Przyjął 21 Ukrainek. Mówi, ile kosztuje ich miesięczne utrzymanie

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Trenerka Galiczanki Anastazja Dorozhivska i prezes KPR-u Ruch Chorzów, Krzysztof Zioło
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Trenerka Galiczanki Anastazja Dorozhivska i prezes KPR-u Ruch Chorzów, Krzysztof Zioło

Ruch Chorzów od trzech tygodni opiekuje się młodymi zawodniczkami z Ukrainy. Na początku klub musiał zorganizować podstawy nowego życia w Polsce. Dziś wyzwań jest coraz więcej. - Prosimy o wsparcie - apeluje prezes.

W tym artykule dowiesz się o:

- Mróz, duża kolejka, nie ma innego przejścia, stałyśmy w niej 12 godzin - w żołnierskich słowach trenerka Anastazja Dorozhivska opisuje trudną drogę do Polski. Ze Lwowa dojechały do granicy z Polską. Podróż trwała 20 godzin.

- Był płacz i pytania dziewczyn o to, jak długo będziemy w Polsce. To była trudna droga. Wszyscy ją mocno przeżyłyśmy - relacjonuje trenerka.

Z 26-letnią Anastazją w kolejce do kontroli było dziesięć juniorek Galiczanki Lwów. Z powodu wojny klub gra na emigracji, obecnie przebywa w Hodoninie. Zawodniczki z drużyn młodzieżowych rozjechały się do swoich rodzin lub uciekły przed wojną za granicę. To udało się właśnie grupie Anastazji, która przez wojnę przeszła przyspieszony kurs trenerski.

ZOBACZ WIDEO: Ostatnia szansa "pokolenia Lewandowskiego". Liderzy zdawali sobie z tego sprawę

- Miałyśmy rywalizować o pierwsze miejsce w rozgrywkach. Dziewczyny pracowały na treningach. Chodziły do szkoły, która współpracuje z naszym klubem. Miały swoje normalne, spokojne życie. Wszystko miało być w porządku. A potem wybuchła wojna - wspomina trenerka.

Po chwili dodaje: - Dziewczyny były wtedy w szkole. We Lwowie było jeszcze dosyć bezpiecznie. Wydaliśmy zawodniczkom wszystkie ich dokumenty i odesłaliśmy do domów.

Przyspieszony kurs trenerski

Dotąd Anastazja była asystentką pierwszego trenera, Witalija. Po wybuchu wojny został wciągnięty do wojska, stacjonuje we Lwowie. Zanim założył mundur, zdążył zadzwonić do przyjaciół z Polski i znaleźć schronienie swojej grupie. Wtedy już nawet we Lwowie nie było bezpiecznie.

- Nigdzie nie jest bezpiecznie - mówi wprost trenerka juniorek. - Nigdy nie wiadomo, gdzie trafią bomby. Moi rodzice mieszkają niedaleko lwowskiego lotniska, na które przypuszczony był pierwszy atak.

Dlatego drużyna wyjechała ze Lwowa. KPR Ruch Chorzów zorganizował im pobyt w Polsce.

O akcji ratunkowej mówi nam Krzysztof Zioło, prezes Ruchu: - Przed wojną Galiczanka często przyjeżdżała na obozy do Polski, graliśmy z nimi sparingi i mieliśmy kontakt z trenerem Witalijem. Po wybuchu wojny zapytał nas, czy możemy przyjąć do siebie grupę juniorek. Nie zastanawialiśmy się długo, wysłaliśmy na granicę klubowy autokar, który przywiózł pierwsze zawodniczki. Później dojechały kolejne. Dziś przebywa u nas sumie 21 osób, 14 z nich nie jest pełnoletnia.

Zawodniczki Galiczanki podczas treningu w chorzowskiej hali.
Zawodniczki Galiczanki podczas treningu w chorzowskiej hali.

- Priorytetem było załatwienie hali, żeby mogły trenować - opowiada. - Udało się to dzięki uprzejmości MORiS-u. Nie było łatwo, bo hala jest zajęta praktycznie od rana do wieczora. Nasz trener zrezygnował z kilku treningów porannych, piłkarze również. Tak udało nam się zagwarantować dziewczynom doskonałą bazę treningową i namiastkę normalności.

