Patrząc na czołówkę klasyfikacji strzelców Ligi Mistrzów czy nawet składy najlepszych w Europie, nie znajdziemy tam wielu nowych nazwisk, a przynajmniej takich, które do tej pory odgrywały drugoplanową rolę. To stwarza jednak złudne wrażenie, że w Europie zaczął panować deficyt utalentowanej młodzieży. Wręcz przeciwnie, pojawiło się całkiem sporo utalentowanych graczy, i to niekoniecznie z oklepanych kierunków.
Bodaj najbardziej w oczy rzucał się Mikita Waliupow. W Brześciu powinni cieszyć się, że zakontraktowali prawoskrzydłowego do 2022 roku, inaczej szansa na jego pozostanie w Mieszkowie byłaby raczej niewielka. Imponował nie tylko dorobkiem bramkowym (po drodze m.in. 20 bramek w Lidze SEHA! ---> CZYTAJ), był przy tym wszystkim nader efektowny, biła od niego pewność własnych umiejętności. Nie jest aż tak młody (24 lata), dojrzewał w SKA Mińsk, aż Mieszkow sięgnął po gracza gotowego do występów na najwyższym poziomie. Gdy problemy zdrowotne miał Marko Panić, wskoczył za niego do linii rozegrania. Waliupow sprawił, że dość szybko poszedł w odstawkę bardziej ograny z prawoskrzydłowych, Darko Djukić.
O względy Białorusina powinni wkrótce zabiegać emisariusze z klubów europejskiej czołówki. A może już to nastąpiło i wkrótce dowiemy się więcej o jego przyszłości? Waliupow wydaje się największym objawieniem sezonu - 51 goli w Lidze Mistrzów, w styczniu 47 goli podczas mistrzostw Europy i tytuł wicekróla strzelców. Aż chciałoby się, żeby o mańkuta upomniało się VIVE, które ma przecież dobre doświadczenia z jego krajanami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: druga miłość Garetha Bale'a
Na wschodzie warto też obserwować rozwój Siergieja Kosorotowa. 20-latek z Czechowskich Niedźwiedzi, aż tak nie zachwycał, wciąż jest chudy jak tyczka, ale Rosjanie widzą w nim kandydata na gracza wielkiego formatu. Mniej mówiło się o bałkańskich talentach, a tam też jest w kim wybierać. Nad losem Domena Makuca czuwa już ponoć Barcelona, za to Europie dopiero przedstawił się Kristjan Horzen. 20-letni obrotowy zwrócił na siebie uwagę łatwością w dochodzeniu do pozycji rzutowych, m.in. trafił do siódemki kolejki po meczu z Pickiem Szeged. Zwinny, sprytny, z dobrym chwytem, z pewnością w notesach poławiaczy pereł.
Na mapie europejskiej piłki ręcznej mocniej zaznaczyła się Portugalia, nie tylko ze względu na rewelacyjne wyniki Porto i reprezentacji. To po prostu siedlisko talentów. Diogo Silva przeszedł pierwszą weryfikację w Lidze Mistrzów w barwach Celje, co nie zmienia poglądu na temat jego wielkiego potencjału. Lepsze wrażenie zrobili jego nieco starsi koledzy z Porto, Miguel Soares Martins i Andre Gomes.
Czym byłaby Liga Mistrzów bez zdolnych Skandynawów? Valter Chrintz z IFK Kristianstad dał się poznać z dobrej strony już rok temu, to przyszłość reprezentacji Szwecji i zapewne któregoś z klubów Bundesligi. W Elverum uwagę skupił głównie Islandczyk Sigvaldi Gudjonsson (w końcu trafi do PGE VIVE Kielce), ale na drugim skrzydle bardzo rozwinął się Alexander Blonz. 19-latek raptem kilka miesięcy temu dołączył do Elverum, a w debiutanckim sezonie rzucił aż 57 goli. Norwegowie mocno uwierzyli w Blonza, bo jak inaczej wyjaśnić powołanie nowicjusza do kadry na MŚ 2019 i ME 2020. W efekcie młodzian ma w szufladzie srebro czempionatu sprzed roku i brąz ze styczniowego turnieju.
Do tego zestawu wypada dorzucić Lasse Moellera, ale akurat Duńczyk nic nie musiał udowadniać. Przed rokiem Flensburg zakontraktował go od sezonu 2020/21, dziennikarze w jego ojczyźnie widzą w nim następcę Mikkela Hansena, nawet w przygotowanej wirtualnej siódemce na igrzyska w Paryżu w 2024 roku Moeller zajmował centralne miejsce. Bieżący sezon tylko potwierdził, że tytuły z imprez juniorskich nie były przyznawane na wyrost (53 goli dla GOG). O swoją przyszłość nie muszą się też martwić Omar Yahia i Kyllian Villeminot.
Gdy Egipcjanin związał się z Veszprem, kibice w Europie trochę powątpiewali w sens jego transferu. Bardziej wyglądało to tak, jakby trener David Davis zamierzał osobiście doglądać rozwoju podopiecznego z egipskiej kadry. Hiszpan stracił w międzyczasie posadę, a Yahia na przekór krytycznym głosom bezkompromisowo wszedł do siódemki mistrzów Węgier. Grał tak dobrze, że szybko uciął głosy o szykującym się kryzysie na prawym rozegraniu Veszprem (po kontuzji ścięgna Achillesa Kenta-Robina Tonnesena).
Villeminot to podobny przypadek jak wspomniany Moeller, od kilku lat porównywany z Nikolą Karabaticiem. Jak może być inaczej, skoro wśród juniorów wygrał wszystko co się da i przy okazji trafiał do siódemek turniejów. W składzie Montpellier pojawia się od trzech lat, ale ostatnio w największym jak dotąd zakresie. Widać, że służą mu wspólne treningi z Diego Simonetem.
Jak w tym wszystkim prezentują się talenty z polskich klubów? W nieoficjalnym starciu rówieśników pierwsza runda dla Zoltana Szity z Wisły. Tu nawet nie chodzi o porównanie dorobku (39 do 13 goli), Węgier wyglądał bardziej dojrzale niż Turek Doruk Pehlivan z VIVE, co może wynikać z większego obycia w europejskich pucharach (i ogólnie na wysokim poziomie). W Kielcach podkreślają, zresztą całkiem słusznie), że lewy rozgrywający potrzebuje czasu. Przecież przeskok między ligą austriacką a europejską elitą jest gigantyczny. W jego przypadku widać postępy z miesiąca na miesiąc, aczkolwiek głównie w Superlidze.
ZOBACZ: Cięcia wynagrodzeń w Wiśle
ZOBACZ: Zawodniczki z Superligi pomagają podczas pandemii