PGNiG Superliga. W Zabrzu było gorąco. Łomża Vive ocknęła się
Łomża Vive Kielce znowu nie zachwyciła, w Zabrzu wygrała po słabej pierwszej połowie. Faworyci ocknęli się dopiero po przerwie.
To nie był szumnie zapowiadany mecz, raczej wszyscy koncentrowali się na kryzysie w Kielcach i sposobach na zaradzenie kłopotom. Trener Marcin Lijewski po cichu przygotował taktykę na warianty gry Łomży Vive, zespół był monolitem w obronie (czego nie można napisać o kielczanach). Nawet bezstronnym kibicom dobrze patrzyło się na współpracę Sebastiana Kaczora z Michałem Adamuszkiem czy zapasy z czołowymi obrotowymi świata. Tacy gladiatorzy jak Nicolas Tournat i Artsiom Karalek nie potrafili przestawić defensorów zabrzan.
W Hali Pogoń działy się zresztą rzadko spotykane historie. Rzut Igora Karacicia metr nad poprzeczką, obicie słupka przez Sigvaldi Gudjonssona w sytuacji, w której na treningu trafiłby 10/10. Znowu - delikatnie ujmując - nie zachwycił Władisław Kulesz.
Ewidentnie coś po kieleckiej strony nie grało, bezradność w ataku aż biła po oczach.
Górnik, tak bardzo odmieniony przed sezonem, poczuł, że może zdziałać więcej niż zazwyczaj. Wielu zabrzan nie pamiętało poprzednich starć z Łomżą Vive, przeważnie "kończonych" przed pierwszą połową. M.in. Dawid Molski wyszedł na boisko bez kompleksów, momentami wyglądał na bezczelnie pewnego (czasem aż za bardzo, gdy zmarnował karnego w końcówce). Rzucił sześć bramek do przerwy, zaimponował mobilnością. Kielczanom dali popalić szczególnie ci niechciani w klubie, wychowanek Bartłomiej Bis rozstawiał obrońców na boki, Kaczor mocno uprzykrzał życie pod własną bramką. Jakub Skrzyniarz miał z kolei na rozkładzie niemal wszystkich czołowych snajperów rywali.
Przy wyniku 17:14 Górnicy poczuli szansę i... stanęli. Trener Lijewski mieszał w siódemce, ale wobec coraz częstych błędów w rozegraniu nie mógł wiele zdziałać. Do kontr startował Dylan Nahi i zabrzanie widzieli za nim tylko wiatr. Mateusz Kornecki w kilka minut przebił dorobek Andreasa Wolffa i przy okazji na prawie 15 minut zamknął dostęp do bramki. Łomża Vive zrobiła to po swojemu - kilka przechwytów, zwarte szyki w obronie, skuteczność Arkadiusza Moryty i po sprawie. Nie zachwycili, ale było widać, że mocno siedzi w nich porażka w Bukareszcie.
SPR Górnik Zabrze - Łomża Vive Kielce 21:30 (15:14)
Górnik: Skrzyniarz (10/37 - 27 proc.), Kazimier (1/4 - 25 proc.) - Molski 6/2, Bis 4, Kondratiuk 2, Przytuła 2, Rutkowski 2, Gogola 2, Łyżwa 1, Ivanytsia 1, Kaczor 1, Bykowski, Adamuszek, Krawczyk, Mucha
Łomża Vive: Wolff (7/20 - 35 proc.), Kornecki (11/18 - 61 proc.) - Moryto 8/2, Nahi 4, Sićko 4, Kulesz 4, Karalek 3, Vujović 3, Tournat 2, Gudjonsson 2, Surgiel, Domagała, Karacić, Sanchez, Faruk
ZOBACZ:
Rewolucja w kadrze kobiet
Lider tabeli idzie jak burza