Zawodniczki trenują sześć razy w tygodniu. Do tego prezes porozumiał się ze szkołą, by tam juniorki mogły przebywać podczas zdalnych lekcji.

- Zależało nam na tym, by miały dostęp do sprzętu, przyjechały do Polski tylko ze smartfonami. Do tego są tam w całej grupie. Nie siedzą same w pokojach. Uczą się razem w naszej szkole partnerskiej ZSO nr 2, którą prowadzi dyrektor Adam Mańka. Tam też przychodzą w niedziele na SPA. Mają kontakt z młodzieżą z tej szkoły - tłumaczy Zioło. Dwa razy w tygodniu nauczyciele bezpłatnie organizują im lekcje polskiego. Już chwalą się nauczonymi zwrotami w naszym języku.

Całodobowy dyżur

Po Anastazji i jej zawodniczkach już nie widać trudnej podróży. Na poranne treningi przyjeżdżają autobusem lub autem z polskimi zawodniczkami lub trenerami. Po dziewiątej zaczynają zajęcia. Trenerka w ciemnym dresie obserwuje zawodniczki. Gwiżdże, wstrzymuje grę, tłumaczy dziewczynom, co można poprawić. Przez dwie godziny słychać pisk halówek na parkiecie. Później trenerka odwiedza nas w gabinecie prezesa klubu.

- Od trzech tygodni jestem z dziewczynami całą dobę. Takie mamy czasy, że musimy być razem, ale daleko od naszych najbliższych - mówi Anastazja.

Uśmiecha się i kontynuuje: - Są tu bez rodziców. Zadają wiele pytań o wojnę i pobyt w Polsce. Nie wiedzą, kiedy znów zobaczą się z bliskimi. Treningi to okazja, gdy mogą się oderwać od zmartwień. Widać, jak dużą mają z tego radość.

Juniorki Galiczanki same dołączyły się do pomocy rodakom. Wybrały się z najpotrzebniejszymi produktami do ośrodka dla uchodźców. Pomogły je segregować i podpisać.

- To naprawdę zaangażowana i pracowita grupa. Każdego dnia chcą trenować, uczą się w szkole do soboty, a do tego same próbują pomóc - mówi Zioło.

Prezes mówi o opiece nad zawodniczkami w swoim gabinecie. W tym samym budynku, w którym trenują zawodniczki. Non stop rozmowa się przerywa, bo dzwoni telefon.

Trenerka Galiczanki Anastazja Dorozhivska i prezes KPR-u Ruch Chorzów, Krzysztof Zioło.
Trenerka Galiczanki Anastazja Dorozhivska i prezes KPR-u Ruch Chorzów, Krzysztof Zioło.

- Od blisko miesiąca jesteśmy grupą przypominającą młodzieżowy ośrodek. Codziennie przyjeżdża do nas tłumaczka, mamy masę spraw do załatwienia. Dziewczyny muszą odebrać numery PESEL, jeździmy do sądu rodzinnego, który musi nadać niepełnoletnim zawodniczkom opiekunów prawnych. Musimy zarejestrować je też do lekarza rodzinnego. Dzięki pomocy wielu ludzi udaje nam się to sprawnie załatwiać. Czasami wstaję o trzeciej rano, by nadrobić bieżące obowiązki związane z klubem. Występujemy w dwóch ligach - polskiej oraz MOL lidze - przyznaje Zioło.

Na koniec mówi o obawach.

- Trenerka jest z nimi przez całą dobę. Każdy człowiek ma granicę swoich możliwości. Może nadejść kryzys. Sam pracuję z grupą dziewczyn. Ciągłe przebywanie razem powoduje, że pod koniec sezonu bywały kryzysy. Wtedy każdy ma siebie dość i potrzeba odreagować ten czas. A one żyją ze sobą cały czas. Boję się, że pewnego dnia któraś z nich dostanie najgorszą wiadomość z Ukrainy. Nikt nie potrafi przewidzieć, jak wtedy zareaguje. I jak duża pomoc będzie potrzebna.

