Liga Mistrzów: PGE VIVE Kielce - Telekom Veszprem. Zemsta po węgiersku

Nie mecz, tylko wyniszczającą wojnę nerwów rozegrali na oczach 20 tysięcy widzów piłkarze ręczni PGE Vive Kielce. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa ulegli Telekomowi Veszprem i w niedzielę zagrają o trzecie miejsce w Lidze Mistrzów.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Zdjęcie z  meczu PGE Vive Kielce - Telekom Veszprem w półfinale Ligi Mistrzów 2019 PAP/EPA / SASCHA STEINBACH / Zdjęcie z meczu PGE Vive Kielce - Telekom Veszprem w półfinale Ligi Mistrzów 2019
Kamil Kołsut z Kolonii

Final Four to w europejskiej piłce ręcznej karnawał, widowisko roku. I tak jak sam turniej jest dla szczypiorniaka wizytówką, tak starcie PGE Vive z Veszprem długimi momentami było - mówiąc delikatnie - folderem reklamowym gry w obronie.

Po obu stronach na szóstym metrze stanęły mury: węgierski stworzyli Blaz Blagotinsek i Borut Mackovsek, polski - Mariusz Jurkiewicz oraz Marko Mamić. Wszyscy to kolumny, goście siatkarskiego zasięgu i wzrostu. Nic więc dziwnego, że wiele ataków przypominało próby zatrzymania czołgu strzałem z wiatrówki.

Kontuzja legendy

Dziury w zasiekach obronnych rywali częściej znajdowali kielczanie, ale kiedy już im się udawało, piłce na drodze do bramki stawał człowiek-legenda: Arpad Sterbik. Obijali go Blaż Janc, Alex DujshebajewArtsiom Karalek, Mateusz Jachlewski, Mariusz Jurkiewicz, Luka Cindrić. Węgrzy prowadzili 4:0 i 8:5, aż zdarzyła się 21. minuta i bramkarz Veszprem po golu z kontry Marko Mamicia złapał się za kostkę. Na parkiet już nie wrócił.

ZOBACZ WIDEO Liga Mistrzów. Tałant Dujszebajew: Wspomnienia z Kolonii? Pamiętam, że dwa lata z rzędu tam nie byliśmy
To był kluczowy moment pierwszej połowy, Roland Mikler do poziomu gry kolegi (57 proc. skuteczności) nie doskoczył. Kielczanie złapali wiatr w żagle, gra przyspieszyła, jeszcze przed przerwą na tablicy świetlnej pojawił się remis. Główną rolę w ataku PGE Vive grał syn trenera Alex Dujshebajew, piątą kolumną był za to fatalny w pierwszej połowie Luka Cindrić (0/5).

Zemsta bez nienawiści

Obie drużyny mierzyły się dokładnie trzy lata po tym, jak w Lanxess Arena mistrzowie Polski oszukali przeznaczenie. Kielczanie w starciu z tym samym Veszprem odrobili wówczas dziewięć goli straty (od 19:28 do 28:28), opanowali nerwy podczas rzutów karnych i sensacyjnie wygrali Ligę Mistrzów (39:38).

Przeczytaj o tym, jak w 2016 roku mistrzowie Polski dokonali niemożliwego -->

Teraz zawodnicy obu drużyn na historię tamtego finału reagowali zgodnie: to mgliste wspomnienie, przeszłość. Nie ma mowy o rewanżu, zemście, odkupieniu. Prowadzący rywali David Davis mówił nam, że chce nastawić swoich zawodników na dobre emocje, zniechęcić do nakręcania się sportową złością. I faktycznie Węgrzy wyszli na parkiet pewni, opanowani, spokojni. W ich grze dużo była myśl i chłód - jak przystało na starych wyjadaczy.

Dujszebajew oraz Davis w przeszłości razem wygrywali najważniejsze klubowe rozgrywki trzy razy. Pierwszy był wówczas trenerem, drugi szkoleniowcem. Teraz obaj usiedli na ławkach rezerwowych. Zdolni uczniowie powinni pokonywać swoich mistrzów, tak przynajmniej zapowiadał Hiszpan. Szybko stało się jednak jasne, że już w pierwszym podejściu będzie o krok od sukcesu, a o wyniku rozstrzygnie jedna akcja.

Przeczytaj, co mówi trener Veszprem o rywalizacji z Dujszebajewem -->

Grabarz Nenadić

Po przerwie, wraz z upływem czasu, gaśnięciem sił, na parkiecie działo się coraz więcej. W 40. minucie po ataku na twarz Władisława Kulesza czerwoną kartkę dostał Blagotinsek - w obronie Węgrów padła kolejna kolumna. Problemy rywali, zamiast napędzić mistrzów Polski, otworzyły najgorszy fragment meczu. Karę dostał Dujszebajew, kielczanie się pogubili. Piłka do ich bramki wpadła cztery razy z rzędu (22:18).

Grę Węgrów pociągnął były zawodnik Orlenu Wisły Płock Petar Nenadić, który trafiał z taką łatwością, jakby występował w lidze podwórkowej. Doświadczony zawodnik co chwila dosypywał piachu w tryby kieleckiej maszyny, choć za jej kierownicą na dobre rozsiadł się już Cindrić. Błyskotliwy Chorwat po przejechaniu całej pierwszej połowy na jałowym biegu po przerwie z miejsca wrzucił "piątkę".

Niestety, na stare lisy z Węgier to było mało. Podopieczni Davisa umieli przetrwać trudne chwile, przewaga wypracowana po wykluczeniu Blagotinseka okazała się kluczowa. Kielczanie zbliżyli się jeszcze do rywali na odległość jednego trafienia, więcej tego dnia zdziałać jednak nie zdołali. Zawiedli bramkarze, którzy po przerwie odbili tylko dwie piłki.

PGE VIVE Kielce - Telekom Veszprem 30:33 (13:13)

PGE VIVE: Cupara, Ivić - Bis, Dujszebajew 6, Aguinagalde, Jachlewski 1, Janc 4, Lijewski, Jurkiewicz 1, Kulesz 3, Moryto 2, Mamić 2, Cindrić 5, Fernandez Perez 1, Karalek 5
Karne: 2/4
Kary: 4 min. (Jachlewski, Dujszebajew - 2 min.)

Telekom: Sterbik, Mikler - Manaskov, Ilić 1, Tonnesen 2, Gajić 5,  Nilsson, Nagy 3, Marguc, Strlek 4, Terzic, Blagotinsek 2, Nenadić 12, Mahe, Mackovsek, Lekai 4
Karne: 4/6
Kary: 8 min. (Mackovsek, Blagotinsek, Nilsson,Terzić - 2 min.)

Autor na Twitterze:

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×