W tym artykule dowiesz się o:
Bramkarz: Patryk Małecki (Grupa Azoty Tarnów)
Nie wiemy, czym w Tarnowie napoili Małeckiego, ale jest to na tyle skuteczne, że pół ligi chciałoby mieć bramkarza w takiej dyspozycji. Były zawodnik Zagłębia odżył w Tarnowie, co mecz jest pewnym punktem zespołu. Odbił w sumie prawie 60 piłek (najwięcej w lidze), a szczególnie rywale z Głogowa na długo zapamiętają jego popisy. 21 obron (przy świetnej skuteczności 45 proc.) to jeden z najlepszych wyników w Superlidze ostatnich lat. Małecki bronił karne, dobitki, rzuty z czystych pozycji, aż w końcu zatrzymał Marcela Zdobylaka w serii karnych i okazał się jednym z ojców premierowego zwycięstwa beniaminka (ZOBACZ).
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Lewoskrzydłowy: Wojciech Gumiński (KS Azoty Puławy)
Owszem, były reprezentant Polski grywał lepsze mecze, i to niejednokrotnie. 4. seria nie należała jednak do lewoskrzydłowych, dlatego postanowiliśmy wyróżnić Gumińskiego za jego determinację. Przed sezonem był jedną nogą poza Azotami. Porozumiał się z prezesem Witaszkiem, choć mówiło się, że będzie szykowany do gry w rezerwach. Nie poddał się, udowodnił trenerowi Michałowi Skórskiemu swoją przydatność. Przeciwko Zagłębiu (27:23) dostał szansę - wykorzystał wszystkie pięć rzutów karnych i dołożył bramkę z gry.
Lewy rozgrywający: Szymon Sićko (NMC Górnik Zabrze)
Wreszcie pobudka! Dobrze zapowiadający się rozgrywający przygasł w ostatnich dwóch latach. Odkąd podpisał kontrakt z VIVE Kielce, rzadko nawiązywał do świetnego sezonu w Chrobrym Głogów. Przepadł na wypożyczeniu w Bundeslidze, pierwszy rok w Zabrzu też nie należał do nadzwyczaj udanych, powołania do reprezentacji dostawał bardziej na kredyt. Akurat w spotkaniu z Energą MKS-em Kalisz (28:23) zagrał na miarę talentu. Rzucił osiem bramek, w tym cztery w ostatnim kwadransie, gdy rywale próbowali doścignąć Górników.
Środkowy rozgrywający: Maciej Tokaj (Zagłębie Lubin)
Kolejny długo wyczekiwany wybuch talentu. Tokaja wstrzymywała kontuzja kolana - z powodu zerwania więzadeł krzyżowych sezon 2018/19 miał z głowy. W Lubinie wierzyli w jego potencjał i nie zawiedli się. Po odejściu Jakuba Morynia Tokaj powoli wdraża się do nowej roli. Tydzień temu zagrał w lidze po 1,5-rocznej przerwie (!). W drugim występie był już liderem Zagłębia. Głównie dzięki jego siedmiu bramkom (i skuteczności Marcina Schodowskiego w bramce) Miedziowi długo naciskali Azoty Puławy (27:23). Tokaj skończył w tym roku 25 lat, jeśli ominą go kontuzje, to dobry moment na wykonanie jakościowego skoku.
Prawy rozgrywający: Bartosz Nastaj (Piotrkowianin Piotrków Trybunalski)
Najchętniej w siódemce umieścilibyśmy jeszcze kilku graczy z Piotrkowa, bardzo zaimponowali nam w meczu z MMTS-em Kwidzyn (ZOBACZ). Drużyna Bartosza Jureckiego była tak zdeterminowana po wtopie z Wybrzeżem Gdańsk, że zdeklasowała MMTS. Jedną z pierwszoplanowych postaci był Nastaj. Rzucał piękne bramki, asystował, stawiał zasieki w obronie. Statystyki (6/10) nie oddają jego udziału w zwycięstwie. Jak tak dalej pójdzie (i ominą go kontuzje), to reprezentacja nie będzie bardzo odległą perspektywą. W końcu otrzymywał już powołania na zgrupowania.
Prawoskrzydłowy: Blaż Janc (PGE VIVE Kielce)
Na swoim stałym poziomie, czyli Janc znowu niedostępny dla ligowych konkurentów. Słoweniec to jeden z najlepszych (najlepszy?) piłkarz ręczny, biegający po parkietach Superligi. Jakby bez wysiłku seryjnie rzuca gole, tak jak w Opolu, gdzie uzbierał siedem trafień, w tym cztery w ostatnich minutach. VIVE rozgromiło Gwardię 29:18, ale prezes Bertus Servaas nie może spać spokojnie. Do grudnia Janc ma zdecydować, czy zostać w Kielcach, czy wybrać kuszącą ofertę Barcelony.
Piotrkowski Midas. Zapewne koledzy z szatni wykorzystają to hasło do małej "szyderki", ale prawda jest taka, że czego się dotknął, to zamieniał w złoto. Siedem rzutów, siedem bramek. Filar obrony, co rusz mobilizujący kolegów do większego wysiłku. Gdy po jednej z udanych akcji defensywnych pobudzał Bartosza Nastaja, to mieliśmy wrażenie, że mógłby roznieść parkiet w pył. Szacunek za ogromne zaangażowanie, dzięki czemu Piotrkowianinowi udało się zmazać plamę z Gdańska. Pacześnego nie trzeba było specjalnie motywować z jeszcze jednego względu - w Kwidzynie spędził kilka lat, ale w 2013 roku odszedł do Piotrkowa.