"Wszyscy widzieli". Awantura w meczu Polaków w LM

PAP / Na zdjęciu: Trener Grupy Azoty Tuomas Sammelvuo
PAP / Na zdjęciu: Trener Grupy Azoty Tuomas Sammelvuo

- Wszyscy widzieli, jaki był błąd. My również zobaczyliśmy to w trakcie akcji - mówi Marcin Janusz o awanturze z wideoweryfikacją podczas ćwierćfinału Ligi Mistrzów. To Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest bliżej awansu po thrillerze.

Tie-break ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle prowadzi z Itas Trentino 2:0, a Bartosz Bednorz ma szansę na podwyższenie wyniku. Nie kończy jednak piłki, ale siatka aż się trzęsie po tym, jak Włosi w nią wpadli. Sędzia jednak milczy, a przyjezdni kończą atak.

I robi się gorąco. Polacy chcą poprosić o challenge, a Włosi gromko protestują. W końcu w europejskich pucharach, w odróżnieniu od PlusLigi, trzeba prosić o sprawdzenie w trakcie akcji. Dyskusje trwają kilka minut, ale w końcu dochodzi do wideoweryfikacji, w której widać wyraźny błąd przyjezdnych, jednak trener Trentino kłóci się, że do niej w ogóle nie powinno dojść, a Polacy poprosili o sprawdzenie po czasie.

- Wszyscy widzieli, jaki był błąd. My również zobaczyliśmy to w trakcie akcji. Nie wiedzieliśmy, w jakim momencie poproszono o sprawdzenie. To rzecz, nad którą trzeba się zastanowić. W PlusLidze mamy challenge, w którym można sprawdzać całą akcję, one zazwyczaj nie są długie. Czasem to buduje niepotrzebne zamieszanie - mówi o całym zamieszaniu Marcin Janusz.

Krok w stronę półfinału

W tym meczu żadna przewaga nie była bezpieczna. Zarówno ZAKSA, jak i Trentino traciły kilkupunktowe przewagi, a emocje były w zasadzie do samego końca.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

- Zdecydowanie dreszczowiec. To mecz, w którym żadna przewaga nie była bezpieczna czy to z naszej strony czy ze strony Trentino. To rzecz, która cechuje duże zespoły. Szacunek za to, co pokazali, bo grało się niesamowicie trudno - przyznaje rozgrywający.

Ostatecznie podopieczni Tuomasa Sammelvuo wygrali 3:2. I nawet w tie-breaku, mimo że prowadzili 8:2, to Itas Trentino pod koniec był w stanie im zagrozić.

- To działa w dwie strony. Spotykają się dwa mocne zespoły, które mają wiele argumentów poza pierwszą akcją. Mogą zdobyć punkty na zagrywce, w bloku i my to czuliśmy. W tie-breaku momentami robiło się gorąco, ale jeszcze raz pokazaliśmy, że potrafimy wychodzić z trudnych momentów - ocenia.

- Potrafią kończyć, niezależnie od przyjęcia. Świetnie nabijają na blok, mierzenie się z taką drużyną jest bardzo irytujące. My jednak też takim zespołem jesteśmy - dodaje.

"Jesteśmy gotowi na cierpienie"

Już w czwartek, 16 marca o godz. 20:30 drużyny zmierzą się we Włoszech. Wygrana w jakimkolwiek stosunku da awans polskiej ekipie. Jeśli Itas Trentino zwycięży 3:0 lub 3:1 to Włosi znajdą się w najlepszej czwórce. Przy zwycięstwie gospodarzy 3:2 zostanie rozegrany złoty set.

- Z jednej strony tam jest lekka przewaga, ale z drugiej nic jeszcze nie mamy. Musimy wyjść i wygrać tam, choć to będzie zdecydowanie trudniejsze. Rywale u siebie zagrają jeszcze lepiej, ale jesteśmy gotowi na cierpienie - kończy Marcin Janusz.

Czytaj więcej:
Świetny spektakl w Kędzierzynie-Koźlu, Grupa Azoty ZAKSA zbliżyła się do półfinału Ligi Mistrzów

Komentarze (0)