To się bardzo rzadko zdarza. 14 minut bez bramki, ale cudu nie było

WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Patrik Liljestrand
WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Patrik Liljestrand

Zimny prysznic przeżyli kibice Grupy Azoty Unii Tarnów. Wydawało się, że gospodarze po ograniu na wyjeździe Górnika Zabrze poradzą sobie także w domowym starciu z Energą MKS-em Kalisz. Może tak by się stało, gdyby nie te nieszczęsne 14 minut.

Kiedy spotyka się szósta i siódma drużyna PGNiG Superligi Mężczyzn, należy oczekiwać dobrego widowiska i przede wszystkich sporych emocji. Tak też właśnie było. No może poza ostatnim fragmentem pojedynku.

Nie takiego początku meczu oczekiwał trener Grupa Azoty Unii. Drużyna Patrika Liljestranda nie mogła wypracować sobie pozycji rzutowej. Fatalnie wyglądała pozycja na kole. Zawodnicy popełniali proste błędy, które mnożyły się w pierwszej połowie na potęgę. Ale i Energa MKS jakoś nie specjalnie z tego korzystała. Między 11 a 18 minutą uwidoczniła się przewaga popularnych "Jaskółek" (10:7).

Jak się potem okazało, kluczowy był czas w 18. min., o który poprosił Tomasz Strząbała. Kaliszanie jakby okrzepli, dali się rywalowi wystrzelać i sami zaczęli przejmować kontrolę nad wydarzeniami. Doszło wręcz do czegoś bardzo rzadko spotykanego. Miejscowi przez ponad 12 minut nie oddali ani jednego rzutu, po którym Łukasz Zakreta musiałby wyjmować piłkę z siatki. Tak było już do końca pierwszej części spotkania.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego widoku zupełnie się nie spodziewała. "Co one robią?"

Licznik bez bramki zatrzymał się ostatecznie na 14 minutach, kiedy to z lewej flanki idealnie przymierzył Kirył Kniaziew. Różnicę robił Piotr Krępa. Jeśli dostał podanie na koło, to albo kończył, albo "zarabiał" rzut karne, które zresztą sam egzekwował. W "najlepszym" razie dochodziło jeszcze do wykluczenia któregoś z przeciwników z Tarnowa. Dla porównania Shuichi Yoshida doczekał się tego po raz pierwszy dopiero w trzecim kwadransie rywalizacji.

Bardzo dobrze po zmianie stron czuł się Kacper Adamski. Jego zwody, rzuty z drugiej linii, szybkość podejmowania decyzji, umiejętności indywidualne mogły budzić uznanie. Unii nie można było odmówić zaangażowania, tylko ta poprzeczka. Jakby zaczarowana.

Gospodarze płacili wysoką cenę za niezbyt szczelną defensywę. Wciąż jednak więcej było niewiadomych, niż pewników. Wszystko stało się jasne dopiero pod koniec zawodów, kiedy Energa MKS wypracowała sobie 4-bramkową przewagę. Mogła ją jeszcze stracić, gdyby Albert Sanek wykorzystał kontrę sam na sam z Zakretą. Jeśli zaś marnuje się "siódemkę", nie można wygrać.

PGNiG Superliga Mężczyzn, 8. kolejka:

Grupa Azoty Unia Tarnów - Energa MKS Kalisz 26:31 (10:13)

Grupa Azoty Unia: Liljestrand, Hołda, Małecki - Sikora, Wątroba, Wojdan 2, Sanek 3, Yoshida 1, Matsuura, Buszkow 3, Tokuda 6 (0/1), Kużdeba 3 (1/2), Kaźmierczak, Minockij 3, Kniaziew 5 (2/3), Mrozowicz.
Karne: 3/6.
Kary: 4 min. (Yoshida, Mrozowicz - 2 min.).

Energa MKS: Krekora, Zakreta - Krępa 9 (2/3), Tomczak 2, Kamyszek, Adamski 7, Kus, Drej 2, Pedryc, Góralski 3, Wróbel, Szpera 3, Pilitowski 3, Bekisz 1, Makowiejew 1.
Karne: 2/3.
Kary: 8 min. (Kus - 4 min., Tomczak, Kamyszek - 2 min.).

Sędziowie: Fahner, Kubis (obaj z Głogowa).
Widzów: 299.

Czytaj także:
--> Cała Europa czeka te transfery
--> Prawdziwa potęga utonęła w Kielcach