Karolina Hamer: Medale nie są najważniejsze. One nie przytulają

Lekarze nie wierzyli w to, że będzie mówić i chodzić. Dzisiaj ma na koncie ponad 170 medali, w tym te z mistrzostw świata i mistrzostw Europy. - Dla mnie najważniejsze jest, żeby nie przeminąć - zaznacza paraolimpijka Karolina Hamer.

Dawid Góra
Dawid Góra
Karolina Hamer Materiały prasowe / Na zdjęciu: Karolina Hamer
Cierpi na niedowład kończyn, a mimo tego w wieku czterech lat nauczyła się pływać. Potem została jedną z najlepszych pływaczek z niepełnosprawnościami na świecie. Ale wciąż szukała czegoś więcej. Po udanej walce o transmisję igrzysk paraolimpijskich w Telewizji Publicznej, postanowiła dokonać coming-outu. Jest pierwszą polską sportowczynią, która przyznała się do swojej biseksualności. Dziś jako aktywistka walczy o prawa człowieka.

1 lipca premierę będzie mieć ebook "Niezatapialna". Wywiad-rzekę z Karoliną Hamer przeprowadziła Karolina Domagalska. Premierę papierowej wersji książki zaplanowano na początek 2021 roku.

Dawid Góra: Multimedalistka mistrzostw świata i Europy. Wojowniczka o prawa osób z niepełnosprawnościami. Pierwsza w Polsce sportsmenka, która dokonała coming-outu. Działaczka społeczna. Które określenie najdokładniej panią definiuje?

Karolina Hamer: Wojowniczka o prawa człowieka. Tak będzie dobrze. Zawszę mówię, że gen walki wyssałam z mlekiem matki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pokaz siły Lindsey Vonn. "Maszyna!"
"Prawa człowieka" czyli prawa osób z niepełnosprawnościami i mniejszości seksualnych?

Także kobiet i parolimpijczyków. Walka to podstawa mojej osobowości. Podczas przygotowań do mistrzostw świata moja psycholog sportowa powiedziała, że gdybym nie szła pod prąd, to w ogóle bym nie stawiała kroków. To prawda.

Siłę zyskała pani dzięki niepełnosprawności?

Można tak powiedzieć. Pierwszą osobą, która mnie hejtowała był lekarz. Zrobił to zaraz po diagnozie. Rozmawiając z mamą stwierdził, że szybciej mu kaktus na ręce wyrośnie niż ja zacznę mówić i normalnie chodzić.

Świadomość reprezentowania innej orientacji seksualnej też daje energię do działania? To podwójne wykluczenie.

Nawet poczwórne. Jestem wykluczona także jako kobieta i sportowczyni.

Zacznijmy od niepełnosprawności. Dlaczego nazywa to pani wykluczeniem?

Jako osoba z niepełnosprawnościami doskonale wiem, jakie są moje potrzeby i potencjał. Państwo jest po to, aby ten potencjał pomóc mi uwydatniać, a nie decydować za mnie. Nie może spychać mnie pod ziemię i udawać, że mnie nie ma. Byłam, jestem i będę częścią społeczeństwa.

Państwo nie powinno decydować? To chyba prawicowe podejście.

Wsparcie państwa jest potrzebne, ono ma pomagać. Ma być dostosowane do niepełnosprawności. Inne potrzeby mają osoby głuche, a inne niewidome. Wystarczy ich posłuchać. 

Wykluczeniem nazwała pani także fakt, że jest kobietą. To chyba jednak nieco bardziej skomplikowana kwestia.

Przede wszystkim mam prawo decydować o sobie i swoim ciele. Tymczasem żyjemy w świecie patriarchalnym, skonstruowanym i zdominowanym przez mężczyzn. W tym świecie na przykład kobiety na tych samych stanowiskach zarabiają średnio 700 zł mniej. Chodzi więc o płaszczyznę ekonomiczną i wolnościową. Podobnie jest z LGBT.

To znaczy?

Potrzebujemy równości małżeńskiej i możliwości adopcji dzieci. Najważniejsza jest różnorodność i czerpanie z niej pełnymi garściami. Osób nieheteronormatywnych jest od sześciu do dziesięciu procent.

Wszystkie strony konfliktu podają jakieś dane, rzadko jednak informują, skąd je mają. Gdzie zdobyła pani tę statystykę?

Z ostatniego raportu Kampanii Przeciw Homofobii. Trudno nie wierzyć w prawdziwość tych liczb.
Mówi pani sporo o oddolnej walce jednostki o swoje prawa. Tymczasem na Wikipedii można przeczytać informację, że wystąpiła pani na kongresie założycielskim partii "Wiosna". Widzę tu pewną sprzeczność.

Rzeczywiście dostałam zaproszenie od Roberta Biedronia. Miałam być doradczynią ds. osób z niepełnosprawnościami. Szybko okazało się jednak, że tzw. polska lewica nie opiera się dzisiaj na prawach człowieka. Nikt nie tylko nie zamierza korzystać z mojej wiedzy i doświadczenia, ale nawet nie traktuje ani mnie ani tematu poważnie. Widać to zresztą w kampanii prezydenckiej, gdzie trudno znaleźć tłumaczenia na język migowy.

A konkretnie, jaki był powód?

Jestem osobą, która działa bardzo konkretnie i radykalnie. Tymczasem okazało się, że mam być tylko maskotką. Nie ze mną te numery.

Kolejne wykluczenie? Tym razem przez politykę?

