W połowie września 2019 roku nikt nie spodziewał się małego końca świata w piłce ręcznej, bo za taki trzeba uznać przedłużenie sezonu 2019/20 o... ponad sześć miesięcy. Zamiast rozgrywanego tradycyjnie na przełomie maja i czerwca Final4 Ligi Mistrzów, turniej dojdzie do skutku dopiero teraz, tuż przed końcem szalonego 2020 roku. I to wyłącznie dzięki determinacji EHF.
Miejsca przyznała właściwie federacja, choć trzeba przyznać, że uczestnicy solidnie zapracowali na wyróżnienie. Przed marcem, zanim zawieszono rozgrywki, THW Kiel, Paris Saint-Germain HB, Telekom Veszprem i FC Barca Lassa zajęły dwie pierwsze lokaty w swoich grupach. W Kielcach (i nie tylko) mogli czuć się rozczarowani, ale wówczas EHF nie miał innego pomysłu na wybrnięcie z impasu. Dodajmy, że decyzja była głośno komentowana także z powodu przynależności klubowej. Sander Sagosen pomógł awansować PSG, by w grudniu grać o tytuł w barwach... THW Kiel. Rodrigo Corrales zamienił z kolei Paryż na Veszprem.
Rokrocznie Final4 skupiało kibiców i dziennikarzy z całej Europy, generując przy okazji gigantyczne (jak na piłkę ręczną) przychody. Straty z racji braku kibiców, dokładniej 20 tysięcy, będą ogromne, ale jeszcze pół roku temu co niektórzy powątpiewali, że w ogóle uda się doprowadzić turniej do skutku. Potem (czytaj jesienią) plaga koronawirusa jeszcze bardziej rozlała się po klubach piłki ręcznej, nawet w grudniu z zakażeniami zmagało się THW Kiel. Do tej pory zresztą dwóch graczy Zebr (Pavel Horak i Magnus Landin) wciąż mają dodatnie wyniki testów i nie wystąpią w Lanxess Arenie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Karolina Owczarz pochwaliła się nowymi "ciuszkami"
Organizatorzy stanęli na rzęsach, by zachować ciągłość rywalizacji. Sponsorzy także zostali przy EHF, bo jak inaczej wyjaśnić 1 mln euro w puli nagród. Zwycięstwo oznacza nie tylko splendor i wieczną chwałę, 500 tys. euro to solidny zastrzyk w czasach pandemii.
Pary półfinałowe ułożyły się tak, że naprzeciwko siebie staną zespoły, które od lat marzą o triumfie z wielokrotnymi zwycięzcami.
PSG od lat wykłada grube pieniądze, by zatrzymać/ściągnąć gwiazdy piłki ręcznej. Paryżanom tylko raz udało dotrzeć się do finału, w 2017 roku po thrillerze lepszy okazał się Vardar Skopje. W składzie brakuje kontuzjowanego Nikoli Karabaticia, ale PSG - z Kamilem Syprzakiem - odzyskało wigor po wrześniowym falstarcie i będzie poważnym zagrożeniem dla kroczącej w tym sezonie od zwycięstwa do zwycięstwa Barcelony. Duma Katalonii chce wrócić na szczyt po pięcioletniej przerwie.
Jeszcze dłużej o wejście na tron stara się Veszprem. Węgierski potentat obrał analogiczną taktykę jak PSG. Z różnym skutkiem, chociaż akurat od początku kadencji Davida Davisa zespół znowu stał się kandydatem do triumfu. Veszprem już cztery razy znalazło się w finale, w tym dwukrotnie miało zwycięstwo na wyciągnięcie ręki. W 2016 roku roztrwoniło dziewięć bramek przewagi i po dramatycznym meczu przegrało z Vive Kielce po karnych. Trzy lata później zmarnowało dużą szansę z Vardarem Skopje. THW Kiel z kolei wygrywało już trzykrotnie, ale ostatni raz w 2012 roku. W piłce ręcznej to już prehistoria, w kadrze nie ostał się ani jeden zwycięzca z tamtej edycji.
FC Barca Lassa - Paris Saint-Germain HB / 28.12.2020, godz. 18.00
THW Kiel - Telekom Veszprem / 28.12.2020, godz. 20.30
ZOBACZ:
Dwóch naturalizowanych graczy u Węgrów
Kolejny Chorwat w Picku Szeged?