Kamil Stoch już jest wielki. A może dokonać kolejnego spektakularnego wyczynu

Getty Images / Quinn Rooney / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Getty Images / Quinn Rooney / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Niektórzy po zdobyciu olimpijskiego złota lądowali w rynsztoku, inni po prostu gubili formę. A Kamil Stoch ciągle jest mocny. Polak jako jeden z nielicznych skoczków może sięgnąć po indywidualny medal na dwóch kolejnych igrzyskach.

Statystyki najlepiej świadczą o tym, jak wymagające zadanie przed Stochem. Ponoć są największym kłamstwem, ale w tym wypadku podkreślają skalę trudności. W ciągu ostatnich czterech dekad tylko pięciu skoczków stawało na podium w dwóch kolejnych igrzyskach - Austriak Toni Innauer, Fin Jari Puikonnen, Czechosłowak Pavel Ploc, kosmiczny Fin Matti Nykanen, a prestiżową piątkę zamyka Matti Hautamaeki, medalista z Salt Lake City i Turynu.

Cztery lata to szmat czasu i wie o tym także Stoch. Po igrzyskach w Soczi przyplątał się uraz stawu skokowego, na kilka miesięcy stracił czucie przy wyjściu z progu, męczył się na rozbiegu, wyczerpała się formuła współpracy z Łukaszem Kruczkiem. Mógł na stałe wypaść z obiegu. Abstrahując od jego własnej, mozolnej pracy, miał szczęście, że na swojej drodze spotkał Stefana Horngachera. Wrócił do formy, ponownie dokonywał niemożliwego (komplet zwycięstw w Turnieju Czterech Skoczni) i do Pjongczangu pojechał z wielkimi aspiracjami, choć sam podkreśla, że koncentruje się wyłącznie "na dobrym skakaniu'.

Kibice wierzą w obronę przynajmniej jednego złota. "Przynajmniej" w odniesieniu do igrzysk brzmi groteskowo. Jedynie Nykanen dwa razy z rzędu przywiózł najwyższy laur. W tamtej epoce był o długość nart przed konkurentami. Geniusz skoków 30 lat temu w Calgary zmiażdżył resztę pretendentów.

Dwa razy na szczyt wdrapali się też Simon Ammann i Jens Weissflog, jednak po ośmioletnim, a w przypadku Niemca - dziesięcioletnim odstępie. W międzyczasie wiodło im się różnie. Ammann falował z formą, potrafił zdobyć mistrzostwo świata, by potem zniknąć z pola widzenia. Weissfloga dopadły kontuzje, mordował się z nowym stylem V i opanował go dopiero po kilku latach. Swoją drogą, idol Adama Małysza jest jedynym skoczkiem, który zdobył złoto przed i po rewolucji w technice.

ZOBACZ WIDEO Nie tylko Stoch powalczy o medal. "Kubacki jest regularny, Hula spisuje się znakomicie"

Dla wielu z mistrzów igrzyska okazały się schyłkiem ich przygody ze sportem. Doszli do ściany, nic więcej nie musieli. Idol Norwegów, Espen Bredesen, popadł w przeciętność, Fin Jani Soininen wycisnął maksimum z kariery i po Nagano (1998 r.) incydentalnie gościł na podium. Niektórym sukces zamącił w głowie i skomplikował życie.

Toniego Nieminena okrzyknięto złotym dzieckiem skoków. 16-latek w Albertville zdobył indywidualnie złoto i brąz. Po igrzyskach pogubił się, znalazł się na zakręcie. W zawodach zajmował lokaty uwłaczające mistrzowi olimpijskiemu, wpadł w tarapaty finansowe, ich skutki odczuwa do dziś. Po latach, jako czterdziestolatek, próbował nawet wrócić do skakania, ale kasa świeciła pustkami. W poszukiwaniu środków wystawił na aukcję olimpijskie krążki. Zlitował się sponsor, który uratował dawnego mistrza. Nieminen powoli wraca do prozy dnia codziennego.

Przedziwnych losów Nykanena nie trzeba przypominać. Było o nich tak głośno, że większość młodszych fanów kojarzy go z alkoholem, wiecznymi imprezami, skandalami, oskarżeniami o morderstwo. Żeby mieć co włożyć do garnka, sprzedał wszystkie medale, pracował jako striptizer, dorabiał jako kelner. Stoczył się na dno. Trzykrotnie zasłużył na przyznawany w Finlandii "zaszczytny" tytuł "Bezużytecznej gwiazdy".

O mało swoich ekscesów życiem nie przypłacił Lars Bystoel. To najświeższy upadek mistrza i najsmutniejsza historia. Sam chyba nie był przygotowany na triumf w Turynie, popularność go przytłoczyła. Upijał się już wcześniej, ale po igrzyskach nagromadziła się cała masa wybryków. Po procentach wszczął bójkę na jachcie, w jej trakcie wpadł do jeziora i może się cieszyć, że skończyła się na złamaniu żuchwy. Libacje i awantury stały się normą, trudno zliczyć jego wyskoki poza skocznią. Karierę oficjalnie zakończył po wpadce dopingowej - tak naprawdę skończyła się triumfie z 2006 r. Przez lata nie pracował, musiał korzystać z zasiłku, ledwo wiązał koniec z końcem.

Piszemy o tym, żeby jeszcze bardziej uwydatnić osiągnięcie Stocha. Thomas Morgenstern, Kazuyoshi Funaki, Ammann i na krótko Weissflog utrzymywali się jeszcze w czubie. Reszta z różnych przyczyn przepadła. Stocha już można zaliczyć do grona tych największych. Nie tylko dzięki dotychczasowym wyczynom. Niewielu skoczków potrafi przygotować wielką formę na tak wymagającą imprezę. Polakowi udało się to już drugi raz.

Komentarze (1)
avatar
ThorinS
11.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pompujemy