PGNiG Superliga. Małe derby w Zabrzu. Stal Mielec wysłana na północ

WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Dawid Nilsson
WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Dawid Nilsson

Nigdy nie znasz dnia ani godziny na... mecz PGNiG Superligi. Przekonali się o tym gracze Stali Mielec, którzy musieli nagle zmienić swoje plany. W Zabrzu z kolei mecz podwyższonej temperatury.

Jeszcze w poniedziałek, 9 listopada, trener Dawid Nilsson i zawodnicy Stali Mielec byli przekonani, że dwa dni później zmierzą się u siebie z Chrobrym Głogów. W czasie pandemii sytuacja jest dynamiczna, ale nagły zwrot akcji tym razem wywrócił wszystko do góry nogami. Mielczanie w ciągu kilkunastu godzin musieli zorganizować wyjazd na drugi koniec Polski, bo dowiedzieli się, że 11 listopada zagrają z Torus Wybrzeżem Gdańsk.

- Delikatnie ujmując, nie jest łatwo. By w ogóle jakkolwiek przygotować się pod rywala, spałem może ze dwie godziny przed wyjazdem do Gdańska. Nie jesteśmy NBA, nie mamy całego sztabu analityków i statystyków, sami nad wszystkim pracujemy. Oczywiście przydałyby się 2-3 dni więcej na przygotowania, zwłaszcza że na weekend nie mamy zaplanowanego meczu. Co zrobić, grać trzeba. Inaczej ten sezon nie miałby sensu - komentuje trener Stali Dawid Nilsson przed meczem z jednym z konkurentów do utrzymania.

Mielczanie wracają do gry po wirusowej przerwie, kilku z nich miało łagodne objawy COVID-19. - Trenujemy od zeszłego poniedziałku, na szczęście jedziemy niemal w pełnym składzie, brakuje tylko Bartosza Wojdaka. Czy ten mecz będzie szczególny? W tak wyrównanej lidze każdy ma znaczenie, wystarczy popatrzeć na nasze poprzednie występy. Nie tylko w Kaliszu zabrakło nam czegoś w końcówce, oprócz spotkania w Kwidzynie wszystkie były "na styk" - dodaje Nilsson.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak piękna Amerykanka dba o swoje ciało

Wyznaczanie przyspieszonych terminów staje się powoli normą, niedawno samo Wybrzeże musiało zagrać z Gwardią Opole tuż po wznowieniu przygotowań (a większość zespołu była zakażona koronawirusem). Skończyło się laniem po przerwie, gdańszczanom wyczerpały się baterie.

Takiego scenariusza obawiał się ostatnio trener Górnika Marcin Lijewski, ale jego zespół zaskakująco dobrze zniósł obciążenia w Kwidzynie. I to pomimo ledwie kilku dni treningów po dwóch tygodniach izolacji całej drużyny. Paradoksalnie, najlepszym strzelcem był Jan Czuwara, który miał dodatni wynik testu jeszcze podczas zgrupowania kadry i pauzował łącznie prawie trzy tygodnie.

Górnicy wyrwali zwycięstwo 24:23, mieli w swoich szeregach starego ligowego lisa Aleksandra Buszkowa, który bezwzględnie wykorzystał zamieszanie w kwidzyńskim obozie i rzutem przez pół boiska zapewnił trzy punkty. Tym samym brązowi medaliści Superligi zbliżyli się w tabeli do podium, a po najbliższym spotkaniu mogą dołączyć do ścisłej czołówki.

Starcia Górnika z Gwardią weszły w krajobraz Superligi, obok tradycyjnej kielecko-płockiej świętej wojny ta rywalizacja chyba najbardziej rozgrzewała ostatnio kibiców. Chociażby dlatego, że dwa lata temu opolanie sensacyjnie odprawili rywali z kwitkiem i weszli do półfinału, czym rozsierdzili trenera Rastislava Trtika. Czech nie mógł pogodzić się z regulaminem rozgrywek, przed dwumeczem stracił podstawowych bramkarzy, a porażka długo odbijała mu się czkawką. Właściwie do końca pracy w Zabrzu.

Tym razem wysoką stawkę ma już spotkanie fazy zasadniczej, bo fazę play-off w tym roku odwołano. Zapowiada się tym ciekawej, że Gwardziści po fali zakażeń są już w pełni zdrowia i zagrają w najsilniejszym składzie.

Górnik Zabrze - KPR Gwardia Opole / 11.11.2020, godz. 15.45
Torus Wybrzeże Gdańsk - SPR Stal Mielec / 11.11.2020, godz. 19.30

ZOBACZ:
Mistrzynie wróciły do treningów
Zawodnicy Zagłębia zachęcają do oddawania osocza

Komentarze (0)