Mikołaj Marczyk odniósł właśnie największy sukces w karierze. Został rajdowym mistrzem Europy, wygrywając cykl ERC. Łodzianin potwierdził tym samym skalę swojego talentu, bo wcześniej zostawał najmłodszym triumfatorem Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski (RSMP). W wieku niespełna 30 lat jest na najlepszej drodze, by spróbować podbić odcinki specjalne w mistrzostwach świata WRC.
Marczyk jest przy tym człowiekiem renesansu - ukończył studia na kierunkach management i international business. Zdobyte na praktykach doświadczenie przydało mu się w rajdach, w których porządna rajdówka kosztuje ok. 1,5 mln zł, a zebranie budżetu na cały sezon stanowi nie lada wyzwanie.
ZOBACZ WIDEO: "Nie dam sobie tego wmówić". Stanowcza reakcja Zmarzlika
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Czy dotarło do ciebie, że jesteś mistrzem Europy?
Mikołaj Marczyk, rajdowy mistrz Europy (ERC): Tak. Bardzo się cieszę. Każdego dnia ta świadomość, że coś, o co się tyle lat walczyło, o czym się marzyło, udało się zrealizować, wzrasta.
Potrzebowałeś kilku lat w cyklu ERC, aby zostać mistrzem Europy. Były w tym okresie jakieś momenty zwątpienia?
Nie, wręcz przeciwnie. Były momenty, w których wydawało się, że obrany kierunek jest właściwy i ten tytuł się wydarzy wcześniej czy później. Bardzo młodo zostałem rajdowym mistrzem Polski. Droga po tytuł w Europie zajęła mi sześć lat. Były momenty wzlotów i upadków, ale kluczowe było zachowanie wytrwałości. Wiedziałem, co chcę osiągnąć i mogę powiedzieć, że zrealizowałem życiowe marzenie.
Zapisałem się na kartach historii. Tylko trzech Polaków przede mną było mistrzami Europy. Pan Sobiesław Zasada, Krzysztof Hołowczyc i Kajetan Kajetanowicz - to są nazwiska, które zawsze podziwiałem. To przecież ikony naszego motorsportu. Mnie do ikony jeszcze daleko, ale cieszę się, że zrobiłem choć mały krok w tym kierunku.
Czego potrzeba, aby osiągnąć sukces jako kierowca rajdowy?
Na pewno zachować wytrwałość, niezłomność. Mieć świadomość, że nie wszystko się układa, a i tak przeć wtedy do przodu. Trzeba się temu w pełni poświęcić. Rajdowiec nie ma miejsca na bardzo rozbudowane życie prywatne, dodatkowe hobby. Trzeba raz za razem stawać na wysokości zadania i wykazywać się mistrzowską mentalnością. Nie wydziwiałbym, że to jest jakieś szczególnie skomplikowane. Tak po prostu wygląda droga sportowca na szczyt.
Przez ostatnie siedem lat spędzam przeciętnie ok. 200 dni w roku poza domem. Jest tego bardzo dużo, bo mamy nie tylko rajdy, ale też testy, a i same podróże pochłaniają sporo czasu. Jeśli dla kogoś to problem, jeśli ma tego dość, to może być sygnał, że trzeba się zastanowić nad dalszą karierą. Jeśli sprawia ci to przyjemność, a tak jest w moim przypadku, warto się temu oddać w całości.
Są rajdy, które lubię bardziej. Są też takie, które lubię mniej. Lubię być na rajdzie, chłonąć jego atmosferę, przeżywać adrenalinę z tym związaną. Jednak, gdy rajd się kończy, to też cieszę się, że wracam do domu.
Od lat tworzysz załogę z Szymonem Gospodarczykiem. Jak ważna jest rola pilota w tym sukcesie?
Mamy do siebie duże, wzajemne zaufanie. Cechuje nas podobna motywacja. Obaj jesteśmy skierowani na rywalizację na najwyższym poziomie, na chęć poprawy siebie. Nasze losy są połączone. Były sytuacje, gdy obaj byliśmy bliscy utraty życia lub zdrowia. Gdy jeden z nas popełni błąd, to obaj wypadamy z drogi. Po tych kilku latach mogę jednak z pełną świadomością nazwać Szymona moim przyjacielem.
Dzieli nas spora różnica wieku i przez pierwsze dwa sezony, to Szymon był takim trenerem, instruktorem. Trochę zarządzał tempem rajdówki, ale z czasem stawaliśmy się równoprawni. Widział mój rozwój i wiedział, na co może sobie pozwolić.
Plan na przyszłość to obrona tytułu mistrza Europy, czy może awans wyżej i walka w mistrzostwach świata WRC?
Tego jeszcze nie mamy sprecyzowanego, ale postaram się to dość szybko ustalić z moimi partnerami. Gdyby to miał być plan długoterminowy, to powinienem celować w WRC. Jeśli nie będzie takiej sposobności, to obrona mistrzostwa Europy w ERC będzie na pierwszym planie.
Ukończyłeś kilka kierunków studiów. Jak znalazłeś na to czas w momencie, gdy tyle czasu zajmuje ci kariera rajdowa?
Rzetelnie wstawałem rano i wykonywałem swoje zadania. Byłem w tym bardzo konsekwentny. Dość szybko wyrzuciłem z mojego życia dodatkowe rozrywki, dystraktory czasu. Skupiałem się na zadaniach, jakie miałem przed sobą. Celowałem w konkretne wyzwania, chciałem osiągnąć efekt. Oczywiście z poszanowaniem wszystkich moich partnerów, ale zazwyczaj to się udawało.
