Środa, czwarta w nocy. Z pierwszych relacji wynika, że pomiędzy Górą Włodowską i Zawierciem pociąg towarowy potrącił 18-letniego mężczyznę, który na torach znajdował się w miejscu, gdzie nie było przejścia ani przejazdu. Wiadomość ta wstrząsnęła 50-tysięcznym miastem. Kacper Wołek miał przed sobą całe życie. Realizował się w sporcie. Był zawodnikiem drużyny juniorów Viret CMC Zawiercie. Klub pogrążony jest w żałobie.
Przez pięć lat z Wołkiem współpracował trener Mariusz Szczygieł. Doskonale się znali, mieszkali w tej samej zawierciańskiej dzielnicy. Widywali się codziennie: w szkole, na treningu, w sklepie. - Ciężko mi powiedzieć o nim "był" - mówi nam szkoleniowiec. Informacja o śmierci 18-letniego podopiecznego wywołała u niego szok. Gdy się o tym dowiedział, wyłączył telefon.
- Byłem na komisji egzaminacyjnej na maturze. Po jej zakończeniu poszedłem do pokoju nauczycielskiego, gdzie miałem telefon. Zadzwonił kolega z klubu. Po prostu ścięło mnie z nóg. Nie wiedziałem, co mam zrobić - opowiada Szczygieł.
ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"
Sprawą zajęła się specjalna komisja zajmująca się badaniem wypadków kolejowych. Z naszych ustaleń wynika, że policja prowadzi śledztwo w tej sprawie i nie wyklucza żadnej możliwości. Rodzina, koledzy, osoby znające Kacpra wierzą, że to był nieszczęśliwy wypadek. Przyczyną śmierci był wielonarządowy uraz spowodowany potrąceniem przez pociąg. Straż pożarna nie chce mówić o szczegółach akcji. To dramat dla całego miasta. Pod facebookowym postem na profilu Viretu CMC Zawiercie pojawiła się lawina kondolencji.
- To był bardzo wesoły, głośny chłopak, ale taki, którego dało się lubić. Dusza towarzystwa - wspomina Szczygieł. - Nie sądzę, by ktoś miał inne zdanie. Zapamiętam go uśmiechniętego. Będzie nam go bardzo brakowało - dodał szkoleniowiec, dzięki któremu Wołek zaczął trenować piłkę ręczną.
Szczygieł mówi nam, że Kacper był z drużyny z rocznika 2002. Dołączył do ekipy, kiedy był w gimnazjum. - Robiliśmy nabór do młodszego rocznika, wstępną gierkę. Kacper po prostu był na tym boisku, bo mieszkał blisko szkoły. Wywiązała się rozmowa, że czemu miałby nie spróbować grać z nami. Podjął się tego, chciał się z nami pobawić w piłkę ręczną. I tak był z nami przez okres nauki w gimnazjum i teraz dwa lata szkoły średniej. To było pięć lat bliskiej współpracy - opowiada łamiącym się głosem Szczygieł.
18-latek grał na skrzydle, choć szkoleniowiec uważa, że poradziłby sobie wszędzie. Jeszcze przez rok miał trenować z juniorami, a następnie spróbować swoich sił w seniorskich rozgrywkach. Viret w tym roku wywalczył awans do I ligi, czyli bezpośredniego zaplecza PGNiG Superligi Mężczyzn. - Ten nieszczęśliwy wypadek wszystko przerwał - mówi Szczygieł.
- Kacper był bardzo pracowity, ambitny i nieustępliwy. To był chłopak, który miał charakter, dążył do celu, nigdy nie odpuszczał. Regularnie chodził na treningi. Przed nim było bardzo wiele, bo wyróżniał się pracowitością. Jeśli dostał jakieś zadania do wykonania, to je robił bardzo sumiennie. Miał duży talent. To był chłopak, który zawsze wykonywał wszystko do końca. Taki zadzior - stwierdził.
Po raz ostatni widzieli się w poniedziałek na treningu. - Mieszkamy bardzo blisko siebie, w jednej dzielnicy, to widywaliśmy się praktycznie codziennie. Rozmawiałem z nim o tym, że jak już zaczną się treningi, to musimy się przygotować do kolejnego sezonu. Spotkaliśmy się w poniedziałek, mieliśmy plany na środę, ale zdarzyło się tak, jak się zdarzyło. Nie dociera to do mnie - zakończył Szczygieł.
Czytaj także:
Tragiczna śmierć 18-letniego szczypiornisty. Zginął pod kołami pociągu
Koronawirus "namiesza" w PGNiG Superlidze? Paweł Biały: Czeka nas ciekawy rok