budowaniu ataków trudno było myśleć. Polacy w ataku pogrywali niepewnie, szarpali się, szukali indywidualnych akcji. Andreas Wolff tylko zacierał ręce, bo odbijanie rzutów z drugiej linii przychodziło mu łatwo, a do kontr i szybkich wznowień z werwą ruszali Uwe Gensheimer oraz Patrick Groetzki.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Czy Grosicki to zawodnik na Premier League? "Liga musi go zweryfikować"
Pełna kontrola
Atak Biało-Czerwonych przez cały mecz wyglądał niemrawo, przed przerwą lepiej było z defensywą. Dobrze w tyłach spisywali się Tomasz Gębala, Piotr Chrapkowski i Kamil Syprzak, nieźle wyglądała współpraca z bramkarzem. Inna sprawa, że goście nie podkręcali tempa. Nie musieli iść na żywioł, ani wrzucać wyższego biegu, bo ich przewaga rosła po naszych błędach w ataku. W pierwszej połowie podopieczni Rombla popełnili ich aż osiem.
Po przerwie Niemcy zaczęli grać szerzej i szybciej, co pozwoliło skrzydłowym na gole z pozycji. Polacy walczyli, ale wynik był pod kontrolą przeciwnika, który prowadził 6:2, 13:8, 16:11, 19:13 i 22:16. Nie pomogło dobre wejście Pilitowskiego, na nic zdały się gole największej niespodzianki meczu, lewoskrzydłowego Piotra Jarosiewicza. 10 tysięcy widzów zgromadzonych w Arenie Gliwice dostało wynik zgodny z przewidywaniami.
Świt i mrok
Dla 35-letniego Rombla - najmłodszego selekcjonera kadry od trzech dekad - debiut w meczu z Niemcami był sprawą komfortową. Kadrę przejął miesiąc wcześniej, nikt o zdrowych zmysłach nie wymagał od niego dobrego wyniku. Wygrywać też nie musiał, bo o losach awansu do ME przesądzą nie starcia z sąsiadami z Zachodu, lecz czerwcowa rywalizacja z Izraelczykami oraz Kosowianami.
Patryk Rombel. Trener od zeszytów -->
Spotkanie w Arenie Gliwice był dla naszych pierwszą grą z Niemcami o stawkę od igrzysk olimpijskich w Rio. W zespole rywali z tamtego meczu ostało się w składzie aż jedenastu zawodników, u nas tylko czterech. Kiedy oni w 2016 roku przeżywali piękny świt (mistrzostwo Europy, brąz igrzysk), my oglądaliśmy koniec epoki. I ciągle czekamy na początek nowej.
Autor na Twitterze:
Polska: Kornecki, Morawski - Krajewski, Walczak, Pilitowski 3, Syprzak, Szpera, Moryto 1 (0/1), Jarosiewicz 5, Daszek 2 (1/2), M. Gębala, Przybylski 3, Podsiadło, Szyba, T. Gębala 4 , Chrapkowski
Karne: 1/3
Kary: 4 min. (T. Gębala, Walczak - 2 min.)
Niemcy: Heinevetter, Wolff - Gensheimer 9 (4/4), Wiencek, Suton, Wiede 3, Pekeler 2, Weinhold 1, Michalczik, Fath 2, Groetzki 6, Musche 1, Bohm, Kohlbacher 1, Drux 1
Karne: 4/5
Kary: 4 min. (Pekeler, Wiencek - 2 min.)
Widzów: 9550.