Oczekiwania i nadzieje, jakie wiązano z występem Polaków na Mistrzostwach Europy 2020, nie były duże. Czasy, kiedy Biało-Czerwoni jechali na turniej i byli wymieniani w roli faworytów, dawno minęły. Potencjał naszej reprezentacji na tle rywali wygląda dość mizernie, kadrowiczom brakuje doświadczenia i sprytu, drużyna jest w trakcie wymiany pokoleniowej. Już sama obecność na czempionacie (po dwóch opuszczonych imprezach - w 2018 i 2019 roku), to dobry zwiastun i krok w kierunku przyszłości.
Od sierpnia 2016, czyli igrzysk olimpijskich, Polacy nie wygrali z żadnym zespołem ze światowej czołówki. W poprzednim roku udało im się pokonać jedynie egzotyczne ekipy z Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Izraela.
Cudów nikt nie oczekiwał, aspiracje były niewielkie. Głównymi celami miały być nauka i zebranie doświadczenia. Wielu ekspertów miało jednak nadzieję, że kadrowicze wygrają chociaż jeden mecz - najmniej wymagającym rywalem mieli być Szwajcarzy.
ZOBACZ WIDEO "Kierunek Dakar". Rajd Dakar a życie rodzinne. Wszystko da się poukładać
W pierwszym starciu ze Słoweńcami nasi reprezentanci pokazali wolę walki, determinację, zaangażowanie i na boisku zostawili serce. Przegrali, ale nikt nie mógł mieć do nich pretensji (relację z tego meczu przeczytasz TUTAJ). Wydawało się, że taki zastrzyk pozytywnej energii sprawi, że w drugim pojedynku - właśnie ze Szwajcarami - Polacy pójdą za ciosem i spróbują powalczyć o dobry rezultat. Tak się jednak nie stało. Andy Schmid rozmontował defensywę Biało-Czerwonych, rzucił aż piętnaście bramek i niemal w pojedynkę zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Nasi reprezentanci tym razem byli bezradni, zagubieni i niepewni.
Mistrzostwa można byłoby już spisać na straty, ale nieoczekiwanie Szwedzi przegrali ze Słoweńcami, a to sprawiło, że Polacy mają jeszcze matematyczne szanse na awans. Nie dość, że w tej kwestii nie wszystko zależy od nich (Słoweńcy muszą w tym scenariuszu pokonać Szwajcarów), to gracze Patryka Rombla musieliby jeszcze wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, trzymać kciuki za fatalną postawę szczypiornistów Trzech Koron i liczyć na cud. Biało-Czerwoni muszą bowiem wygrać co najmniej jedenastoma bramkami. I chociaż takie wyniki reprezentacji Polski udawało się już osiągać, to przecież było to w zupełnie innej epoce.
Szwedzi na wpadkę pozwolić sobie nie mogą - są współorganizatorami imprezy, mają spore ambicje i nadzieje związane z dalszymi etapami turnieju.
ME 2020, grupa F: