Adam Małysz: To był horror. Najtrudniejsze dwa tygodnie w moim życiu

Dla Adama Małysza tegoroczny Rajd Dakar był prawdziwym koszmarem i pasmem problemów z samochodem. Polski kierowca pomimo chwil zwątpienia nie wywiesił białej flagi i uparł się, że dojedzie do mety.

Maciej Rowiński
Maciej Rowiński
fot mat prasowe / fot. mat. prasowe

Adam Małysz i jego pilot Xavier Panseri jechali na Dakar z zamiarem ukończenia najtrudniejszego rajdu świata w pierwszej "10". Przez awarię samochodu bardzo szybko okazało się jednak, że już dojechanie do mety będzie dużym sukcesem. Na trasie Dakaru Małysz i jego pilot musieli zmagać się z tyloma problemami, że można nimi obdzielić kilka załóg. W rozmowie z WP SportoweFakty Małysz opowiada o piekle Dakaru i walce o ukończenie rajdu.

WP SportoweFakty: To były najbardziej wyczerpujące dwa tygodnie w pana życiu?

Adam Małysz: Chyba tak, a na pewno były to jedne z najtrudniejszych dni. Było bardzo ciężko pod względem fizycznym i psychicznym. Niemal przez cały rajd razem z Xavierem jechaliśmy ze świadomością, że może nam się nie udać dotrzeć do mety. Nasze zdrowie dostało mocno w kość i wiedzieliśmy, że w każdej chwili jednemu albo drugiemu może się coś stać. Mam nadzieję, że teraz w końcu odpocznę i dojdę do siebie.

Praktycznie od samego początku Dakaru miał pan olbrzymie kłopoty na trasie kolejnych etapów. Nie miał pan ochoty rzucić tego wszystkiego? Skąd motywacja, aby jednak przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu?

- Były takie momenty, kiedy byliśmy naprawdę blisko poddania się. Nasze problemy się nawarstwiały, kiedy wydawało się, że udało nam się przetrwać i teraz będzie tylko lepiej, dostawaliśmy kolejny cios. Podczas etapu, który organizator ostatecznie postanowił skrócić, jechaliśmy mocno uszkodzonym samochodem i poruszaliśmy się tempem 30 km/h. Wiedzieliśmy, że w ten sposób nie pokonamy wydm, które były przed nami i już kombinowaliśmy, żeby je objechać kosztem kary, aby tylko dotoczyć się jakoś do mety oesu. Kiedy poinformowano nas, że odcinek został skrócony, to sami nie wiedzieliśmy, czy cieszyć się, czy płakać.

Chyba na długo zapamięta pan siódmy etap, na trasie którego spędził pan prawie 24 godziny. Do mety samochód dotarł już o zmroku, holowany przez ciężarówkę. To był najtrudniejszy moment w tegorocznym Dakarze?

- To był horror. Xavier siedział w ciężarówce i pilotował kierowcę, obok mnie siedział drugi kierowca ciężarówki. Mówili mi, żebym odpoczął i się zdrzemnął, ale nie było szans. Hol co jakiś czas się urywał. W pewnym momencie patrzę w bok, a jadę już obok ciężarówki, hol znów się zerwał. Nie mogłem, więc sobie pozwolić nawet na krótką drzemkę, bo byłoby to zbyt ryzykowne. Jakimś cudem dotarliśmy na metę, ale wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że kolejny dzień też będzie walką o przetrwanie.
Adam Małysz i Xavier Panseri na mecie Rajdu Dakar 2016 Adam Małysz i Xavier Panseri na mecie Rajdu Dakar 2016
Dużym wyzwaniem okazała się dla pana również jazda na bardzo dużych wysokościach.

- Nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciężko, ponieważ przygotowywałem się do takich warunków. Lekarz powiedział mi później, że każdy organizm inaczej reaguje na takie wysokości. Największym problem dla mnie okazała się raptowna zmiana wysokości. Bardzo szybko z poziomu 1300m n.p.m wjechaliśmy na 4500m n.p.m. i w takich warunkach jechaliśmy przez trzy dni. Czułem się tak, jakby głowa miała mi eksplodować. Niemal cały czas podawano mi tlen. Okazało się, że akurat mój organizm ma problem z aklimatyzacją do takich wysokości.

Martin Kaczmarski stwierdził, że organizatorzy Rajdu Dakar czasami przesadzają z wysyłaniem zawodników na niemal nieprzejezdne fragmenty trasy, a sam rajd powinien się zmienić z walki o przetrwanie na rywalizację czysto sportową. Zgadza się pan z tą opinią?

- Z jednej strony Martin ma rację, ale z drugiej Dakar to najtrudniejszy rajd świata. Na Dakarze poza ściganiem z rywalami chodzi o to, żeby przetrwać. Odpowiednie podejście w tym roku zaprezentował Stephane Peterhansel, który na początku jechał w czołówce, ale tracił do szybszych kierowców, kiedy jednak zaczęły się wydmy, pokazał, że jest dakarowym lisem i wszystkim odjechał.

Spodziewał się pan, że Peugeoty będą aż tak szybkie i kierowcy w innych samochodach nie będą w stanie ich dogonić?

- To był najlepiej obsadzony w kategorii samochodów Rajd Dakar w historii. Wiadomo było, że Peugeoty będą szybkie, ale zaskoczyły mnie tym, że tak dobrze radziły sobie na wąskich i krętych drogach. Francuzi świetnie dopracowali auta, widać, że włożyli w to dużo pracy i pieniędzy. Rzadko się zdarza, aby samochody z napędem na tylną oś wygrywały z czteronapędowymi, jak Mini.

Zobaczymy Adama Małysza w przyszłorocznym Rajdzie Dakar?

Mam nadzieję. Nie wszystko zależy ode mnie, ale na pewno chciałbym ponownie stanąć na starcie Rajdu Dakar.


Rozmawiał Maciej Rowiński

Zobacz także: Jaka będzie przyszłość Małysza w Rajdzie Dakar? Rafał Sonik zabrał głos

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×