Przygoński ma na koncie sześć startów w Rajdzie Dakar przejechanych na motocyklu. W siódmej edycji zawodnik ORLEN Team postanowił spróbować swoich sił za kierownicą samochodu. Po odwołaniu pierwszego etapu, poniedziałkowe zmagania były dla Kuby Przygońskiego prawdziwym dakarowym debiutem w samochodzie.
Debiut szalenie trudny, ponieważ gwałtowne burze i ulewy, jakie przechodziły przez Argentynę zniszczyły trasę, a niektóre drogi zamieniły w rwące rzeki i bagniska. - Etap prowadził po bardzo wąskich szutrach miedzy roślinami i drzewami. Czasem bylo tak wąsko ze z dwóch stron obcieraliśmy o krzaki jadąc 180km/h. W niektórych miejscach było bardzo duże błoto, w jednym z nich wyprzedziliśmy Robbiego Gordona, który utknął - mówi Przygoński.
Na mecie Przygoński zameldował się na 16. miejscu tuż za Adamem Małyszem. Gdyby nie wolniejsi rywale, jadący przed Polakiem, których wyprzedzenie kosztowało sporo sporo czasu.
- Niestety dużo czasu straciliśmy na probie wyprzedzania, ponieważ był wielki kurz. To jest nasza kara za pierwszoklasistę na Dakarze, pozycja startowa, którą będziemy otrzymywać zawsze nas cofnie o kilka miejsc. We wtorek znów walka z wyprzedzaniem - zapowiada Przygoński.
Drugi etap niespodziewanie wygrał Sebastien Loeb. We wtorek zawodników czeka 663-kilometrowa przeprawa z Termas de Rio Hondo do Jujuy, z czego niecała połowa (314 km) to odcinek specjalny.