Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: W dniu podpisania umowy z PSG urywały się telefony? Od czasu transferu Michała Jureckiego do Flensburga nie pamiętam, by jakiekolwiek przenosiny wywołały takie poruszenie w polskich mediach.
Kamil Syprzak, obrotowy Barcelony i reprezentacji Polski: Podszedłem do tego na spokojnie, już przeżyłem jeden podobny transfer z Płocka do Barcelony. Zdaję sobie sprawę, że idę do jednego z największych klubów na świecie. A gratulacji pojawiło się faktycznie sporo, od znajomych i nieznajomych na profilach w mediach społecznościowych.
ZOBACZ: Servaas zaprzecza ws. Karlssona
Zdradzi pan szczegóły transferu? Biorąc pod uwagę okoliczności - ogromne zaskoczenie.
Może rzeczywiście klub jest niespodzianką, ale ja jak najbardziej planowałem ten kierunek. Już od dłuższego czasu przyglądam się lidze francuskiej i widzę, jak bardzo poziom poszedł w górę. Tyczy się to wszystkich, także drużyn z dołu tabeli. Rywalizacja bardzo mi się spodobała i to był jeden z powodów. A to, że akurat PSG? Swoją ciężką pracą na to zasłużyłem, najwidoczniej komuś przypadłem do gustu.
To była oferta z serii nie do odrzucenia? Następna taka mogła się nie przytrafić.
Mam inne podejście niż kiedyś. Interesowało mnie przede wszystkim, jakiego typu zawodnicy są w zespole, jaką taktykę preferuje trener. Miałem w czym wybierać, a PSG najbardziej mi przypasowało.
Nie pojawiły się myśli, by po sezonie na ławce odbudować się w drużynie z mniejszym parciem na wynik? Wiem o ofertach z Nantes i Montpellier, niby zespołach ścisłej czołówki, ale presja nie jest w nich aż tak wielka.
Z ciśnieniem akurat nauczyłem sobie dobrze radzić, cztery lata w Barcelonie zdecydowanie wystarczą, by móc tak powiedzieć. Presja na wynik jest na porządku dziennym. Nawet w lidze hiszpańskiej, gdzie wygrywamy od lat. Co do tego sezonu - to, że nie grałem zbyt dużo, to nie była do końca moja wina. Gdy dostawałem szansę, to pokazywałem, że nawet po długiej przerwie forma nie spadała. Nie poddałem się, jeszcze mocniej pracowałem po tym, jak trener odsuwał mnie od składu. Często ludzi powtarzali, że wróciłem do formy, a ja się śmiałem, że przecież nigdy jej nie straciłem, tylko po prostu nie mogłem jej pokazać. Moim zdaniem, nie schodziłem poniżej przyzwoitego poziomu.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool - Tottenham. Kto wygra Ligę Mistrzów? Głosy ekspertek podzielone
W wywiadzie dla "Super Expressu" powiedział pan o ofercie z Superligi. Prezes VIVE Bertus Servaas zdecydowanie zaprzeczył, więc tylko jeden inny kierunek wchodzi w rachubę. Płock.
Naprawdę tak powiedziałem? Nie przypominam sobie. Odnośnie powrotu do Polski - zdecydowanie nie. Jeszcze za szybko, aż tak nie tęsknię za krajem. Potwierdzam to, co kiedyś słyszałem od starszych. Warto spróbować wyjechać. Zawsze można wrócić.
Bundesliga nie korciła? Magdeburg czy Rhein-Neckar Loewen to także europejski top.
Moim zdaniem Bundesliga jest już jedną z najlepszych, a nie najlepszą na świecie. Rozgrywki w Niemczech trochę różnią się charakterystyką od francuskich, ale myślę, że poziom jest zbliżony. Zresztą wystarczy spojrzeć na poprzednie Final4 i udział trzech francuskich zespołów.
ZOBACZ: Ulga w Mielcu. Stal utrzymana
To następny przystanek - Niemcy. CV wyglądałoby okazale. Barcelona, PSG i Bundesliga.
Nie patrzę w tych kategoriach. Chcę się rozwijać i tyle. Spotykać się z najlepszymi na co dzień. Nawet jak dostawać nauczkę, to od najlepszych.
Nie obawia się pan, że skończy się podobnie jak w Barcelonie? Teraz Ludovic Fabregas i Cedric Sorhaindo, niedługo Luka Karabatić i Henrik Toft Hansen, równie mocni konkurenci.
Jeszcze nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja kadrowa. PSG przydarzały się wpadki, szczególnie w pamięci został przegrany ćwierćfinał Ligi Mistrzów z VIVE. Celem było Final4, więc konsekwencje na pewno będą. Szczerze mówiąc, więcej nie wiem na ten temat oprócz tego, że w najbliższym miesiącu kadra wykrystalizuje się. Oczywiście dochodzi do mnie, co się dzieje w Paryżu, mam tam kolegów, dużo rozmawiamy. W Barcelonie spędziłem sporo czasu z Viranem Morrosem, w Płocku moim kumplem był Rodrigo Corrales.
