Losy Serba są bardzo pokrętne. Latem 2015 roku trafił do Polski dzięki znajomościom Piotra Przybeckiego, ówczesnego trenera Śląska Wrocław. Napisać, że w klubie się wówczas nie przelewało, to jak przemilczeć temat. Pomimo kłopotów organizacyjno-finansowo-kadrowych, Janję Vojvodicia udało się przekonać do transferu.
Zagrał w ośmiu meczach Superligi, rzucił 29 bramek, imponował dynamiką, ale nie zrobił wielkiej kariery w Polsce, bo wyjechał z Wrocławia po trzech miesiącach. Powodem był brak jakichkolwiek środków do życia (CZYTAJ). Potem trafił do średniaka ligi hiszpańskiej Ángel Ximénez Puente Genil, spędził kilka miesięcy w Katarze i nie przeszedł testów w Górniku Zabrze. Dwa miesiące później... podpisał kontrakt z Vardarem.
W stolicy Macedonii nie nagrał się za wiele, był zawodnikiem trzeciego, a nawet czwartego wyboru. W dwóch sezonach Ligi Mistrzów rzucił raptem sześć bramek, ale będzie mógł się pochwalić prestiżowym tytułem w CV. Vojvodić był członkiem drużyny, która pokonała Veszprem i wygrała Final4 Ligi Mistrzów.
Serb raczej pożegna się z klubem, jego kontrakt wygasa 30 czerwca, chyba że rzeczywiście w Vardarze zapanują bardzo chude lata. Na aż tak drastyczne cięcia nie zanosi się, wprawdzie niemal na pewno odejdzie właściciel Siergiej Samsonenko, ale macedońscy działacze robią wszystko, by latem postawić zespół na nogi.
ZOBACZ WIDEO Liga Mistrzów. PGE VIVE - FC Barcelona. Bertus Servaas: Byliśmy daleko. Rywal był lepszy