Tak, to bardzo dobra puenta. Na szczęście wiarę w moc jednostki mam we krwi. Historia świata, Europy i Polski pokazuje, że wszystko, co dobre, zaczyna się od zrywu kilku osób. Kolejne dołączają sukcesywnie.

W której z dziedzin działalności ma pani najwięcej do zrobienia?

Patrzę na to holistycznie, działam na wielu płaszczyznach. Powinniśmy po prostu odrobić lekcję społeczeństwa obywatelskiego.

Mówi pani o wykluczeniach, jednak często sama pani przyznaje, że, jako osoba z niepełnosprawnościami, rzadko spotykała się z nieprzychylnymi reakcjami na ulicy. Podobnie było po coming-oucie. Rzeczywiście jest więc z czym walczyć?

Zdecydowanie tak! To, że mnie coś nie spotkało, nie oznacza, że tego nie ma. Ujawniając swoją orientację seksualną, miałam 38 lat. Byłam więc w pełni świadoma tego, co robię. 70 proc. młodych osób LGBT ma myśli samobójcze. Problem jest bardzo konkretny, mamy naprawdę wiele do zrobienia.

Jak dużo zmieniło się w Polsce w ciągu ostatnich dziesięciu lat?

Widzę sporą zmianę na plus. Jestem jednak dość radykalna i mówiąc o niepełnosprawności, prawach kobiet czy mniejszości seksualnych, widzę konkretne twarze i pojedyncze historie. Nikt nie powinien czekać na przyzwolenie na miłość, na życie na tych samych warunkach. Chodzi o to, aby przyspieszyć zmiany.

Znam homoseksualistę, który chcąc zjednoczyć się ze środowiskiem LGBT, został odrzucony przez członków jednego z forów internetowych za zbyt prawicowe poglądy. W tych kręgach też potrzebne są zmiany?

Ludzie są różni. Wszyscy. Tak samo ci tak zwani pełnosprawni jak i ci z niepełnosprawnościami, LGBT, jak i heteronormatywni, tak samo kobiety, jak i mężczyźni. Próba stworzenia "jednomyślnego getta" z którejś z tych grup to błąd. Jesteśmy częścią całości, także społeczeństwa obywatelskiego. Droga do igrzysk była dla mnie samotna i czułam odrzucenie przez środowisko paraolimpijskie. Jedni nie rozumieli, inni zazdrościli, jeszcze inni po prostu mieli odmienną wizję. Nigdzie nie spotkałam się z takim hejtem, jak w środowisku paraolimpijskim, a przecież wydaje się, że powinno być ono przepełnione tolerancją i akceptacją dla inności. Z drugiej strony np. z kadry paraolimpijskiej trudno było mnie wyrzucić. Byłam zbyt dobra. Choćby dzięki temu jestem osobą, która podpisała pierwszy kontrakt, który udowadniał, że sport paraolimpijski to sport wyczynowy i warto w niego inwestować.

Miała pani "pod górkę" od samego początku. Nawet w realizowaniu siebie poprzez sport.

To prawda. Na szczęście sporo czasu poświęciłam na czytanie książek. M.in. z nich czerpałam potrzebę ratowania świata. Szybko zorientowałam się, że medale nie są najważniejsze. One nie przytulają.

Co ma pani na myśli?

To, że wyniki to nie wszystko. Trzeba być jeszcze człowiekiem i widzieć w innym drugiego człowieka.

W książce, która niedługo wejdzie na rynek wydawniczy, można przeczytać ważne słowa: "Dla mnie najważniejsze jest, żeby nie przeminąć".

Sport był drogą do tego, co teraz robię. Sport hartował mój charakter. Odnosiłam sukcesy i porażki. Teraz nic mnie nie jest w stanie zniszczyć, nic też mnie już nie dziwi. Nie na darmo więc noszę w sobie tyle wykluczeń i potencjału. Jestem niezatapialna, chcę być "społecznie użyteczna".

Co zyskuje się, a co traci na byciu niepokorną.

Traci się poklask społeczny, ale zyskuje odklejenie od potrzeby tego poklasku. Moim sposobem na walkę jest trzymanie się wartości. To one są dla mnie drogowskazem. Działam progresywnie, biorę na siebie ciężar i godzę się z tym, że nie wszyscy mnie rozumieją. O prawa człowieka walczę dla przyszłych pokoleń.

Książka jest podsumowaniem czy otwarciem nowego rozdziału?

To podsumowanie i początek w jednym. Jedna część życia już za mną, druga jednak dopiero się zaczyna. Nie da się mnie zatrzymać.

Kiedy pani słucham, mam wrażenie, że zasługuje pani na wysokie, kierownicze stanowisko w którejś z dużych korporacji. Ma pani olbrzymi zapał i jest niezwykle skuteczna.

A więc jestem niepełnosprawna czy raczej nadsprawna?

Zdecydowanie to drugie.

No właśnie. O karierze w świecie biznesu nie myślę. Mam kilka innych pomysłów. Rewolucyjnych. Czasem nawet się ich boję.

Strach to kolejna bariera do pokonania.

To prawda. Kiedy ktoś mi czegoś zabrania, zazwyczaj tylko dopinguje mnie to do większego zaangażowania. Czasami wbrew wszystkiemu.

Amp Futbol Euro 2020. Mistrzostwa przełożone na 2021 rok >>
Novak Djoković, czyli jak zrujnować swój wizerunek >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×