Otarł się o śmierć, ale wrócił na Dakar. Teraz chce dotrzymać słowa zmarłemu ojcu

AFP
AFP

Luca Manca na długo zapamięta występ w Rajdzie Dakar w sezonie 2010. Włoch zanotował fatalny upadek, przez który jego życie było zagrożone. Po siedmiu latach Manca powrócił na trasę rajdu, przy okazji oddając hołd niedawno zmarłemu ojcu.

Początek roku 2010. Luca Manca jest debiutantem w Rajdzie Dakar i znajduje się w ścisłej czołówce. Chęć zwycięstwa nie zabija w nim jednak człowieczeństwa. Gdy na piątym etapie problemy z motocyklem miał Marc Coma, włoski motocyklista pomógł mu. Zatrzymał się i naprawił zniszczoną oponę w jego KTM-ie. Stracił cenny czas, ale nie zostawił kompana z trasy w potrzebie. W tym momencie zajmował dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej Dakaru.

- Walczyłem o czołowe lokaty, ale zatrzymałem się, aby pomóc Marcowi, bo był moim przyjacielem. To było dla mnie coś naturalnego. Zawsze się wspieraliśmy - przyznał po latach Manca.

Dzień później los nie był tak łaskawy dla Włocha. Na szóstym etapie, który rozgrywano w północnej części Chile, otarł się o śmierć. Manca zdołał przejechać około dziesięciu kilometrów na feralnym etapie i popełnił błąd. Wywrotka doprowadziła u niego do poważnych uszkodzeń mózgu, lekarze stwierdzili też złamanie czaszki. Włoski motocyklista znajdował się w stanie śpiączki.

Manca został przetransportowany do szpitala w Calamie, gdzie znajdował się pod opieką najlepszych specjalistów w kraju. Włoch oddychał za pomocą respiratora, a lekarze chcieli obniżyć ciśnienie w jego mózgu. 15 stycznia, osiem dni od wypadku, Manca został wybudzony ze śpiączki. Manca długo walczył o powrót do pełnej sprawności, ale osiągnął swój sukces.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar, czyli błoto, piach, kurz (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Od kilku miesięcy Włoch przygotowywał się do powrotu do Ameryki Południowej. Chciał jeszcze raz rzucić wyzwanie Dakarowi. - Kiedy się wybudziłem, to musiałem wszystkiego nauczyć się od nowa. Mówienie, chodzenie. To wszystko było nowością. Treningi zacząłem od roweru, bo nie mogłem złapać równowagi. Przez cztery lata od wypadku nie byłem w stanie jeździć samochodem - przekazał Manca za pośrednictwem oficjalnej strony rajdu.

Na kolejnej stronie przeczytasz o obietnicy, którą Luca Manca złożył niedawno zmarłemu ojcu. 
[nextpage]
W procesie rehabilitacji towarzyszył mu ojciec Filippo. Luca obiecał mu, że któregoś dnia jego stan poprawi się na tyle, że ponownie przystąpi do rywalizacji w Dakarze. Słowa dotrzymał, ale jego ojciec nie doczekał tego momentu. Zmarł przed dwoma laty. - Zawsze był u mojego boku. Już od małego uczył mnie jazdy na motocyklu. Obiecałem mu, że wrócę na Dakar. Nikt w to nie wierzył, ale ta myśl pomogła mi w powrocie do zdrowia. Teraz moim jedynym celem jest dotarcie do mety w Buenos Aires - dodał.

Manca w ramach przygotowań do Dakaru brał udział m. in. w Rajdzie Sardynii. W roku 2016 zdecydował się na występ w Rajdzie Maroko, gdzie dosiadał kierownicy motocykla KTM 450 Rally. To był generalny test przed Dakarem. Ciężkie treningi dały efekt i Manca poradził sobie z warunkami panującymi w Afryce. To oznaczało, że może pakować walizki do Ameryki Południowej i po raz kolejny zmierzyć się z Dakarem.

Przed siedmioma laty Włoch miał 30 lat i opinię motocyklisty, który może zdominować rajd wśród motocyklistów w kolejnych sezonach. Koszmarny wypadek wszystko zepsuł. - Czym jest dla mnie Dakar? Sposobem, aby pokazać, ile jestem wart i kim teraz jestem. Wiele osób patrzy na mnie nadal ze względu na przeszłość. Byłem obiecującym zawodnikiem, który miał rzucić wyzwanie Marcowi Comie czy Cyrilowi Despresowi - stwierdził Manca.

Niestety, po wypadku od Włocha odwrócili się sponsorzy. Manca bardzo długo zbierał budżet na starty w tegorocznej edycji imprezy. - Trenuję codziennie jak zawodowy kierowca. Pokonuję ponad 440 km rowerem każdego tygodnia. Odwiedzam siłownię, trenuję na motocyklu. To jest pełen program, przez co nie mogę mieć innej pracy. Nie było jednak łatwo znaleźć budżetu na to wszystko. Sponsorzy nie wierzyli we mnie tak bardzo, jak wtedy gdy byłem młody i szybki - przyznał przed rajdem Manca we włoskich mediach.

Dla Włocha celem numer jeden jest osiągnięcie mety w Buenos Aires, niezależnie na której pozycji. - Jestem szczęśliwy z samego faktu, że jestem w tym rajdzie. Nie chcę już żyć przeszłością. Chcę zapomnieć o tym wszystkim, co przeszedłem - podsumował Manca.

Łukasz Kuczera

Komentarze (0)