W styczniu 2007 roku w Halle tworzyła się wielka polska drużyna pod wodzą Bogdana Wenty. Podczas mistrzostw świata Biało-Czerwoni wygrali z Niemcami 27:25, zwrócili na siebie uwagę kibiców i rozpoczęli marsz do finału. Po 12 latach zostały wspomnienia. Gwałtownie odmłodzona kadra wychodzi z kryzysu, Niemcy od jakiegoś czasu, w zbliżonym składzie, rokrocznie biją się o medale.
Do odrodzenia jeszcze daleka droga, ale szczypiorniści sprawili frajdę swoim występem. Na razie jedynie przez 30 minut.
Noc i dzień
Debiut Patryka Rombla nie wypadł zbyt okazale. Nikt nie oczekiwał cudów, nie można wiele zmienić przez niecały tydzień wspólnej pracy, ale nawarstwiające się pomyłki doprowadzały do szewskiej pasji. Co z tego, że obrońcy utrudniali Niemcom życie, skoro Polacy popełnili aż 17 indywidualnych błędów. Jak na takie okoliczności, wynik 18:26 był dość niskim wymiarem kary.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: kontrolowana wygrana Gwardii nad Górnikiem
Nauczka z pierwszego meczu nie poszła w las. Po trzech dniach zobaczyliśmy inny zespół. Pod każdym względem. Śmielszy, aktywniejszy i chyba bardziej wierzący w powodzenie. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia.
Tak krytykowany Michał Daszek, forsowany przez Patryka Rombla w roli środkowego, nie wpadał w niemiecką ścianę. Nadawał tempo akcjom, znacznie żwawsze niż w Gliwicach, dzięki dynamice mijał niezbyt zwrotnych rywali, finalizował rajdy, wypracowywał karne (i sam je egzekwował). Selekcjoner mógł poczuć satysfakcję, po premierze wieszano na nim psy za jego ekstrawagancki wybór. Nie ugiął się i wyszło na jego.
Kamil Syprzak właściwie nie powąchał piłki w Gliwicach, tak pilnie strzegli go Niemcy. W rewanżu pokazywał się partnerom, za podania do ręki odwdzięczył się bramką i karnymi. Rafał Przybylski pojawił się na zgrupowaniu wyłącznie dlatego, że Paweł Paczkowski zerwał więzadła krzyżowe. Z głębokiego rezerwowego stał się graczem pierwszego wyboru. Obiecująco spisywał się w pierwszym meczu, w Halle zobaczyliśmy najlepszy kadrowy występ rozgrywającego Toulouse od bodaj dwóch lat. Albo i dłużej. Przez ostatnie miesiące jego znakiem firmowym była chimeryczność, tym razem od zagrał stabilnie. To właśnie Przybylski dał prowadzenie 9:6.
Niemcy wyglądali na zdezorientowanych. Przecież miało być lekko i przyjemnie, łatwiej niż w Gliwicach. Tymczasem razili apatyczność pod własną bramką, Polacy w prosty sposób wyprowadzali ich w pole. Piotr Chrapkowski i Syprzak rozbijali ataki, Mateusz Kornecki ratował, co się dało. Tylko Uwe Gensheimerowi nic nie przeszkadzało, gwiazdor PSG punktował z karnych.
Stare grzechy
Niestety, wszystko posypało się po przerwie, w raptem 10 minut. Kornecki nadal poskramiał Niemców, dlatego tak bolała seria błędów w ataku. Wróciły demony - niedbałe zagrania, pudła... Podopieczni Rombla potrzebowali aż ośmiu podejść, by rzucić pierwszą bramkę w drugiej połowie. W tym czasie stracili aż pięć goli. Mecz wymknął się spod kontroli (22:17). Swojego dnia nie miał Tomasz Gębala. Byłoby przesadą, gdyby zrzucać na niego winę, prawda jest jednak taka, że brakło zagrożenia z lewej strony.
Przy wysokim prowadzeniu trener Christian Prokop namieszał w składzie i nieumyślnie wyciągnął rękę do Polaków. Gospodarze chcieli po prostu dograć mecz, co mogło się na nich zemścić. Po rajdzie Macieja Pilitowskiego karnego wykorzystał Daszek i zrobiło się 25:23.
Więcej nie udało się wycisnąć. Ważne, że kadra rokuje na przyszłość, a przynajmniej na tyle, by bezproblemowo przebrnąć przez czerwcowe spotkania z Izraelem i Kosowem.
ZOBACZ: Gwiazdor Niemców mógł grać dla Polski
El. ME 2020, grupa 1:
Niemcy: Wolff, Heinevetter - Gensheimer 10/5, Musche, Boehm 3, Michalczik, Drux 1, Wiede 2, Haefner 2, Weinhold 4, Groetzki 1, Faeth 1, Suton 1, Pekeler 1, Wiencek 2, Kohlbacher 1.
Karne: 5/5
Kary: 8 min. (Suton, Weinhold, Boehm, Drux - po 2 min.)
Polska: Kornecki, Morawski - Jarosiewicz 2, Krajewski 1, T. Gębala 2, Przytuła, Chrapkowski, Daszek 6, Pilitowski 2, Szyba, Szpera, Przybylski 4, Moryto 4, Syprzak 1, M. Gębala 1, Walczak 1.
Karne: 4/5
Kary: 4 min. (Syprzak - 4 min.)
Kus I Szczęsny lub Langowski