Piłka ręczna. Mistrzostwa Europy 2020. Polska - Słowenia. Ile fabryka dała

Nikt nie zarzuci Polakom, że przyjechali do Szwecji na wycieczkę. Zostawili serca na parkiecie i choć przegrali na inaugurację ME 2020 ze Słoweńcami 23:26, to kadrowicze zapewnili więcej emocji niż ktokolwiek spodziewał się przed wylotem.

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
Przemysław Krajewski (w środku), Dean Bombac (z lewej) i Blaz Janc (z prawej) PAP/EPA / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Przemysław Krajewski (w środku), Dean Bombac (z lewej) i Blaz Janc (z prawej)
Na 12 minut przed końcem 21:18. Mało kto zakładał, że na tym etapie kwestia zwycięstwa nie będzie jeszcze rozstrzygnięta. Reprezentacja spisywała się najlepiej od dawna, na pewno najkorzystniej za kadencji Patryka Rombla. Słoweńcy zrobili swoje, ale wstydu nie było. Ba, kadra zostawiła nadzwyczaj dobre wrażenie.

Wszystko od nowa

Pierwszy raz od ponad dekady Polacy przyjechali na wielki turniej bez wielkich aspiracji, za to z wiarą w przełom. Wszyscy powtarzali jak zaprogramowani - każdy mecz jak finał, nie zbieramy wyłącznie doświadczenia. A tak traktowano występ Biało-Czerwonych w Szwecji. Kadra po tąpnięciu (czytaj gwałtownej zmianie pokoleniowej), z wieloma zawodnikami dopiero pracującymi na swoje nazwisko, od 3,5 roku bez zwycięstwa z zespołem klasy Słowenii. Sam udział w ME 2020, po nieobecności w trakcie ME 2018 i MŚ 2019, odbierano jako swego rodzaju sukces, zachowanie ciągłości kontaktu z czołówką.

Piotr Chrapkowski, Przemysław Krajewski, Kamil Syprzak i II trener Sławomir Szmal stanowili pomost między dawnymi czasami. Poza tym z gwizdkiem biegali Vaclav Horacek i Jiri Novotny, sędziujący podczas igrzysk w Rio dramatyczny półfinał z Duńczykami. Czesi zapewne po raz pierwszy widzieli niektórych Polaków na żywo.

ZOBACZ WIDEO "Kierunek Dakar". Ekstremalne przygotowania do Rajdu Dakar. Trwają cały rok

Maciej Pilitowski, który tuż przed 30. urodzinami zrobił najważniejszy krok w karierze, przedstawił się Europie z najlepszej strony. Może nie kręcił takich piruetów jak Dean Bombac i Miha Zarabec, ale w trudnych momentach, gdy akcja się nie kleiła, potrafił wziąć na siebie odpowiedzialność. Zagrał bez debiutanckiej tremy, tak jak Dawid Dawydzik, objawienie ostatnich tygodni. Obrotowy Azotów przestawi chyba każdego obrońcę na świecie, skoro radził sobie z trójką Słoweńców. Szymon Sićko dwa razy tak huknął, że zadrżała bramka. Szkoda, że był przy tym bardzo nieskuteczny, do siatki wpadał co czwarty, piąty rzut.

ZOBACZ: Niespodziewany transfer Dragana Gajicia

Wzięci doświadczeniem

Wbrew obawom Polacy nie odstawali. Nieważne, że Jure Dolenec popisywał się asystami z kategorii "palce lizać", a Darko Cingesar fenomenalnie wykończył akcję wrzutką. Na koncie pojawiała się przecież tylko jedna bramka. Biało-Czerwoni nie byli tak efektowni, mozolnie pracowali w obronie, niekiedy męczyli się w ataku, ale utrzymywali kontakt z rywalami. Gdyby tak tylko poprawili skuteczność, to pachniałoby niespodzianką. Klemen Ferlin trzymał jednak rękę na pulsie, zbliżał się do 50 proc. skuteczności, odbił dwa karne i popisał się znakomitym wyczuciem, gdy ryzykownym wyjściem przerwał ważną kontrę Polaków.

ZOBACZ: Czystki kadrowe w Stali Mielec

Po prawdzie wynik był lepszy niż gra i pytanie brzmiało, czy Słoweńcy wrzucą wyższy bieg. Przekonali się, że nie wygrają małym nakładem sił, przestali robić proste błędy, których Polacy unikali. Do tego szyki obronne zrobiły się coraz luźniejsze, w wolne przestrzenie wchodzili Bombac i Borut Mackovsek, więcej piłek zgarniali obrotowi, szczególnie Blaz Blagotinsek. Akurat w tym jednym fragmencie uwidoczniła się przewaga doświadczenia.

Nawet gdy różnica urosła do pięciu bramek, to kadra Patryka Rombla nie odpuszczała. Przemysław Krajewski, jeden z największych walczaków, tak harował w obronie, że przypłacił występ kontuzją kolana. Niestety, wyglądającą dość poważnie. Ostatnie 10 minut obserwował wyłącznie z perspektywy ławki. Bez jednego z rutyniarzy ucierpiała obrona, Słoweńcy dobrnęli do końca, chociaż trochę na chodzonego, co mogli przypłacić nawet wpadką. Gdyby tylko Rafał Przybylski zachował więcej zimnej krwi w końcówce...

Tak czy inaczej, chwała Polakom za walkę i pierwsze obgryzane z nerwów paznokcie bodaj od trzech lat. Taka postawa przeciwko Szwajcarom może zapewnić sukces.

Słowenia - Polska 26:23 (13:11)

Słowenia: Ferlin, Kastelić - Blagotinsek 5, Henigman, Marguc, Janc 4, Dolenec 3/1, Cingesar 2, Cehte, Kodrin 2, Zarabec 2/1, Horzen, Żabić 2, Ovnicek, Bombac 1, Mackovsek 5
Kary: 10 min. (Henigman - 4 min, Janc, Zarabec, Źabić - po 2 min.)
Karne: 2/3

Polska: Morawski, Kornecki - Chrapkowski, Dawydzik 2, Bondzior, Przybylski 1, M. Gębala, Kondratiuk 1, Jarosiewicz 1, Moryto 8/3, Syprzak, Pilitowski 3, Łangowski, Majdziński 1, Sićko 2, Krajewski 4
Kary: 10 min. (Chrapkowski - 4 min., Dawydzik, Krajewski, Moryto - po 2 min.)
Karne: 3/5

Czy podobała ci się postawa Polaków w meczu ze Słoweńcami?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×