Finowie rozpoczynają drugą fazę turnieju z szóstego miejsca w grupie F, mając na swoim koncie dwa punkty, wywalczone w starciu przeciwko Kubańczykom. O ich pewnych triumfach nad Koreą Południową oraz Tunezją nikt nie będzie długo pamiętał, ponieważ obie te drużyny pożegnały się już z mundialem. Mimo niezbyt korzystnej pozycji wyjściowej, atmosfera panująca w fińskich szeregach jest bardzo pozytywna. - Gramy wspaniały turniej, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcemy zdobyć tak wiele punktów, jak tylko się da i cały czas piąć się do góry. Nie jesteśmy faworytami, ale w siatkówce wszystko może się zdarzyć - skomentował kapitan Antti Siltala.
[ad=rectangle]
- Możemy być usatysfakcjonowani, ponieważ najważniejszy cel, czyli awans do drugiej fazy, już osiągnęliśmy. Teraz musimy utrzymać pewność w grze i walczyć o każdą piłkę z pełnym poświęceniem - dorzucił z kolei Tuomas Sammelvuo. W pierwszej rundzie, 38-letni szkoleniowiec mógł bardzo mocno polegać na atakującym Ollim-Pekce Ojansivu, który dość niespodziewanie zrobił wielką furorę na parkiecie katowickiego Spodka. Wprawdzie nie zaczynał wszystkich spotkań w wyjściowym składzie, ale to właśnie jego wejście odwróciło losy ważnego spotkania z Kubą, wygranego przez Suomi, w dramatycznych okolicznościach, 3:2. Zdobył w nim aż 23 punkty, a ponadto bardzo pozytywnie wypadł też w przegranych bojach z Brazylią (16 pkt) oraz Niemcami (18 pkt).
Atutem Finów jest również możliwość swobodnej rotacji na pozycji rozgrywającego, gdzie na przemian występowali doświadczony, 36-letni Mikko Esko i młodszy, 25-letni Eemi Tervaportti. Ponadto "ósmym" zawodnikiem skandynawskiego zespołu powinna być także niesamowita publiczność, która w Katowicach zjawiła się pewnego dnia nawet w liczbie 7 tysięcy! - Atmosfera na rozgrywanych przez nas meczach była szalona. Kibice na pewno byli naszym siódmym zawodnikiem. Czuliśmy się, jakbyśmy grali u siebie - przyznał środkowy Konstantin Shumov.
Wszystkie wymienione zalety reprezentacji Finlandii nie sprawiają jednak, że w środowym starciu z Rosją jest ona postrzegana w roli faworyta. Sborna wywalczyła w pierwszej fazie mundialu 14 "oczek", z czego 8 zabrała ze sobą do drugiej rundy. To daje jej na starcie drugą pozycję, tuż za Brazylijczykami (9 pkt). - Nie postrzegamy siebie jako faworytów grupy F, ponieważ każda drużyna jest w niej silna. Oczywiście, zakwalifikowaliśmy się do niej z pierwszego miejsca, ale teraz gra zaczyna się od początku, w nowym mieście i przeciwko kompletnie nowym rywalom - wyjaśnił szkoleniowiec Andriej Woronkow.
Silne strony Rosjan można wymieniać praktycznie w nieskończoność, natomiast przede wszystkim warto się skupić na dwóch z nich. Pierwszym jest osoba Dmitrija Muserskiego, którego obecność na parkiecie robi wielką różnicę. Środkowy dał prawdziwy popis swoich umiejętności w najważniejszych meczach w grupie C, przeciwko Kanadzie (18 pkt - 12/14 w ataku, 1 blok, 5 asów) oraz Bułgarii (23 pkt - 11/13 w ataku, 6 bloków, 6 asów).
W potyczce przeciwko zawodnikom prowadzonym przez Plamena Konstantinowa, wygranej 3:2, nie po raz pierwszy ujawnił się ogromny atut rosyjskiej drużyny w postaci potężnej siły ognia na zagrywce. To ten element w największej mierze pozwolił jej skutecznie wrócić do gry ze stanu 0:2. - Serwis odwrócił obraz gry po dwóch wygranych przez nas partiach. Rosjanie zdobyli 17 punktów zagrywką, przy tylko 11 błędach w tym elemencie. To jest niewiarygodne! - zachwycał się kapitan Bułgarów, Todor Aleksiew.
- Obecna ekipa jest osłabiona o 25 procent, ponieważ brakuje w niej Maksima Michajłowa, Jewgienija Siwożeleza oraz Aleksieja Werbowa - powiedział Woronkow. Brak wspomnianej trójki nie wyklucza jednak Rosji ze ścisłego grona faworytów do zwycięstwa w całym turnieju. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że Finlandia jest w tym pojedynku skazywana na pożarcie. I nic nie wskazuje na to, by do powstrzymania rosyjskiego natarcia przyczyniła się nawet ewentualna kilkutysięczna liczba sympatyków Suomi.