Długość odcinka specjalnego wynosiła w poniedziałek 338 kilometrów. Pod koniec próby pojawiła się pierwsza naprawdę duża sekcja wydm. Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk prowadzili od samego początku, stopniowo budując przewagę nad rywalami, aż do punktu pomiaru czasu na 244. kilometrze.
Później załoga zatrzymała się, aby udzielić pomocy załodze Andreas Mikkelsen - Ola Floene, która tuż przed nimi dachowała. Sędziowie zadecydowali o "zwróceniu" załodze czasu, który straciła pomagając norweskim kolegom, przez co Goczał i Gospodarczyk zostali zasłużenie zwycięzcami etapu.
Przez niedzielne problemy dopiero 80 minut za czołówką klasy na trasę wyruszyli Marek Goczał i Łukasz Łaskawiec. Kolejne czasy na poszczególnych punktach kontrolnych od razu sugerowały, że załoga Cobant Energylandia Rally Team wraca do walki na dobre. Ostatecznie duet zakończył dzień na świetnej szóstej pozycji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
- Za nami bardzo udany etap. Jechało się nam świetnie, nawigacja nie była trudna. Starałem się bardzo tego pilnować po niedzielnym zamieszaniu. Na 260. kilometrze się zatrzymaliśmy. Tuż przed nami dachował Andreas Mikkelsen. Pobiegłem szybko na szczyt wydmy, aby ostrzec inne załogi, żeby nikt na nich nie najechał - powiedział na mecie Szymon Gospodarczyk, pilot Can-Ama z numerem 403.
- Pożyczyliśmy im swoją linę i pojechaliśmy dalej. Mijaliśmy też Arona Domżałę, który miał awarię półosi. To był trudny, ale dobry dla nas etap, jedziemy dalej i walczymy - dodał pilot Michała Goczała.
We wtorek zawodnicy zmierzą się na etapie z Al Artawiyah do Al Qaysumah. Odcinek specjalny będzie miał długość 255 kilometrów. Organizator zapowiada, że pierwsza część będzie bardziej piaszczysta i techniczna, zaś druga nieco szybsza i łatwiejsza. Jak tym razem poradzą sobie załogi Cobant Energylandia Rally Team?
Czytaj także:
Ferrari znów namiesza w F1? Włosi zbyt długo czekają na tytuł
Red Bull poszedł do sądu. Nie zgadza się na odejście pracownika