Zawodniczki Suzuki Korony Handball Kielce nie prezentowały się dobrze w meczu z KPR-em Gminy Kobierzyce. - Byliśmy osłabieni, ale jest też pozostała część drużyny, która jest na boisku i ma na nim coś zaprezentować. To, co zrobiliśmy w ataku pozycyjnym, to masakra. Z taką indolencją rzutową nie wygralibyśmy w pierwszej lidze. Zasuwamy w obronie, tracimy w II połowie tylko 10 bramek, a zdobywamy tylko 6. Przegrywamy przewagę 6 na 4 0:2, a z tego muszą być bramki. Tego jednak nie potrafimy - zauważył Paweł Tetelewski.
- Na pewno był to nasz najsłabszy mecz. Nie ma kto wskoczyć i rzucić z drugiej linii, a jak tego nie ma, to nikt nie będzie na nas wychodził i nie ma miejsca na zewnątrz i przy kole. Znów było za dużo błędów własnych, wyrzucenie piłki w aut na tym poziomie nie przystoi. Z całym szacunkiem dla KPR-u Gminy Kobierzyce, nie był to rywal, z którym tak łatwo można przegrać. Gdybyśmy zagrali tak, jak w poprzednich dwóch meczach, wynik byłby inny i można było się pokusić o niespodziankę. Zabrakło dwóch zawodniczek - są następne, ale czas musi minąć, by nabyły obycie w PGNiG Superlidze - dodał trener klubu z Kielc.
Jakie były dobre aspekty gry Korony podczas meczu z zespołem z Dolnego Śląska? - Nasza obrona i postawa bramkarek na plus, pozostałe rzeczy, gdy wychodzimy na połowę przeciwnika były na takim poziomie, że czasami nie dało się na to patrzeć - ocenił wprost Tetelewski.
Trenerowi wtórowała też Magdalena Kowalczyk. - Jedyny plus to obrona, bo straciliśmy 10 bramek w drugiej połowie. W ataku musimy w siebie uwierzyć, musimy zacząć rzucać z drugiej linii. Trzeba popracować nad skutecznością - przyznała szczypiornistka.
Czytaj także:
Mistrzynie udzieliły bolesnej lekcji
Rewolucja w kadrze kobiet
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bijatyka na ostro. To miał być spokojny mecz