Mocno poturbował się przed startem, a mimo to zdobył sensacyjne złoto

Getty Images / Matthias Hangst / Na zdjęciu: Arnd Peiffer
Getty Images / Matthias Hangst / Na zdjęciu: Arnd Peiffer

Na Arnda Peiffera nikt nie stawiał w walce o złoto w biathlonowym sprincie mężczyzn. Niemiec wykorzystał jednak potknięcia Fourcade'a oraz Boe, po czym stanął na najwyższym stopniu podium, mimo że przez cały dzień spotykał go pech.

Dla niemieckiego biathlonisty to pierwszy indywidualny medal igrzysk olimpijskich. W Soczi sięgnął po srebro w sztafecie. Niedzielny wynik jest dla 30-latka oczywiście najważniejszym trofeum w karierze, chociaż był już mistrzem świata w 2011 roku, również w sprincie. Nic nie wskazywało na to, że Arnd Peiffer sięgnie po złoto w Pjongczangu. Tym bardziej, że w dniu startu ciążyło na nim jakieś fatum.

- Nie czułem się najlepiej. Rano poszedłem biegać, a później chciałem wykonać próbne strzelanie. Kiedy dotarłem na stadion, okazało się, że zapomniałem zabrać kluczy do magazynu broni - powiedział Niemiec.

Gdy wydawało się, że dzień nie może być dla 30-latka gorszy, ten mocno poturbował się kilka godzin później. - Po południu prawie spadłem ze schodów w domku smarowaczy nart. Przy tej sytuacji uderzyłem się mocno w łokieć, który piekielnie boli mnie do teraz. Potem złamała mi się jeszcze część od zamka broni. Pomyślałem, że to dobry dzień, wszystko idzie jak należy - żartował Peiffer po zdobyciu złota.

Złoto Peiffera to jedna z największych niespodzianek tych igrzysk olimpijskich. Niemiec strzelał bezbłędnie i wykorzystał potknięcia rywali, którzy nie radzili sobie z mocnym wiatrem. - Fourcade i Boe dominowali cały sezon. Są najlepsi na trasie biegowej, jak i na strzelnicy. Oczywiście, że nie spodziewałem się, że będę przed nimi - dodał Peiffer.

ZOBACZ WIDEO Przemysław Babiarz: Sobotni konkurs był jak zimne piekło. Jestem pełen szacunku i współczucia dla skoczków

Źródło artykułu: