Kiedy na piątym etapie Rajdu Dakar Rafał Sonik zatrzymał się z powodu awarii silnika i nie dotarł o własnych siłach do biwaku w Uyuni, musiał przełknąć gorzką pigułkę niepowodzenia. Razem z zespołem serwisowym dokładnie przeanalizował powody usterki i potwierdził swoje przypuszczenia - nie miał wpływu na awarię, która wykluczyła go ze zmagań.
- Rozeszły się spawy na części, którą sprowadzamy od czterech lat ze Stanów Zjednoczonych i jeszcze nigdy nas nie zawiodła. Musiał to być minimalny błąd producenta lub zadziałało ciśnienie na dużej wysokości oraz nagłe zmiany temperatur kiedy gorący silnik był oblewany lodowatą wodą podczas przejazdu przez rzeki. Wiem jedno - ta usterka już nam się więcej nie przydarzy - komentował Rafał Sonik.
Polak nie tylko zamierza wyciągnąć wnioski i jeszcze lepiej przygotować swój quad na kolejną edycję, ale również zapowiada walkę o zwycięstwo. - Po tym, co działo się na odcinkach specjalnych w tym roku jestem już pewny, że za rok mogę ponownie wygrać Dakar. Wiem, że nie powiedziałem ostatniego słowa i przywiozę do Polski jeszcze jednego Beduina.
Żeby lepiej przygotować się do wykonania tego zadania, czterokrotny zdobywca Pucharu Świata pozostał w Argentynie w roli obserwatora. - To, że nie mogę kontynuować Dakaru jako zawodnik nie jest dla mnie końcem rajdu, tylko zmianą formuły. W 2011 roku wypadłem z rywalizacji na pierwszym etapie, ale kolejne dwa tygodnie jechałem z serwisem, uczyłem się, oglądałem trasę, podglądałem moich rywali. Sprawdzałem kto jest najsilniejszy, najwytrwalszy, a kto się najwięcej nauczył i przez to będzie najgroźniejszym konkurentem. To zaowocowało czwartym, trzecim, drugim i pierwszym miejscem w 2015 roku. Dlatego zostaję przy tym schemacie. Omawiam z moim zespołem niezbędne modyfikacje i dopracowujemy szczegóły, które pomogą nam wygrać w przyszłości - zakończył quadowiec.