Nie takiego spotkania oczekiwali brazylijscy szczypiorniści przeciwko Tunezji. Po raz drugi musieli ucieszyć się tylko z jednego punktu. W tym przypadku mogą mówić o ogromnym szczęściu. Anouar Ben Abdallah rzucił w stronę Santosa, ale piłka nie przekroczyła linii pola bramkowego (po wideoweryfikacji sędziów). To była akcja w ostatniej sekundzie tej rywalizacji. Ale po kolei.
Canarinhos od początku spotkania nie radzili sobie z aktywną afrykańską obroną. Jeśli zaś spojrzało się na to, z jaką łatwością i przede wszystkim szybkością Tunezyjczycy dochodzili do pozycji rzutowych, trudno było stwierdzić, kto tu jest faworytem, a kto swego rodzaju kopciuszkiem. Tym większego znaczenia nabierał premierowy triumf Biało-Czerwonych nad tym zespołem (więcej o tym meczu tutaj). Warto przy tym dodać, że niewielki udział w bramkach miał wtedy najlepszy ich gracz z meczu Polaków, Mosbah Sanai (1/3).
Słabo wyglądał Jose Guilherme de Toledo. Znany z parkietów PGNiG Superligi Brazylijczyk najpierw nie trafił na pustą bramkę z własnej połowy, a potem w kontrze uderzył w słupek. Jeszcze wtedy jego zespół remisował po 12. Wystarczyła chwila nieuwagi, by zrobiło się 15:12. Tunezyjczycy grali z ogromną wiarą we własne umiejętności i niewyobrażalną determinacją. Rzuty ze środka w wykonaniu Issama Rziga były niczym te obserwowane w Lidze Mistrzów. A to tylko przykład pierwszy z brzegu. Kto jeszcze nie doceniał Tunezji, powinien bić się w pierś. Brazylia tylko do przerwy straciła 20 bramek!
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawią piłkarze Legii w Dubaju
Po zmianie stron w rolę prawdziwego kata wcielił się Haniel Langaro. Brazylia w końcu zaczynała prezentować się na miarę oczekiwań. Zdecydowanie więcej dawał z siebie bramkarz Maik Santos. Ale dużym uproszczeniem byłoby nie doceniać też jego kolegów w obronie, którzy raz po raz nie pozwalali rywalom wyjść nawet z rzutem. Strata goniła stratę i podcinała Tunezyjczykom skrzydła. W efekcie już w 39. minucie wszystko zaczynało się niejako od nowa (po 21). Trener Sami Saidi w kilku mocnych słowach powiedział, co myśli o takiej grze swojego zespołu.
W 47. minucie oglądaliśmy coś, co zdarza się w piłce ręcznej bardzo rzadko. Fabio Chiuffa dostrzegł pustą bramkę u rywali. Rzucił z własnej połówki, ale trafił w słupek. Piłka odbiła się tak szczęśliwie, że wyszła w pole wprost w dłonie czekającego na nią Gustavo Rodriguesa. Dzięki temu zawodnicy z Ameryki Południowej dopięli swego i na chwilę złamali rywali (26:28). Wydawało się, że sensacji nie będzie. Właśnie, wydawało się. Tunezja miała bowiem między słupkami Mehdi Harbaouiego. Ostatecznie w 46 sekund Brazylia odpowiedziała dwa razy i uratowała cenny punkt.
Mistrzostwa świata 2021, 2. kolejka, grupa B:
Tunezja - Brazylia 32:32 (20:16)
Tunezja: Maggaiz, Harbaoui - Majdoub, Youssef, Sanai 3, Maaref 4, Rzig 7 (2/3), Soussi 1, Toumi 4, Jbeli, Jaballah 2, Darmoul 9, Zaied, Jaziri, Ben Abdallah 2, Margheli.
Karne: 2/3.
Kary: 12 min. (Soussi, Ben Abdallah - 4 min., Youssef, Toumi - 2 min.).
Brazylia: Santos, Rosa 1 - H. Teixeira 5 (3/4), Silva 1, Torriani 5, Toledo 1, Moraes, Chiuffa, V. Teixeira 2, Dutra, Luciano, Ponciano, Langaro 6, Hackbarth 6 (3/4), Almeida, Rodrigues 5.
Karne: 6/8.
Kary: 8 min. (Ponciano - 4 min., Moraes, Chiuffa - 2 min.).
Sędziowie: Mads Hansen, Jesper Madsen (obaj z Danii).
Widzów: bez udziału publiczności.
Czytaj także:
--> Marcin Lijewski z wiarą w Polaków w mistrzostwach świata
--> Mistrzynie Polski zawodzą w Superlidze, ale nie w europejskich pucharach. Duża sensacja w Lublinie