Lubinianie bardzo długo toczyli wyrównany bój z faworyzowanymi Azotami. Drużyna osłabiona brakiem m.in. Dawydzika, Morynia, którzy przeszli do puławskiej ekipy, radziła sobie zupełnie nieźle. Co prawda to gospodarze częściej prowadzili, ale była to przewaga tylko symboliczna. Tak było przez ponad 50 minut gry. Dopiero potem Azoty odskoczyły i zapewniły sobie wygraną za komplet punktów. Ambicji i waleczności gościom nie można jednak odmówić.
- Chcemy żeby to był nasz znak rozpoznawczy w tym sezonie - walka do końca, bycie zawsze drużyną. Tym chcemy się wyróżniać w tej lidze. Mimo porażki, sądzę, że zagraliśmy fajne zawody, było dużo walki. Zabrakło nam trochę konsekwencji, doświadczenia i skuteczności. Azoty skrzętnie to wykorzystały - powiedział rozgrywający Zagłębia, zdobywca siedmiu bramek.
Czytaj również: Rasistowski skandal w Lidze Mistrzów. Mem ofiarą
Moment, który zaważył o przegranej lubinian przypadł właśnie po kolejnym trafieniu Tokaja. Był to gol kontaktowy. Wynik brzmiał wtedy zaledwie 19:18 dla Azotów. Coś się wtedy w grze ekipy z miedziowego zagłębia zacięło... - To charakterystyczne dla młodych zespołów, które mierzą się z tymi bardziej doświadczonymi. Azoty przeszły co prawda małą metamorfozę, nie są już tak "starym" zespołem, ale mają tego ogrania jednak trochę więcej od nas. To było decydujące w tych kluczowych momentach - wyjaśniał po meczu.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #3: Uratowana kariera. Tomasz Kaczor wicemistrzem świata