PGNiG Superliga. Torus Wybrzeże prowadziło z PGE VIVE do przerwy. Piękny gdański sen brutalnie przerwany w II połowie

WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Krzysztof Lijewski
WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Krzysztof Lijewski

Od początku spotkania Torus Wybrzeże - PGE VIVE, drużyna z Gdańska realizowała na boisku swój nierealny sen. Do przerwy było 11:9. W drugiej połowie kielczanie nie pozwolili jednak na wiele gospodarzom, ostatecznie wygrywając 27:17.

Ostatnie lata pokazały, że w tego typu spotkaniach już przed meczem znany jest zwycięzca. To nie oznacza, że ten drugi zespół nie może odnieść wewnętrznego zwycięstwa, będącego trampoliną do innych sukcesów. PGE VIVE przyjechało do Gdańska pomiędzy dwoma spotkaniami Ligi Mistrzów i wiadomo które mecze są dla kielczan priorytetem.

Obie drużyny przystąpiły do spotkania osłabione. W Gdańsku w barwach PGE VIVE nie zagrał m.in. Mariusz Jurkiewicz, który przed sezonem miał trafić do gdańskiego klubu. Ostatecznie został w Kielcach, jednak w ostatnich dniach doznał kontuzji. Prawdopodobnie to zerwanie więzadeł krzyżowych. W ekipie z Gdańska nie zagrał natomiast Mateusz Wróbel, który złamał kość śródręcza i nie zagra przez najbliższych 6 tygodni. Z urazem kostki zmaga się natomiast Ramon Oliveira.

W ekipie znad morza doskonale od pierwszych minut bronił Przemysław Witkowski. Bramkarz, który za kadencji Thomasa Orneborga był odstawiony na boczny tor i najczęściej siedział na trybunach, u Krzysztofa Kisiela ma dużo wyższe notowania. Potrafił się odwdzięczyć i na początku spotkania bronił przez długi czas nawet z 50-procentową skutecznością. Kielczanie pierwszą bramkę rzucili dopiero w 7. minucie, za sprawą Branko Vujovicia.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Stefan Kraft lata jak szalony. "Punkty zdobywa krok po kroku"

Wydawało się, że biorąc pod uwagę różnicę umiejętności zawodników obu drużyn, mogło się wydawać że lada moment sen Torus Wybrzeża się skończy. Minuty pierwszej połowy jednak mijały, a gdańszczanie wciąż trzymali się dzielnie. Gdy na 4 minuty przed przerwą trafił Kamil Adamczyk, było 10:7 dla gospodarzy! Dwie kolejne bramki zdobyli kielczanie, jednak kropkę nad "i" przed przerwą postawił Adamczyk i na przerwę obie drużyny schodziły przy wyniku 11:9!

W przerwie musiało być gorąco w kieleckiej szatni. Tuż po powrocie na boisko, PGE VIVE rzuciło trzy bramki z rzędu. Gdańszczanie jeszcze próbowali się trzymać, jednak ambicje to było za mało na coraz lepiej funkcjonującego na boisku rywala.

Od stanu 13:14, zawodnicy PGE VIVE rzucili osiem bramek z rzędu i po trafieniu Mateusza Jachlewskiego, na 10 minut przed końcową syreną było 13:22. Torus Wybrzeże zostało brutalnie wybudzone z pięknego snu, o wyrównanej rywalizacji o punkty nie było już mowy. Mecz zakończył się wynikiem 17:27. Punkty pojechały do Kielc, gdańszczanom pozostała świadomość, że przynajmniej momentami mogą rywalizować jak równy z równym z każdym.

Torus Wybrzeże Gdańsk - PGE VIVE Kielce 17:27 (11:9)

Torus Wybrzeże: Witkowski, Chmieliński - Powarzyński 3, Komarzewski 3, Adamczyk 3, Salacz 3, Gajek 2, Dydik 1, Janikowski 1, Papaj 1 oraz Sulej, Gądek, Sadowski, Bednarek, Frańczak, Pieczonka.
Karne: 1/4.
Kary: 8 min. (Salacz 4 min., Gądek, Pieczonka - po 2 min.).

PGE VIVE: Kornecki, Wałach - Moryto 5, Karalek 4, Vujović 4, Lijewski 4, Jachlewski 3, Kulesz 3, Fernandez 3, Dujshebaev 1 oraz Guillo.
Karne: 2/2.
Kary: 4 min. (Karalek, Kulesz - po 2 min.).

Nowa rola Iwony Niedźwiedź. Zobacz więcej!

Źródło artykułu: