Po porażce sprzed tygodnia piłkarze ręczni Sandra Spa Pogoni stanęli przed arcytrudnym zadaniem. Szczypiorniści PGE VIVE, mimo że przyjechali do Szczecina w zaledwie 12-osobowym składzie, byli murowanym faworytem do zdobycia kolejnych trzech punktów. Pytaniem bez odpowiedzi pozostawało jedynie, czy przyjdzie im to stosunkowo łatwo, czy też będą musieli zostawić na parkiecie sporo zdrowia.
Portowcy podeszli do rywala z dużym respektem. Nie można bowiem inaczej uznać faktu częstych strat piłek w dość prostych sytuacjach. Trochę szczęścia dopisywało im za to w defensywie. W krótkim odstępie czasu dwukrotnie przed stratą bramki uratowała szczecinian poprzeczka. Co ciekawe, jeszcze w pierwszych 10 minutach zawodów miejscowi skopiowali "wyczyn" kieleckiego potentata na krajowym podwórku. Wyszło więc na zero. W tamtym czasie piłkę w stronę bramki najczęściej kierował Krzysztof Lijewski.
Wielki transfer Sportingu. Czytaj więcej!
W końcu też swoje przysłowiowe trzy grosze zaczął dokładać Andreas Wolff, bramkarz sprowadzony do Kielc przed startem sezonu. Nie można było jednak powiedzieć, że przewaga gości urosła do niebotycznych rozmiarów. Na wszelki wypadek swój pierwszy czas wykorzystał trener Rafał Biały (5:9). Jego uwagi niewiele dały: raz nie trafił Patryk Biernacki, potem również Dmytro Horiha. Doszły do tego dwie kary dla wspomnianego Ukraińca (podstawowego obrońcy). Plan gospodarzy szybko spalił na panewce, a rywale z jeszcze większym spokojem czynili powinność. Niemniej, do przerwy wstydu nie było (8:12).
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Chwile przed przerwą mogły być zapowiedzią emocji po zmianie stron i, co istotne, tak też się stało. Pogoń na trafienia mistrzów Polski odpowiadała dokładnie tym samym. Pierwsze skrzypce rozgrywał wówczas Horiha. Może o odrabianiu strat przez miejscową drużynę nie można było jeszcze mówić, ale o dotrzymywaniu kroku już tak. Tym bardziej, że PGE VIVE zaczęło na potęgę marnować rzuty karne. Najpierw o tym, że bramkarze Portowców znają swój fach najpierw przekonał się Alex Dujshebaev, a potem również Blaż Janc.
Zobacz także: niesamowity pech Pawła Gendy. Długo go nie zobaczymy na parkiecie
Szkoda tylko, że szczecinianie zawodzili przy własnych atakach. Szwankowała skuteczność. Ale ryzykowali, nie bali się gry w liczebnym osłabieniu, choć w takim wypadku nawet najmniejszy błąd mógł ich kosztować rzutem do pustej bramki. Ostatecznie zawodów nie udało się dokończyć Horisze, który w 52. minucie z gradacji kar opuścił parkiet z czerwoną kartką. Goście, którzy kontrolowali przebieg tej rywalizacji zatrzymali się ostatecznie na 30 celnych rzutach. Wynik mógł być ciut wyższy, gdyby nie zmarnowany rzut z siódmego metra Arkadiusza Moryto.
PGNiG Superliga Mężczyzn, 2. kolejka:
Sandra Spa Pogoń Szczecin - PGE VIVE Kielce 21:30 (8:12)
Sandra Spa Pogoń: Terekhof - Telenga, Wrzesiński 2, Wąsowski 1, Horiha 7, Krupa 1, Bosy 3, Biernacki, Jedziniak, Krysiak 2, Matuszak 2, Rybski 3 (2/2), Zaremba, Fedeńczak.
Karne: 2/2.
Kary: 8 min. (Horiha - 6 min., Wąsowski - 2 min.).
Czerwona kartka: Dmytro Horiha w 52. minucie z gradacji kar.
PGE VIVE: Kornecki, Wolff - Dushebaev 4 (0/1), Pehlivan 2, Aguinagalde 5 (2/2), Janc 2 (0/1), Lijewski 3, Jurkiewicz 3, Kulesz 3, Moryto 5 (2/4), Fernandez Perez 3, Guillo.
Karne: 4/8.
Kary: 6 min. (Guillo - 4 min., Dujshebaev - 2 min.).
Sędziowie: Marciniak, Radziszewski (obaj z Wolsztyna).
Widzów: 1200.