Za reprezentacją piłkarzy ręcznych dwie bolesne porażki, do tego w kiepskim stylu. Z Norwegami kulała obrona, ze Szwedami głównie atak. Pierwsza połowa była jedną z najsłabszych za kadencji Patryka Rombla. Polakom z trudem przychodziło wywalczenie pozycji rzutowej, a większość tak pieczołowicie przygotowywanych sytuacji po prostu marnowali, czyniąc z Tobiasa Thulina bohatera Szwedów.
- Przed przerwą mieliśmy dużo klarownych sytuacji, ale nie zdołaliśmy zamienić ich na bramki. Szwedzi rozegrali bardzo dobre zawody w obronie i ataku - przyznał Patryk Rombel.
Po polskiej stronie brakowało tej energii, którą kadra zaimponowała w niedawnym meczu z Białorusią. Swojego dnia nie mieli liderzy Szymon Sićko i Arkadiusz Moryto, co od razu przełożyło się na słabość całego zespołu w ataku.
- Pamiętajmy, że dwa pierwsze mecze rozegraliśmy w dziewięciu zawodników. W jakimś stopniu na pomyłki wpłynęło to zmęczenie. Część błędów na pewno nie powinna się nam jednak przydarzać. Jeżeli chcemy rywalizować i wygrywać z takimi drużynami jak Norwegia czy Szwecja, to błędów powinno być zdecydowanie mniej, góra osiem. Szwedzi zrobili tylko cztery. To pokazuje różnicę, która nas od nich oddziela - wyjaśnił po meczu selekcjoner.
Biało-Czerwoni pogrzebali już swoje szanse na miejsce w półfinale, właściwie poza zasięgiem także spotkanie o piątą pozycję w turnieju, ale mistrzostwa jeszcze trwają. Polacy mają chwilę na regenerację fizyczną i mentalną, w niedzielę 23 stycznia zagrają z nadzwyczaj dobrze prezentującymi się Rosjanami. W normalnych okoliczności (czytaj bez przymusowych izolacji z powodu koronawirusa) mecz powinien być znacznie bardziej zacięty niż te z Norwegami i Szwedami.
ZOBACZ:
Norwegia rozpędzona mknie do półfinału
Kibic nie mógł patrzeć na nieskuteczność kadry
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: solówka a la Messi! Mijał rywali jak tyczki