Dakar 2019. Ciąg dalszy świetnej jazdy Przygońskiego. "Wciąż jesteśmy w grze"

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Jakub Przygoński
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Jakub Przygoński

Świetny występ Kuby Przygońskiego na trzecim etapie Rajdu Dakar. Kierowca Orlen Team ponownie zajął miejsce na "pudle". Maciej Giemza i Adam Tomiczek zaliczyli mniej udany występ i dotarli do mety w piątej i szóstej dziesiątce.

Trzeci etap 41. Rajdu Dakar upłynął pod znakiem poważnych problemów faworytów. Te szczęśliwie ominęły Jakuba Przygońskiego. Choć załoga Orlen Team w Mini John Cooper Works Rally ponownie zaliczyła przebitą oponę, nie przeszkodziło to w świetnym występie.

Polak i jego pilot Tom Colsoul zameldowali się na mecie z trzecim czasem. Lepiej tego dnia spisali się jedynie Stephane Peterhansel (75. wygrany odcinek w historii Dakaru) i Nasser Al-Attiyah, który objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej.

- Mamy za sobą bardzo udany odcinek, mieliśmy świetne tempo, praktycznie od samego początku goniliśmy rywali. Udało nam się wyprzedzić Martina Prokopa, Cyrila Despres, z kolei problemy mieli Carlos Sainz i Harry Hunt. Etap był trudny, w pierwszej części po miękkich wydmach, potem po kamieniach, gdzie musieliśmy wymieniać koło. Ważne, że odcinek przejechaliśmy bezbłędnie nawigacyjnie i wciąż jesteśmy w grze - mówi Kuba Przygoński, zawodnik Orlen Team.

Polak zajmuje obecnie 5. miejsce w "generalce" i do prowadzącego Katarczyka traci blisko 14 minut. Na drugie miejsce wskoczył Yazeed Al-Rahji, trzeci jest Peterhansel. Carlos Sainz uszkodził samochód już na 38. kilometrze i dotarł do mety ze stratą ponad 4 godzin - podobnie jak liderujący po drugim odcinku Ginel de Villers (spadek na 39. pozycję).

ZOBACZ WIDEO "Prosto z Rajdu Dakar". Polacy stawiają wszystko na jedną kartę? "To nie jest taktyka na Dakar"

Powodów do zadowolenia nie mogą mieć za to motocykliści Orlen Team. Adam Tomiczek i Maciej Giemza mieli spore problemy nawigacyjne i zameldowali się na mecie w Arequipie odpowiednio na 43.i 61. miejscu.

- Etap okazał się bardzo wymagający, cały czas jechałem w kurzu na przemian z mgłą, często na pamięć. Przez około 175 kilometrów wszystko szło dobrze, po czym zgubiłem trasę i straciłem dużo czasu na szukanie. Gdyby nie to, byłoby dużo lepiej, bo jechałem dobrym tempem i nie miałem problemów z motocyklem. Teraz przed nami pierwsza część maratonu i 405 kilometrów odcinka specjalnego. Nawigacyjnie na pewno będzie równie trudno - mówi Adam Tomiczek z Orlen Team.

Słabszy wynik motocyklistów nie uszedł uwadze sztabu szkoleniowego załogi. Jednak mimo niższych pozycji na mecie i spadku w "generalce" Jacek Czachor ma nadzieję na dobry wyników Polaków na koniec Dakaru. - Ten etap nie poszedł dobrze, chłopaki mieli dość czasochłonne pomyłki nawigacyjne. Wiedzą, jakie błędy popełnili - podobne zresztą przydarzyły się wielu innym zawodnikom. Adam i Maciek będą starali się wyciągnąć z tego naukę i jechać dalej najlepiej jak potrafią. Przed nami jeszcze długa droga do mety i w mojej ocenie szansa na pierwszą dwudziestkę wciąż istnieje - mówi Jacek Czachor, legenda Dakaru i członek sztabu szkoleniowego Orlen Team.

Środowy etap wygrał Francuz Xavier de Soultrait, za którym finiszowali lider i wicelider klasyfikacji generalnej: Chilijczyk Pablo Quintanilla i Argentyńczyk Kevin Benavides. Podium "generalki" uzupełnia Sam Sunderland. Adam Tomiczek zajmuje obecnie 30., a Maciek Giemza 39. miejsce.

W czwartek przed uczestnikami Rajdu Dakar prawdziwe wyzwanie - zawodnicy ruszają na pierwszą część maratonu, kiedy nie będą mogli skorzystać z pomocy ekipy technicznej na biwaku. Czwarty etap obejmie ponad 400 kilometrów odcinka specjalnego – motocykliści skończą go w Moquegua, a kierowcy w Tacna.

Komentarze (0)