- Apelujemy, aby kościół i cmentarz był strefą ciszy. Żadnych rac czy trąbek - podkreślali bliscy Artura Sękowskiego przed sobotnią ceremonią. Równocześnie ich wola była taka, aby tragicznie zmarły kierowca został pożegnany "po rajdowemu". Koledzy rywalizujący z Sękowskim w Millers Oil Historycznych Samochodowych Rajdowych Mistrzostwach Polski otrzymali zgodę na stworzenie rajdowego konduktu żałobnego. Podczas ostatniej drogi z kościoła na Cmentarz Osobowicki pojawiły się też race, flagi i oklaski.
Tysiące ludzi na pogrzebie Artura Sękowskiego
- Artur chciałby takiego pożegnania - twierdzi jeden z kibiców w grupie. Na parkingach wokół cmentarza można było zobaczyć samochody z całej Polski. Pojawiły się nawet sportowe pojazdy z Niemiec i Wielkiej Brytanii. - Moim obowiązkiem było się tutaj pojawić - mówi kierowca sportowej Toyoty na niemieckich tablicach rejestracyjnych.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica nie kryje się z wiarą w Boga. "Kiedyś mocno chroniłem temat religii"
Artur Sękowski zasłynął z tego, że za kierownicą dawał z siebie co najmniej 110 proc. Dlatego kibice go kochali, dlatego jego efektowne przejazdy podbijały internet, dlatego potrafił nieraz wypadać z trasy. Tragiczne wydarzenia z Rajdu Nyskiego sprawiły, że już nigdy więcej nie zobaczymy żółto-niebieskiego BMW M3 w akcji.
W sobotę na ul. Osobowickiej, prowadzącej na cmentarz, nie brakowało żółto-niebieskich wieńców. Niektórzy przygotowali nawet znicze barwione na niebiesko. Przy drodze pojawiły się dziesiątki funkcyjnych, tak jakby był to prawdziwy rajd. Były też tablice znane z odcinków specjalnych, wyznaczające strefę pomiaru czasu. Większość samochodów miała naklejone grafiki z podobizną Sękowskiego, niektóre z nich były dodatkowo przyozdobione czarnymi wstążkami.
- Jeśli patrzy na to z góry, to na pewno się cieszy. Zasłużył na takie pożegnanie - mówi mężczyzna, który na pogrzeb przyjechał z Kotliny Kłodzkiej. To rajdowe zagłębie, gdzie nie brakuje sympatyków motorsportu. Świadczy o tym liczba pojazdów na kłodzkich tablicach rejestracyjnych, które zaparkowały w pobliżu Cmentarza Osobowickiego.
Silniki ostatni raz zawarczały dla Artura Sękowskiego
Ogrom kibiców sprawił, że ceremonia pogrzebowa Artura Sękowskiego mocno się opóźniła. Gdy samochód wiozący prochy zmarłego kierowcy wjechał na ul. Osobowicką, spowił ją gęsty dym. To efekt rac, jakie na dystansie kilkuset metrów odpalili kibice. Zaraz za czarnym karawanem na drogę wjechały historyczne rajdówki, a w tłumie pojawiły się pierwsze oklaski. Przechodzący przypadkiem przez ulicę zatrzymywali się i robili zdjęcia.
- Ten wypadek Artura przypomina mi, że trzeba się cieszyć każdym dniem. Za wcześnie zakończył ten swój życiowy oes - mówi starszy mężczyzna w oczekiwaniu na wejście na Cmentarz Osobowicki.
Koledzy z Millers Oil Historycznych Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski otrzymali zgodę na wjazd swoimi rajdówkami na teren nekropolii. Gdy rodzina dotarła na cmentarz, tragicznie zmarłego 40-latka po raz ostatni pożegnał dźwięk rajdowych maszyn. Silniki wyły przez kilkanaście sekund, a emocje były tak duże, że na twarzach sporej grupy osób pojawiły się łzy. I nagle na znak jednego z funkcyjnych silniki zamilkły. Na cmentarzu zapanowała przerażająca cisza.
Gdy kondukt ruszył w kierunku miejsca ostatniego spoczynku Artura Sękowskiego, z głośników rozbrzmiała piosenka stworzona specjalnie dla zmarłego rajdowca. - Ty już jedziesz tam, za zakrętem nieba, gdzie nie ma bólu - mogli usłyszeć żałobnicy.
Mimo ogromnej tragedii, piosenka miała optymistyczny wydźwięk, bo taki właśnie był Artur Sękowski. Zawsze uśmiechnięty, zawsze oddający serce dla rajdów i kibiców. - Zostawiłeś tu piękne wspomnienia. Artur, do zobaczenia znów. Artur, w sercach trwasz - zabrzmiało z głośników. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty