Janusz Szerla był jedną z legend rajdów samochodowych w Polsce. Licencję zdobył w roku 1973 i dość szybko zaczął odnosić pierwsze sukcesy. Ledwie trzy lata później za kierownicą Fiata 126p zajął trzecie miejsce w mistrzostwach Polski w klasie "Malucha".
Coraz lepszymi wynikami zapracował na miano kierowcy fabrycznego w FSM. Kontrakt otrzymał w roku 1978 i od razu zdobył tytuł mistrza Polski w klasie 126p. Z czasem zaczął też występować w wyścigach płaskich i górskich, gdzie również odnosił sukcesy. Jest jedynym Polakiem w historii, który skolekcjonował trzy tytuły mistrzowski w jednym sezonie w tych trzech jakże różnych odmianach motorsportu.
Jako kierowca fabryczny FSM zgłosił się w 1984 roku do rajdowych mistrzostw świata WRC. Jego debiut przypadł na Rajd Akropolu. Za kierownicą Fiata 126p nie zdołał dojechać do mety greckiej rundy, gdyż "Maluch" po prostu nie zniósł trudów rywalizacji w wysokich temperaturach i na zakurzonych trasach. Miał przy tym utrudnione zadanie, bo zagraniczna konkurencja dysponowała znacznie mocniejszymi rajdówkami.
- Na Rajdzie Niemiec w śniegu i mgle na najdłuższym OS-ie liczącym 17 km wyprzedziliśmy 7 aut, uzyskaliśmy 12. czas na 220 załóg - wspominał swego czasu w "Auto Sukcesie".
Później był kierowcą fabrycznego FSO Sport. Łącznie wystąpił w trzech rundach WRC - miał słabość do Rajdu Akropolu, do którego pod koniec lat 80. zgłosił się za kierownicą Poloneza.
Karierę Janusza Szerli zakończył poważny wypadek z Rajdu Barbórka w 1988. Prowadzony przez niego Polonez zderzył się czołowo z załogą Ludwiczak-Pieniak. Po tym zdarzeniu krakowianin musiał poddać się wielomiesięcznej rehabilitacji. Miał skomplikowane złamania rąk i nóg. O ile odzyskał sprawność, o tyle do rajdów w roli kierowcy już nie powrócił.
Działał jednak w środowisku - został organizatorem Rajdu Żubrów, był też dyrektorem Rajdu Krakowskiego, pomagał też jako dyrektor sportowy przy organizacji 55. Rajdzie Polski.
"Sporo fajnych rozmów i radości (rajdowych) za nami. Wciąż mam nadzieję, że ktoś zaraz sprostuje..." - w ten sposób informację o śmierci legendy skomentował dziennikarz Rafał Jemielita.
Czytaj także:
- Ferrari już czeka na Hamiltona. Transfer "pana X" kluczowy
- Robert Kubica leci do Brazylii. Wielki powrót po dekadzie