Silk Way Rally 2019: Rafał Sonik lawirował w kurzu ciężarówek. Polak nadal liderem

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Rafał Sonik
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Rafał Sonik

Po czterech dniach ścigania, Silk Way Rally ma dwóch wyraźnych liderów. W klasie samochodów etap za etapem wygrywa Nasser Al-Attiyah, a w klasyfikacji quadów nie ma sobie równych Rafał Sonik.

W środę Rafał Sonik, siedmiokrotny triumfator Pucharu Świata, ponownie był najszybszy na trasie Silk Way Rally. Na najdłuższym odcinku specjalnym dotarł do mety z ponad godzinną przewagą nad najbliższym rywalem.

- Taki etap to już konkrecik - cieszył się na starcie Rafał Sonik, wiedząc że będzie mieć do pokonania 470 km mongolskich bezdroży na zachód od Ułan Bator.

Czytaj także: 50 lat Franka Williamsa w F1. Smutny jubileusz

- Odcinki tutaj są bardzo szybkie, więc między nami a motocyklistami powstają znaczące różnice czasowe, ale ani na chwilę nie można tracić uważności. Priorytetem podczas etapów maratońskim jest oszczędzać siebie i quada. Hasłem na dziś jest więc: ostrożność, ostrożność i tempo! - zapowiedział rajdowiec jeszcze przed startem.

ZOBACZ WIDEO: Wielki projekt Lewandowskiego. "Chciałbym, żeby pierwszy taki obiekt ruszył za dwa - trzy lata"

Doświadczony krakowianin, patrząc na listę startową do czwartego odcinka przewidział doskonale sytuację, która miała potem miejsce na trasie. Motocykle i quady startują w Silk Way Rally po raz pierwszy i organizator wyznaczył zbyt krótki czas pomiędzy ostatnim motocyklem ruszającym w step, a pierwszym samochodem.

W efekcie już po 230 km, "SuperSonika" wyprzedził Nasser Al-Attiyah, a podczas tankowania… pierwsze ciężarówki.

- To co działo się w drugiej części etapu, to była gra o przetrwanie. Kiedy tylko słyszałem, że zbliża się do mnie samochód lub ciężarówka, zjeżdżałem z trasy, zatrzymywałem się i czekałem nie tylko jak przejedzie, ale również do momentu kiedy opadnie kurz. Może traciłem czas, ale priorytetem - zwłaszcza na etapie maratońskim - jest bezpieczeństwo. Niektórzy ruszali zbyt szybko w ślad za mijającymi ich kolosami i z tego powodu, choćby Max Hunt wpadł w rozpadlinę i zabrał go z trasy śmigłowiec… Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, bo momentami było naprawdę niebezpiecznie - relacjonował lider rajdu.

Mimo tych trudności polska Yamaha Raptor dojechała na biwak maratoński w Ułan Bator bez szwanku. Aleksander Maksimow z powodu przebitej opony stracił ponad godzinę i w klasyfikacji generalnej ma już do odrobienia ponad półtorej godziny.

Arkadiusz Lindner ponownie borykał się z kłopotami technicznymi. We wtorek pokonał spory dystans na trzech kołach, ale w środę musiał już skorzystać z pomocy organizatora by dotrzeć na metę. Drugi z Polaków będzie mógł kontynuować ściganie, ale musi się liczyć z potężną karą czasową.

Czytaj także: Ostatni wyścig Łukasza Lonki. Przyjaciele żegnają mistrza

Rafał Sonik po sześciu godzinach spędzonych na odcinku specjalnym, miał godzinę na dokonanie ewentualnych napraw, a następnie wstawił maszynę do parku zamkniętego.

- Wymieniłem filtr powietrza, ponieważ był całkiem zapchany po jeździe w kurzu, sprawdziłem poziomy wszystkich płynów, napięcie łańcucha, ciśnienie w kołach i stan zębatek - wszystko co niezbędne, by jutro rano ze spokojem ruszyć na kolejny oes -zakończył rajdowiec pełen optymizmu przez piątym, liczącym 365 km etapem.

Komentarze (0)