W poniedziałek kierowcy rywalizowali na trasie odcinka specjalnego liczącego 334 kilometry. Jest to drugi pod względem długości OS - nieco dłuższy będzie 3. etap (340 km). Jakub Przygoński i Timo Gottschalk w połowie dystansu zaliczyli awarię, której usunięcie kosztowało ich sporo czasu. Do momentu usterki zawodnicy Orlen Team jechali dobrym, równym tempem, plasując się na czołowych pozycjach.
- Po niedzielnych zmianach ustawień samochód dobrze się prowadził, z czego bardzo się cieszę. Niestety w jednym miejscu wskoczyliśmy w głęboką dziurę, jechaliśmy trochę za szybko i zgięliśmy wahacz. Musieliśmy się zatrzymać, żeby go wymienić, co nie było łatwe, ponieważ trudno było nam go wyjąć z ramy. Na szczęście mieliśmy zapasowy i udało nam się go zreperować - powiedział po etapie Przygoński.
- Cieszę się, że jesteśmy na mecie, bo to był zwariowany dzień. Cały czas poznajemy samochód i nadal jesteśmy w grze, potrzebujemy po prostu więcej kilometrów, żeby zgrać się z naszym nowym autem - dodał kierowca Orlen Team.
ZOBACZ WIDEO F1. Dobra zmiana Roberta Kubicy. "Widać same plusy"
Zwycięzcą odcinka został Nasser Al-Attiyah, który tym samym umocnił się na prowadzeniu w całym rajdzie. Katarski kierowca ma obecnie ponad godzinę przewagi nad drugą załogą. Jakub Przygoński i Timo Gottschalk stracili w poniedziałek do triumfatora godzinę i pięćdziesiąt minut. W klasyfikacji generalnej ich strata do lidera to dwie godziny.
Rajd Kataru jest pierwszym, w którym załoga Orlen Team korzysta z Toyoty Hilux. Po tegorocznym Rajdzie Dakar Przygoński postanowił bowiem zakończyć pięcioletnią relację z niemieckim X-raidem, który odpowiadał za przygotowanie jego MINI do startów.
Czytaj także:
Testy F1 w Barcelonie. Alfa Romeo tuż za Mercedesem
Długotrwała misja Roberta Kubicy