A te plotki o wycofaniu katarskich inwestorów? Mówiło się głównie o piłkarskiej drużynie, ale coraz głośniej jest o tym, że cierpliwość kończy się też dla piłkarzy ręcznych i klub przestanie być finansowym rajem.
Nie zagłębiałem się w temat, aczkolwiek dotarły do mnie plotki o rzekomym odejściu. Nie zaprzątam sobie tym głowy, wiem, że ktoś nad tym czuwa.
W ćwierćfinale Ligi Mistrzów kibicował pan PSG czy jednak serce podpowiadało VIVE?
Przyznam szczerze - nie miałem faworyta. Fajnie, że VIVE po raz kolejny udowodniło klasę. Ten sezon był specyficzny, raz mieli z górki, raz pod górkę, ale w najważniejszych momentach dali radę. Może za dużo powiedziane, że cieszę się z awansu VIVE, ale bardzo szanuje osiągnięcia kielczan. Potwierdzili, że liczą się w Europie.
Jakie to uczucie słyszeć zewsząd, że jest murowanym faworytem do zwycięstwa w Lidze Mistrzów?
Nie da się tego uniknąć, co chwila gdzieś się to przewija. Każdy z nas radzi sobie z presją, walczymy z nią chociażby na codziennych treningach. Myślę jednak, że tak naprawdę cztery drużyny w Final4 mają podobne szanse, zadecydują detale.
Przed sezonem trener przedstawił koncepcję na ten sezon? Zresztą, chyba nie musiał, bo Ludovic Fabregas to absolutny światowy top i został ściągnięty jako numer jeden.
Wszyscy wiedzieli, że Ludovic nie przyszedł, by wygrzewać trybuny czy ławkę. Każdy ma swoje wyobrażenia, nie wygląda to tak jak sobie wymarzyłem, nie jestem zadowolony, ale podchodzę do sprawy profesjonalnie. Potrafię czekać na swoją szansa.
Przyzna pan - nie jest przyjemnie jechać na wycieczkę do Kataru na Klubowe Mistrzostwa Świata czy siadać na trybunach w Lidze Mistrzów.
Było to momentami frustrujące, chociaż może to za duże słowo. Jestem profesjonalistą, nauczyłem się, jak reagować na tego typu sytuacje. Dało mi to dużo do myślenia, dowiedziałem się sporo o sobie. Jestem pewien, że wyjdzie mi to na korzyść i odbije się z podwójną siłą.
Docierały do pana komentarze z Polski? Większość z nich kręciła się wokół jednego tematu - Kamil Syprzak osiadł na laurach.
Musiały się pojawić takie opinie. Jedni kibicują, inni wręcz życzą źle. Nie mogę im tego zabronić, po prostu robię swoje. Nie przejmuję się tym, co mówią inni. Będzie mnie trudno zatrzymać na mojej ścieżce do celu. O ile oczywiście jakieś czynniki zewnętrzne nie wejdą w drogę.
Za panem trudny rok nie tylko w Barcelonie. Nie było miło patrzeć na porażkę z Izraelem z ławki rezerwowych...
Zostawmy to z boku. Wszystko wyjaśnione z trenerem Piotrem Przybeckim. I tyle, nie ma sensu wracać.
To trochę o pozytywach. Kadra wyglądała całkiem nieźle na przełomie roku i w drugim meczu el. ME 2020 z Niemcami.
Też tak uważam, choć znaleźliśmy się w trudnym położeniu. Potem doszło jeszcze do niespodziewanej zmiany trenera, nie pracowałem wcześniej z Patrykiem Romblem. Jesteśmy po dwóch zgrupowaniach, na opinie zdecydowanie za szybko, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Presja na wyniki jest, a czasu niewiele. Wielu w nas zwątpiło, ale podkreślę jeszcze raz, że potrzebujemy wsparcia.
Panu raczej po drodze z nowym stylem gry. Patryk Rombel dużo czerpie od Talanta Dujszebajewa.
Zapewne niejednokrotnie przeprowadzali rozmowy. Zresztą widać to na treningach, które wyglądają podobnie jak za czasów Talanta Dujszebajewa. Przyznam szczerze, że z niecierpliwością czekam na kolejne zgrupowanie.
Już niedługo powrót do rodzinnego Płocka, 16 czerwca zagracie tam mecz o awans do ME 2020 z Izraelem.
Płock zawsze powoduje szybsze bicie serca. Pamiętam jeszcze atmosferę Orlen Areny za czasów moich występów w Wiśle. To będzie szczególne przeżycie.