Boję się zapytać, czy masz jakiekolwiek życie prywatne?
Z samej matematyki, liczby dni spędzonych w rajdówce, wychodzi, że mamy ograniczone możliwości funkcjonowania. Gdy ktoś chodzi codziennie do pracy, to funkcjonuje w określonych porach, ma prawo do urlopu. U mnie tego nie ma. Jestem albo przed rajdem, albo w trakcie rajdu, albo w fazie analizowania występu po rajdzie. Jeszcze w międzyczasie planujemy jakieś testy. Zdarzają się dni, gdy odłączam się na jakiś czas od rajdowego świata, ale generalnie wiedziałem, na co się piszę. Nie będę narzekał, bo sam wybrałem taką drogę. Jestem konsekwentny. Zawsze muszę wykonać kolejne zadanie.
Sama rajdówka kosztuje ok. 1,5 mln zł, a budżety w motorsporcie są ogromne. Ukończenie studiów biznesowych pomaga w zarządzaniu zespołem?
Myślę, że w konstrukcji naszego zespołu, gdzie to ja jestem odpowiedzialny za organizację współprac, ma to znaczenie. To zawsze było dla mnie ważne, aby moi partnerzy byli zadowoleni. Mam nadzieję, że wraz z kolejnymi dobrymi wynikami i wzrostem rozpoznawalności, świadomość na temat mojej osoby będzie wzrastać i będzie mi łatwiej m.in. z planowaniem budżetu.
Studia też wybierałeś tak, aby pomogły ci w karierze, czy to czysty przypadek?
Nie powiedziałbym, że zostały wybrane pod kątem rajdów, ale na pewno pomogły mi praktyki, jakie miałem w okresie studiów. Pozwoliło mi to lepiej zrozumieć potrzeby dużych firm. Praktyki odbywałem m.in. w niemieckim gigancie chemicznym, firmie BASF. Poznawałem z bliska działy kontrolingu, bezpieczeństwa finansowego czy PR-u. Codziennie przychodziły do nas oferty od sportowców, artystów z prośbą o wsparcie.
Widziałem na własne oczy, jak taki gigant analizuje takie propozycje. Dowiedziałem się dzięki temu, co jest atrakcyjne w takich ofertach, a co niekoniecznie. W ten sposób zyskałem wiedzę, jak tworzyć własne oferty współpracy. Wiedziałem też, do kogo kierować się z prośbą o sponsoring, bo poznałem tok rozumowania dużych korporacji.
Wspomniałeś o wzroście rozpoznawalności. Dostrzegasz go?
Tak i bardzo się z tego powodu cieszę. Są wybrane miejsca w Łodzi, gdzie ludzie mnie kojarzą. Albo gdy jedziemy testować gdzieś w Polskę, gdzie jest zagłębie rajdowe i tam kibice od razu mnie rozpoznają Jeśli chcę osiągać kolejne szczyty w karierze, to powinienem zabiegać o rozpoznawalność. Takie są realia tej gry. Dlatego nie będę narzekał na nieco mniejszą prywatność.
Kilka lat temu uznałeś, że zdobywanie kolejnych tytułów mistrza Polski nie ma większego sensu i postawiłeś na walkę w Europie. Młodszemu pokoleniu też radziłbyś, jak najszybsze odpuszczenie rywalizacji w kraju?
Są dwa warianty. Jeśli kierowca może sobie pozwolić na starty z własnym finansowaniem, a ma duży talent, to powinien od razu kierować się na arenę międzynarodową. Jednak bardziej popularny wariant w Polsce to ten, że mamy zawodnika z talentem, ale bez zdolności ekonomicznych. Wtedy lepiej wykazać się na polskim podwórku, zdobyć mistrzostwo Polski, zyskać rozgłosi i partnerów, bo bez nich trudno o karierę międzynarodową.
A jak oceniłbyś obecną sytuację rajdów w Polsce?
Są ośrodki, które są bardzo mocne i nowocześnie podchodzą do tej dyscypliny, bo widzą jej potencjał, gwarantowane zasięgi. Mówię np. o organizatorach Rajdu Śląska czy Rajdu Małopolski. Marką samą w sobie pozostaje wciąż Rajd Polski. Niestety, ale są też ośrodki, gdzie działacze nie poszli z duchem czasów, nie zaktualizowali systemów promocji i dotarcia do kibica.
Mieliśmy mistrzostwo świata Roberta Kubicy w WRC2 w 2013 roku, mieliśmy trzy tytuły mistrza Europy Kajetana Kajetanowicza i to wzmacniało dyscyplinę. Liczę, że moje mistrzostwo Europy również będzie taką pozytywną motywacją. Taką, że część kibiców, która odeszła od tego sportu, teraz wróci na oesy. Rajdy się zmieniają, a wraz z nimi możliwości. Cały sezon mistrzostw Europy i moje występy można było obserwować na żywo w Motowizji, kiedyś tego nie było.
A co sprawiło, że mały Mikołaj postawił na rajdy?
Pamiętam 2015 rok i powrót z Rajdu Polski. Stałem na trasie odcinka specjalnego i gdy przejechał obok mnie z ogromną prędkością Robert Kubica, to dostałem takiej motywacji, że wiedziałem, co chcę robić w życiu. To było dla mnie pasjonujące, że ci kierowcy jadą pierwszy raz po danej drodze, a potrafią pędzić taką prędkością, skakać na odległość 50 metrów i być ciągle na granicy. To pobudziło moją wyobraźnię. Zrozumiałem, że rajdowcy to herosi.
Rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty