Nie drażnij lwa - to wniosek, który po dwumeczu powinni wyciągnąć szczypiorniści Motoru Zaporoże. Ukraińcy dość niespodziewanie wygrali pierwsze spotkanie z Mieszkowem Brześć, ale w rewanżu nie mieli kompletnie żadnych szans.
Przegrana w pierwszym pojedynku mocno zmobilizowała Białorusinów - widać to było od początku starcia. Gracze Mieszkowa byli zdeterminowani, skoncentrowani i bardzo szybko zabrali się za budowanie przewagi. Nie pozwolili rywalom na złapanie rytmu, za to sami błyskawicznie narzucili tempo gry. Nie minął kwadrans, a oni prowadzili już sześcioma trafieniami.
Ukraińcy zderzyli się ze ścianą - w porównaniu do pierwszych zawodów, tym razem wychodziło im niewiele. Gospodarze zdobywali bramki seriami, a zawodnicy Motoru pudłowali na potęgę. Brakowało szybkości, konsekwencji, pomysłu, a przede wszystkim wiary.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę
W 26. minucie Stas Skube wyprowadził swoją ekipę na prowadzenie 15:5 i kwestia awansu wydawała się rozstrzygnięta - tym bardziej, że nic nie zapowiadało zmiany w postawie zaporożan.
Druga połowa spotkania była zdecydowanie bardziej wyrównana, ale gospodarze mogli grać z dużym luzem - wypracowali przewagę ośmiu trafień i to dawało im ogromny komfort.
W walce o Final4 Ligi Mistrzów Białorusini zmierzą się z FC Barca Lassa.
Mieszkow Brześć - HC Motor Zaporoże 30:23 (16:8)
Awans: Mieszkow Brześć - dwumecz 60:55.
Czytaj też:
Wielkie rozczarowanie w Łomży Vive. "Jestem najbardziej odpowiedzialny za porażkę" Liderzy nie zawiedli. Orlen Wisła z drugim zwycięstwem w tygodniu