Marian Bublewicz - 28 lat od tragedii. Kibice gołymi rękami odginali blachę

Marian Bublewicz stał się legendą polskich rajdów. Zdobył 20 tytułów mistrza Polski różnych kategorii i wyznaczył innym kierowcom nowe standardy. Dla młodszego pokolenia stał się wzorem. Zginął 20 lutego 1993 roku w Lądku-Zdroju.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
miejsce wypadku Mariana Bublewicza Materiały prasowe / Na zdjęciu: miejsce wypadku Mariana Bublewicza
Dla wielu polskich rajdowców Marian Bublewicz stał się wzorem do naśladowania. To on w latach 80. i na początku lat 90. wyznaczył nowe standardy, przez które był poza zasięgiem konkurencji. Zrozumiał jak ważne jest profesjonalne zaplecze, stąd decyzja o budowie zespołu Marlboro Rally Team Poland. Nigdy wcześniej polskie rajdy nie widziały tak działającej ekipy.

Łącznie Bublewicz zdobył 20 tytułów mistrza Polski różnej kategorii. W roku 1992 został wicemistrzem Europy. W kolejnym sezonie trafił też na listę kierowców "A", publikowaną przez FIA. Znajdowało się na niej miejsce dla 31 najlepszych zawodników na świecie. I to w roku 1993 wydarzył się fatalny wypadek na trasie Zimowego Rajdu Dolnośląskiego.

To był jego rajd

Marian Bublewicz wygrał Zimowy Rajd Dolnośląski siedmiokrotnie. Mówiło się, że to był jego rajd. Jednak w feralnym sezonie 1993 polskiego rajdowca czekały zmiany. Z dobrze sobie znanej konstrukcji Forda Sierry miał przenieść się do nowego samochodu - Forda Escorta RS Cosworth. Ten jednak nie był gotowy na rajd rozgrywany na dolnośląskich ziemiach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Połamał hokejowy kij na głowie rywala

Jako że Bublewicz nie miał już do dyspozycji swojej dawnej rajdówki, to sięgnął po Sierrę, z której na co dzień korzystał Patrick Snijers. Maszyna Belga różniła się od tej, którą zdążył poznać polski mistrz. Posiadała rozdział mocy po 50 proc., podczas gdy Bublewicz wolał, gdy więcej mocy trafia na tylną oś (34/66). Rajdówka zachowywała się inaczej i to przysporzyło mu problemów.

Bublewicz przewodził stawce dobrze znanego sobie rajdu po dwóch oesach, po czym popełnił błąd, gdy wypadł z trasy. Lider Paweł Przybylski miał nad nim ledwie sekundę przewagi. Dlatego na trasę piątego odcinka załoga Forda Sierry wyjechała z nastawieniem "atak".

"Jak ptaszek w klatce"

Piąty oes Zimowego Rajdu Dolnośląskiego prowadził z Orłowca do Złotego Stoku. Po dwóch kilometrach trasy auto prowadzone przez Bublewicza wyleciało z drogi. Uderzyło w drzewo akurat od strony drzwi kierowcy. Pilot Ryszard Żyszkowiski, mimo złamanej ręki i rozbitej głowy, był w stanie sam wyjść z wraku rajdówki.

Za to Marian Bublewicz tkwił w zakleszczonym Fordzie. Był przytomny. Miał m.in. pękniętą miednicę i pęcherz moczowy. - Siedział w tym samochodzie uwięziony jak ptaszek w klatce - opowiadał po latach w dokumencie "Ścigany" Krzysztof Hołowczyc, jeden z uczniów Bublewicza i uczestnik feralnego rajdu w 1993 roku.

Jako że pomoc nie nadchodziła, to do akcji wkroczyli kibice. Jedni z pomocą łomów, inni gołymi rękami próbowali odginać blachę. To fani sami wydostali polskiego czempiona na zewnątrz pojazdu. Pomoc medyczna pojawiła się późno, za późno. - Tam w karetce nie było nic, co można by wykorzystać jako pomoc. Naprawdę nie było nic. Tylko przerażony młody lekarz. Kobieta, która nie wiedziała, co robić - opowiadał Żyszkowski.

Gdy Bublewicz trafiał do szpitala w Lądku-Zdroju, znajdował się w stanie krytycznym. Zmarł po czterogodzinnej operacji. - Odłamki kości sterczały do miednicy. Była złamana, zmiażdżona. Było złamane lewe udo. Złamanie uda to 1-1,5 litra krwi. Przy takim złamaniu miednicy to jest kolejny 1 litr krwi. Krwi wynaczynionej, czyli takiej, która nie wypływa na zewnątrz. On mógł stracić ponad 2 litry krwi - opowiadał w "Ściganym" dr Aleksander Niedzielski, który brał udział w ratowaniu życia Bublewicza.

- Pod koniec zaszywania pęcherza moczowego nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Masaż przez przeponę, bo brzuch był rozcięty, więc można sobie było na to pozwolić. Chory był zaintubowany, więc akcję oddechową kontrolował anestezjolog. Kilkudziesięciominutowy masaż nie przyniósł efektów - dodawał dr Niedzielski.

Marian Bublewicz wiecznie żywy

W miejscu, w którym zginął Marian Bublewicz, postawiono symboliczny pomnik. Co roku, 20 lutego, w tym miejscu płoną znicze i pojawiają się zdjęcia polskiego rajdowca. Chociaż od tragicznych wydarzeń z Lądka-Zdroju minęło 28 lat, to obecne pokolenie kierowców rajdowych z szacunkiem wypowiada się o zmarłym olsztynianinie.

Aby uhonorować pamięć polskiego rajdowca, od kilkunastu lat rozgrywany jest Rajd Memoriał im. Mariana Bublewicza i Janusza Kuliga. Za jego organizacją stoi Automobilklub Krakowski. Wielokrotny mistrz Polski został też patronem jednej ze szkół w rodzinnym mieście - Olsztynie.

Od roku 2000 działa też fundacja im. Mariana Bublewicza, której jednym z zadań jest propagowanie bezpiecznej jazdy na drogach. W roku 2000 w plebiscycie czytelników "Auto motor i sport" olsztynianin został wybrany najlepszym polskim kierowcą rajdowym XX wieku.

Czytaj także:
Brutalne realia wyścigów znów dają o sobie znać
Do Kubicy dołączają kolejni. Ambitne plany legły w gruzach

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×