Krzysztof Hołowczyc: Brakuje mi Dakaru

Getty Images
Getty Images

Krzysztof Hołowczyc, trzeci kierowca Rajdu Dakar 2015, o rywalizacji w tegorocznej edycji, szybkiej jeździe Kuby Przygońskiego, szansach na przeniesienie Dakaru z Ameryki Południowej i tęsknocie za dakarową rywalizacją.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Nie żałuje pan, że nie ma pana teraz w Argentynie?

Krzysztof Hołowczyc: Gdzieś tam w środku mnie gniecie, że nie jestem na Dakarze, i kiedy śledzę, co się tam dzieje, serducho bije mocniej. Pojawiają się myśli, żeby w tym Dakarze jeszcze pojechać, ale nie chciałbym być kierowcą, który jedzie gdzieś poza pierwszą "10", tylko walczy z czołówką. Na podium już byłem, a tak naprawdę jest tylko jedno dobre miejsce na podium. To najwyższe. Teraz spokojnie trenuję sobie na zamarzniętym jeziorze. Trochę ćwiczę, żeby kości nie zardzewiały.

Tegoroczny Dakar się panu podoba? Z powodu złej pogody organizatorzy byli zmuszeni skracać i odwoływać etapy. Nie za mało jest ścigania?

- Nie zawsze udaje się organizatorom nad wszystkim zapanować. Przewidywana trasa była bardzo ciekawa, ale pogoda pokrzyżowała plany. Niestety, to są tak obszerne tereny, że nie da się wszystkiego ogarnąć. Dakar ma to do siebie, że drogi, po których mają jechać zawodnicy, mogą zniknąć w mgnieniu oka z powodu ulewy, czy lawiny błotnej. Ze swojej kariery pamiętam Dakar, w którym śmigłowce nie mogły latać z powodu burzy piaskowej i długo czekaliśmy na możliwość dalszej jazdy. Trzeba było, co 20 minut przestawiać samochód, żeby go nie zasypało. Takie sytuacje denerwują zawodników i kibiców, ale bezpieczeństwo musi być na pierwszym miejscu.

ZOBACZ WIDEO Śniadanie na Dakarze: czy leci z nami pilot? (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Dziewiąty etap miał być najdłuższym i najtrudniejszym. Może, zamiast go odwoływać, lepiej było poczekać i pojechać dzień lub dwa później?

- To rzeczywiście mogło być dobrym rozwiązaniem. Dziewiąty etap miał być najważniejszym momentem na Dakarze. Ten etap mógł w znaczący sposób zmienić układ klasyfikacji generalnej we wszystkich kategoriach, a jego odwołanie spowodowało, że Dakar jest już praktycznie rozstrzygnięty. Loeb wygra. Jeśli nie zrobi błędu, zwycięstwo ma w kieszeni. Dla Peugeota to wielka sprawa, a wygrana Loeba trochę zmieni oblicze rajdu. On się wywodzi z WRC i kibice z rajdów samochodowych dzięki niemu zainteresowali się Dakarem

Problemy z pogodą to już standard na Dakarze. Czy nie lepiej byłoby, aby rajd opuścił Amerykę Południową i wrócił do Afryki lub przeniósł się do Australii?

- Afryka to nie jest obecnie dobry pomysł. Chciałbym zobaczyć, kto w obecnej sytuacji odważyłby się tam jechać. Zagrożenie terrorystyczne, które spowodowało wyprowadzenie Dakaru z Afryki, wcale nie zmalało od tamtego czasu. Nikt rozsądny do Afryki nie pojedzie. Co prawda odbywają się tam rajdy, ale Dakar to zupełnie inna sprawa. Dla terrorystów zamach podczas takiego rajdu byłby dużą rzeczą.

A inne kontynenty?

- Po cichu mówi się o przeniesieniu Dakaru na trasę Moskwa-Pekin. To może być przyszłość Dakaru, są tam fantastyczne trasy. Jest to kontynuacja Silk Way Rally, który udało mi się w przeszłości wygrać. To długi i potężny rajd prowadzący wzdłuż Morza Kaspijskiego i Morza Czarnego. Ma w sobie ducha Dakaru. Te tereny mają tę przewagę nad Ameryką Południową, że łatwiej jest przewidzieć warunki pogodowe.

W tej edycji dobrze radzi sobie Kuba Przygoński. Ile mu jeszcze brakuje, aby powtórzyć pana sukces z 2015 roku?

- Kuba jedzie bardzo dobrze. Wytrzymuje psychicznie i nie popełnia błędów. Żeby być w pierwszej "10" na Dakarze, trzeba coś potrafić. Kuba już jest szybkim kierowcą, ale jeśli chce stanąć w przyszłości na podium, musi jeszcze przyspieszyć i zejść o dwie sekundy na kilometrze. Jeśli mu się uda, będzie mógł myśleć o jeździe w ścisłej czołówce i wygrywaniu etapów. Na tym najwyższym poziomie nie ma miejsca na odpuszczanie, trzeba jechać agresywnie, jakby to był rajd WRC. Kuba zasługuje na słowa uznania za to, co pokazuje na tym Dakarze, robi dobrą robotę i wierzę, że w kolejnych edycjach będzie jeszcze wyżej.

Teraz w Dakarze dominują peugeoty, czy ktokolwiek jest im w stanie zagrozić?

- Kierowcy Mini na pewno mają trudniej niż jeszcze kilka lat temu. Obecne przepisy zdecydowanie faworyzują Peugeoty, dlatego jestem zaskoczony, że mimo tego Mini radzi sobie tak dobrze. Mikko Hirvonen pokazał, że potrafi nawiązać równą walkę z peugeotami. Są jeszcze toyoty, ale one nie wytrzymują zwiększonej mocy, jaką w tym roku dysponują. Silnik jest świetny, ale za tym nie poszły inne podzespoły, które się posypały.

Nieźle spisuje się również Xavier Panseri, pilot z którym sięgnął pan po trzecie miejsce w Dakarze. W tym roku jedzie z debiutantem Mohamedem Abu-Issą, który do auta przesiadł się z quada. Coraz więcej zawodników z innych kategorii próbuje sił w samochodach.

- To bardzo ciekawa sytuacja, ponieważ już nie tylko motocykliści, ale też quadowcy zaczynają się przesiadać do samochodów. Może to odpowiedni kierunek dla Rafała Sonika. Kategoria aut jest na Dakarze najbardziej prestiżowa i Rafał powinien się nad tym zastanowić, ponieważ to bardzo ambitny zawodnik.

Rozmawiał Maciej Rowiński

Komentarze (0)