Kiedy Anastazja dostaje pytanie o zmęczenie, mówi krótko: - Problemy będą zawsze. Nie możemy martwić się na zapas. Musimy być gotowi na wszystko.

Prośba o pomoc

Prezes Ruchu coraz rzadziej potrzebuje pomocy tłumaczki, by porozumieć się z trenerką Galiczanki. W międzyczasie pyta o rozmiary dresów, jakie zamówić dla bramkarek, które dojechały do Chorzowa.

- Coraz bardziej potrzebujemy wsparcia - alarmuje. - MORiS zapewnił halę, nocują w miejscowym hotelu, tam też dostają posiłki. My odpowiadamy za całą resztę. Kupujemy środki chemiczne, sprzęt sportowy. Jedyną pomoc zaoferował nam lokalny przedsiębiorca, który dostarczył żywność. Dostaliśmy też jeden przelew z Niemiec. Poza tym nikt dotąd nie zadzwonił i nie zapytał, czy czegoś nie brakuje dziewczynom.

- Do tej pory wydaliśmy kilkanaście tysięcy złotych. Wstępnie szacuję, że utrzymanie takiej grupy to około 40-50 tysięcy miesięcznie. Jeśli sytuacja będzie trwała dłużej, musimy zabezpieczyć środki na utrzymanie trenerek i osób, które się nimi zajmują. To tytaniczna praca trwająca całą dobę - jedna osoba nie jest w stanie na dłużej zajmować się taką grupą. Na razie nie widzę systemowych rozwiązań, które by mogły wesprzeć nas finansowo. Te dzieci są tutaj bez rodziców, a opiekunki nie mają żadnych możliwości, by podjąć gdzieś pracę.

Prezes ma ważny apel: - Zwracamy się do instytucji oraz firm o wsparcie. W zamian oferujemy promocję na naszych nośnikach klubowych, aby ktoś kto będzie nam pomagał miał też z tego korzyść wizerunkową. A mamy bardzo wiele możliwości.

- Od 2022 roku w ramach nowej ulgi sponsoringowej, podatnik może odliczyć od podstawy opodatkowania połowę kosztów uzyskania przychodów poniesionych na działalność sportową – dlatego ta forma wsparcia wydaje nam się optymalna. Przygotowujemy pakiety dla firm które by chciały nas wesprzeć - wszystkich zachęcam do kontaktu z nami.

Zawodniczki Galiczanki podczas treningu w chorzowskiej hali.
Zawodniczki Galiczanki podczas treningu w chorzowskiej hali.

"Możliwości są ograniczone"

- Cały czas dostajemy pytania, czy kolejne drużyny lub jakiejś zawodniczki nie mogą się u nas schronić. Jednak na razie nasze możliwości są ograniczone. Robimy wszystko by grupa, która u nas jest oraz osoby zajmują się nimi miały optymalne warunki. Jeśli pojawią się nowe rozwiązania systemowe i będzie to możliwe, na pewno nie pozostaniemy obojętni - przyznaje Zioło.

Ruch chciałby zgłosić juniorki do rywalizacji o Puchar Śląska. Rozgrywki ruszają w kwietniu. Z kolei seniorki walczą w półfinale Pucharu Europy EHF. Potem wstaje i przeprasza, bo musi wyjechać z zawodniczkami do sądu. Na korytarzu mija się z dziewczynami, żartują, śmieją się.

- Radość tych dzieciaków wynagradza wszystko. Nie mogliśmy ich zostawić na lodzie, gdy uciekali od wojny, a rodzice chcieli im zapewnić bezpieczeństwo. Mam trzy córki i gdy próbuję sobie wyobrazić, co czują ich rodzice, łzy same cisną się na oczy - mówi.

Zobacz też:
Ukrainiec uciekł z niewoli. Wideo z nim wstrząśnie światem?
Radwańska spełniła marzenie 98-latka z Ukrainy. Spotkali się na korcie!

Źródło artykułu: